Co miał na myśli Phil Jones, gdy pisał w najsłynniejszym chyba z wykradzionych emaili “Climategate”, że chce zastosować “trik” Michaela Manna i “ukryć spadek” (“hide the decline“)? Czy coś naprawdę trzeba było ukryć? A jeśli tak, to co i dlaczego?
Powyższa fraza dodawała skrzydeł denialistom przez miesiące. Powstał nawet w miarę zabawny klip piosenki pod tytułem Hide the decline, którą Mann moim zdaniem niepotrzebnie starał się zetrzeć z Intermetu, jedynie zwiększając jej popularność.
A co trzeba było ukrywać? Na to akurat łatwo odpowiedzieć. Otóż to:
Na wykresie przedstawiono anomalie temperatury (północnej półkuli, ale bez tropików) dla danych z pomiarów meteorologicznych (czarna linia) oraz z rekonstrukcji temperatur dokonanej za pomocą pomiarów szerokości słojów drzew (pozostałe linie). Widać, że do roku 1980 temperatury z pomiarów meteorologicznych i słoje drzew zachowują się podobnie. W praktyce oznacza to, że roczne przyrosty drewna są proporcjonalne do temperatur. Jednak coś się dzieje dziwnego po roku 1980, gdzie przyrost drewna “nie nadąża” za wzrostem temperatury.
Jones, podobnie jak wcześniej Mann w artykule w Nature, na wykresie, jaki przygotowywał dla Światowej Organizacji Meteorologicznej, zakończył wykresy rekonstrukcji temperatur na podstawie danych o grubości słojów drzew w 1960 roku (bo rozbieżność zaczyna się już wtedy, chociaż po roku 1980 jest już spektakularna). Wykres jaki przygotował to chyba to.
Czy ukrył coś istotnego? Na pewno nie spadek temperatur (jak by wynikało z wspomnianej piosenki Hide the decline). W końcu pomiary meteorologiczne mierzące temperaturę wprost są z definicji pewniejsze niż jakiekolwiek proxy (pomiar pośredni). Owe proxies używamy z konieczności dla okresów, gdy jeszcze nie było pomiarów meteorologicznych. Dane z ostatniech 130 lat, gdy mamy takie pomiary używane są do kalibrowania metod opartych na proxies. Czy jednak nie powinien był tego lepiej opisać? Pewnie tak. Mann w artykule, do którego aluzję robił Jones [1] wyraźnie opisał w podpisie to, że rekonstrukcja kończy się na 1980 roku, a dane instrumentalne na 1995 r.
Ważniejszym pytaniem jest czy Jones (a wcześniej Mann) ukrywali coś istotnego przed środowiskiem naukowym. I tu też łatwo odpowiedzieć na pytanie. Nie ukrywali, bo problem był znany od dawna. W artykule przeglądowym na ten temat (D’Arrigo i inni 2008 [2]) cytowane jest prawie 100 pozycji literatury na ten temat. Wykres powyżej pochodzi nawiasem mówiąc dokładnie z tego artykułu. Omawiany problem zresztą nosi nazwę angielskojęzyczną “divergence probmem” (jak w tytule artykułu D’Arrigo i innych) i dorobił się już nawet swojej strony na Wikipedii.
Czyli jak zwykle u denialistów “z igły widły”. Czy to zatem koniec wpisu? Nie. Problem jest bowiem istotny dla rekonstrukcji temperatur. Jeśli grubość słojów drzew nie zależy w przewidywalny sposób od temperatury to rekonstrukcje na nich oparte są niewiele warte. Wydaje się jednak, że nie jest tak źle. Mamy obecnie bardo dużo różnych proxies: dane izotopowe z rdzeni lodowcowych, stalagmitów z jaskiń, rdzeni osadów morskich i jeziornych, a nawet pomiarów temperatur w odwiertach geologicznych. I wszystkie te metody pokazują (w granicach swoich błędów) to samo, co słoje drzew. Zatem problem wydaje się ograniczać do ostatnich kilkudziesięciu lat i jest zatem prawie na pewno antropogeniczny. Mówiąc prościej: to też nasza robota. Z punktu widzenia rekonstrukcji klimatycznych to dobra wiadomość, chociaż nie ma co tańczyć na ulicach. Ten problem skraca bowiem istotnie okres na którym można wiarygodnie kalibrować metody rekonstrukcji temperatur. Pozostaje nam okres zaledwie jednego stulecia: od około 1860 do około 1960 roku.
Mój ulubiony (chociaż hipotetyczny) uważny czytelnik zauważy jednak, że blog nie jest o denialistach i ich pomysłach, a o nauce. No, właśnie. Naprawdę ciekawe rzeczy zaczynają się w tym miejscu. A jest to próba odpowiedzi na pytanie, co w ostatnich dekadach jest przyczyną owej rozbieżności temperatur instrumentalnych i wyznaczonych ze słoi drzew. Artykuł przeglądowy D’Arrigo i współautorów wymienia cały szereg możliwych przyczyn, wszystkie antropogeniczne, albo wprost wynikające z działalności człowieka albo poprzez niespotykane od tysięcy lat tempo wzrostu (także antropogeniczne) temperatury w ostatnich dekadach:
- możliwe nieliniowości zależności wzrostu drzew od temperatury lub wartości progowe, powyżej których wzrost ten zachowuje się inaczej,
- zmiany wilgotności pod wpływem globalnego ocieplenia,
- różny efekt dobowych temperatur maksymalnych i minimalnych (skądinąd wiadomo, że różnica ich pod wpływem efektu cieplarnianego maleje),
- ubytek ozonu stratosferycznego (“dziura ozonowa”) ujemnie wpływający na wzrost drzew poprzez zwiększenie ilości promieniowania ultrafioletowego,
- wzrost zadymienia atmosfery (“global dimming“), czyli bardziej fachowo wzrost koncentracji aerozoli antropogenicznych w troposferze powodujący zmniejszenie poziomu oświetlenia na powierzchni Ziemi, a zatem zmniejszenie fotosyntezy (w tym kontekście nie mogę nie wspomnieć, iż dyskutowano także wpływ wiosennych mgieł antropogenicznych w wysokich szerokościach, a od ich nazwy “Arctic haze” pochodzi przecież moje blogowe imię).
Jedyną nieantropogeniczną przyczyną wspomnianą w w/w dyskusji były możliwe artefakty statystyczne związane z końcem serii czasowej. Jednak ilość miejsca poświęcana każdej z nich wyraźnie wskazuje na to, że autorzy skłaniali się do przypisania największego znaczenia ubytkowi ozonu w górnych warstwach atmosfery i zwiększeniu zadymiania dolnych warstw. Obie te przyczyny mogą mieć wpływ na omawiane zjawisko, jednak co ciekawe autorzy artykułu sprzed 2 lat nie wiedzieli jeszcze o dwóch najważniejszych czynnikach antropogenicznych wpływających na wzrost drzew (zresztą w przeciwne strony). Nie mogli zresztą, bo artykuł był złożony do druku w listopadzie 2006 [3], a wszystko o czym piszę poniżej opublikowano później.
Gdy usłyszałem o treści tego emaila i problemie ze słojami drzew, pierwszą moją myślą było użyźnianie drzew przez dwutlenek węgla. Efekt byłby jednak odwrotny do obserwowanego. Autorzy artykułu przeglądowego z 2008 roku wspominają o tym zjawisku mimochodem, zaznaczając że jego istnienie jest w chwili obecnej bardzo niepewne. Pisząc to nie mogli wiedzieć, że jest zanieczyszczenie antropogeniczne znacznie bardziej przyśpieszające wzrost drzew. A jest nim azot.
Oczywiście nie mam na myśli azotu molekularnego (N2), który stanowi znaczącą większość (78%) naszej atmosfery. Jest on jednak niedostępny dla roślin, z wyjątkiem nielicznych, głównie tzw. motylkowych – czyli w najnowszej terminologii bobowatych, którym symbiotyczne bakterie brodawkowe (nie, nie wymyślam tych polskich nazw!) zamieniają go na postacie możliwe do użycia przez pozostałe rośliny. Dlatego właśnie współczesne rolnictwo nawozi pola (dostępnym dla roślin) azotem w wielkich ilościach i dlatego uważany jest on za zanieczyszczenie powodujące niekorzystne zmiany w wielu ekosystemach (w tym w jeziorach, a nawet przybrzeżnych morzach, fachowo proces ten zwie się eutrofizacją). W sumie zdołaliśmy już podwoić ilość azotu dostępnego dla roślin produkowanego w procesach naturalnych [4].
Od dawna wiadomo było, że proces ten wpływa także na prędkość wzrostu lasów, szczególnie na glebach ubogich w azot. Poniższy rysunek pochodzi z artykułu [4] z 2007 roku, ale przedstawia wyniki eksperymentu z użyźnianiem lasu azotem rozpoczętego w latach 1920-ch:
Po lewej widać gałązkę sosny użyźnianej azotem, a w środku nieużyźnianej. Efekt jest oczywisty. Po prawej widać jak inny eksperyment, rozpoczęty w 1987, gdzie azot wpływa na to, co nas bezpośrednio interesuje, czyli na grubość corocznych przyrostów (słoi) drewna. Gdyby nie to, że znak efektu jest dokładnie odwrotny do oczekiwanego moglibyśmy uważać “divergence problem” za rozwiązany.
Ale żarty na bok. Właśnie w 2007 roku ukazał się przełomowy artykuł Magnani i inni [5], pokazujący jak istotne dla lasów, nawet bardzo odległych od miast i rolnictwa, jest użyźnianie azotem. I do tego jak się okazuje wystarczy azot dostarczany z deszczem (fachowo nazywa się to depozycja mokrą):
Na wykresie powyżej po lewej stronie przedstawiono zależność produkcji pierwotnej netto (nie jest to to samo co grubość słoi drzew, ale wielkości te są oczywiście od siebie zależne dość bezpośrednio) od temperatury. To właśnie ta zależność pozwala na użycie słoi drzew jako proxy temperatury. Zwraca jednak uwagę niski współczynnik korelacji. Wartość jego kwadratu (czyli współczynnik determinacji) R2=0,41 oznacza, że temperatura tłumaczy tylko 41% zmienności przyrostu masy drzewa. To nie najlepiej ale w rekonstrukcji temperatur nie można za bardzo wybrzydzać – musimy używać te proxies jakie dają jakąkolwiek informację o temperaturze.
Jednak tym bardziej uderza, że 97% przyrostu masy drzewa można wyjaśnić ilością azotu dostarczanego z deszczem (prawy panel rysunku). To naprawdę mocny wynik. I to pomimo, że z zacytowanych współczynników determinacji, tłumaczących łącznie więcej niż 100% zmienności wynika, że parametry te muszą być skorelowane także ze sobą (większa temperatura odpowiada większej depozycji mokrej azotu).
To jednak nadal nie tłumaczy dlaczego przyrosty roczne drzew na półkuli północnej są w ostatnich dekadach mniejsze niż wynikałoby z panujących temperatur. Azot przecież zwiększa, a nie zmniejsza, tempo wzrostu drzew. Ostatnio znaleziono jednak czynnik, który może to wytłumaczyć. Jest to nie azot, a siarka. To, że tlenki siarki szkodzą lasom, szczególnie iglastym, wiedziano od wielu lat. Te związki emitowane przez elektrownie to przecież przyczyna kwaśnych deszczy, które w Europie centralnej i północnej były w ostatnich dekadach zmorą lasów (u nas praktycznie zniszczyły w latach 1970-ch i 1980-ch lasy w Sudetach). To dlatego obecnie elektrownie węglowe muszą być wyposażone w filtry. Jednak nie sądzono, że efekt ten będzie znaczący w lasach odległych od cywilizacji. A jest.
W opublikowanym w lipcu tego roku artykule Savva i Berninger [6] zbadano wpływ depozycji siarki na lasy sosnowe Skandynawii i Północnej Rosji. Dokładniej zbadano wpływ i azotu i siarki. Siarka wyraźnie przeważała, przynajmniej dla sosen lasów północnych. Oto wynik dla siarki przy stałej wartości depozycji azotu (1,14 kg azotu na hektar na rok), wynik zastosowania regresji liniowej wielu zmiennych (“multiple regression“).
Podane na osi pionowej residua (“reszty”) oznaczają wpływ siarki już po uwzględnienia wpływu temperatury (i wieku drzew). Wartość regresji jest mniejsza niż u Magnaniego i innych dla azotu, ale statystycznie istotna (R=0,44; p=0,02 dla fanów statystyki). Co ciekawe dodatkowo okazało się, że efekt siarki pomaga sosnom lepiej znosić suszę. Siarka sprawia, że aparaty szparkowe (“stomata“) igieł są bardziej zamknięte. Utrudnia to sosnom rośniecie (mniejszy dostęp dwutlenku węgla), ale także zmniejsza parowanie.
Jest to pierwszy rezultat tego typu i na pewno wymaga dalszych badań. Jednak wydaje się, że jest to coś, co może wreszcie wyjaśnić “diversity problem“. Moment jego pojawienia się odpowiada mniej więcej pojawieniu się kwaśnych deszczów. Duży udział lasów północnych i górskich w rekonstrukcjach temperatur z użyciem grubości słoi sprawia, że już obecny wynik dla sosen sam w sobie jest nie bez znaczenia. Czyli problem rozwiązany? Na pewno trzeba dalszych badań, ale wydaje się, że wreszcie jesteśmy na dobrym tropie.
Jest tu jednak aspekt znacznie ważniejszy niż rekonstrukcje paleoklimatyczne. Efekt azotu i siarki na tempo przyrostu biomasy lasów ma znaczenie bezpośrednie dla cyklu węgla, czyli także tego jak szybko będzie przybywało w atmosferze dwutlenku węgla. Obecnie z tych około 10 Gt (dla równego rachunku) emitowanego przez nas rocznie węgla w postaci CO2, około połowa pozostaje w atmosferze, ćwierć jest absorbowana przez oceany, a ćwierć przez biosferę lądową. To ostatnie oznacza, że biomasa lasów wchłania netto, co roku, około 2,5 Gt węgla [7]. Stary las nie powinien netto ani pochłaniać ani emitować CO2. Gnicie starych przewróconych drzew wyrównywane jest w nim przez przybywanie masy przez wzrost młodych drzew (czyli jeśli się dobrze zastanowić to szkolna nauka o lasach jako “płucach Ziemi” to tylko bajka dla dzieci). Jednak wiemy z obserwacji, że lasy w ostatnich dekadach pochłaniają olbrzymią jego ilość. Część z tego to odrastanie lasów w Północnej Ameryce i Europie na terenach porolniczych. Część uważana była do niedawna za efekt “nawożenia dwutlenkiem węgla”. Jednak coraz bardziej wydaje się, że jest to raczej nawożenie azotem. A to jest niepokojące, bo jeśli rozwiążemy problem nadmiernego nawożenia azotem to możemy też zmniejszyć lub nawet zakończyć proces pochłaniania netto CO2 przez lasy naszej planety. Czyli więcej tego gazu każdego roku pozostanie w atmosferze wzmacniając efekt cieplarniany.
Drugi aspekt tego związany jest z pomysłami chłodzenia Ziemi przy pomocy geoinżynierii. Jeden z najbardziej propagowanych pomysłów to rozsiewanie aerozolu siarkowego w stratosferze. Odbija on (rozprasza) silnie światło słoneczne chłodząc planetę. Z tym, że związki siarki będą musiały prędzej czy później opaść na powierzchnię ziemi z deszczem, a nawiasem mówiąc rozpuszczony w wodzie SO2 to kwas siarkawy (czyli wg. najnowszej terminologii chemicznej kwas siarkowy IV). Czyli kwaśny deszcz. A to, jak wskazują wyniki omówionych tu nowych wyników badań, może dodatkowo zmniejszyć ilość CO2 pochłanianego przez lasy dzięki nawożeniu azotowemu osłabiając część efektu geoinżynierii i absolutnie nie pomagając rozwiązać pogłębiającego się problemu zakwaszania oceanów dwutlenkiem węgla.
Jednak geoinżynieria to zupełnie inna historia…
[1] Mann M.E., Bradley R.S., Hughes M.K. (1998) “Global-scale temperature patterns and climate forcing over the past six centuries”, Nature, 392, 779-787
[2] DARRIGO, R., WILSON, R., LIEPERT, B., & CHERUBINI, P. (2008). On the ‘Divergence Problem’ in Northern Forests: A review of the tree-ring evidence and possible causes Global and Planetary Change, 60 (3-4), 289-305 DOI: 10.1016/j.gloplacha.2007.03.004
[3] Około półtoraroczny okres oczekiwania na wydanie artykułu w Global and Planetary Change pokazuje jak niektóre wydawnictwa (w tym przypadku Elseviere) są niekompatybilne z epoką Internetu. Zresztą, żeby było ciekawiej w artykule datowanym “2008” napisano, że tekst był dostępny on-line w… marcu 2007. Najwyraźniej Elsevierem targają przeciwstawne siły tradycji i postępu.
[4] Högberg P. (2007). Nitrogen impacts on forest carbon. Nature, 447,, 781-782
[5] Magnani F, Mencuccini M, Borghetti M, Berbigier P, Berninger F, Delzon S, Grelle A, Hari P, Jarvis PG, Kolari P, Kowalski AS, Lankreijer H, Law BE, Lindroth A, Loustau D, Manca G, Moncrieff JB, Rayment M, Tedeschi V, Valentini R, & Grace J (2007). The human footprint in the carbon cycle of temperate and boreal forests. Nature, 447 (7146), 848-50 PMID: 17568744
[6] Savva, Y., & Berninger, F. (2010). Sulphur deposition causes a large-scale growth decline in boreal forests in Eurasia Global Biogeochemical Cycles, 24 (3) DOI: 10.1029/2009GB003749
[7] Ten efekt nie obejmuje skutków wycinania przez nas lasów, głównie tropikalnych (ok. 2 Gt węgla rocznie). To z przyczyn historycznych wliczamy do tych 10 Gt emisji.
Hits: 374
Wyrażałem w tym wpisie pogląd, że to nie CO2 a związki azotu użyźniają lasy sprawiając, że rosną lepiej. Sądząc z komentarzy nie przekonałem zbyt wielu osób.
A tu nagle pojawia się artykuł M. F.-K. Bader i inni 2013, “Central European hardwood trees in a high-CO2 future: synthesis of an 8-year forest canopy CO2 enrichment
project”, Journal of Ecology, http://dx.doi.org/10.1111/1365-2745.12149 będący efektem wieloletniego projektu badania prawdziwego lasu rosnącego w warunkach zwiększonej koncentracji CO2. I to rosnącego w naszej strefie klimatycznej.
I co wyszło? Zwiększona koncentracja CO2 nie wpłynęła istotnie na biomasę lasu. Czyli dla dojrzałego lasu naszej strefy klimatycznej użyźnienie dwutlenkiem węglą jest mitem. Dokładnie tak jak podejrzewałem w powyższym wpisie.
Czy to dobrze czy źle? Bardzo źle. Bo wynika z tego, że w świecie cieplarnianym lasy zaabsorbują mniej CO2 niż zakładamy we współczesnych modelach. Czyli zostanie go więcej w atmosferze.
Opublikowano właśnie nowy budżet cyklu węgla za rok 2013:
http://www.earth-syst-sci-data-discuss.net/6/689/2013/essdd-6-689-2013.html
Na razie jest to “Discussion paper” czyli formalnie w recenzjach ale nie sądzę aby wiele się zmieniło.
Skrót dla decydentów: w ostatniej dekadzie (2003-2012) emitowaliśmy średniorocznie 8.6 ± 0.4 Gt węgla z paliw kopalnych oraz 0.8 ± 0.5 Gt z wycinania lasów, z tego w atmosferze zostawało 4.3 ± 0.1 Gt, do oceanu szło 2.6 ± 0.5 Gt a do biosfery lądowej (“użyźnianie dwutlenkiem węgla”) 2.6 ± 0.8 Gt. To średniorocznie, ale w zeszłym roku (2012) emisje węgla z paliw kopalnych osiągnęły już 9.7 ± 0.5 Gt.
Powtarzam tu komentarz, ktore wrzuciłem na Doskonale Szare bo tam niestety blog zjada znak ± (plus/minus).
Podejście naukowca różni się do Twojego tym, że on nie szuka dowodów na potwierdzenie swojej z góry założonej konkluzji. To co tu piszesz to bełkot. Konkluzja z azotem i CO2 jest mniej więcej taka: Jeśli 2+2 =4 i 3 + 3 = 9 to znaczy, że 4 i 9 i nie mogą występować w jednym równaniu matematycznym.
Nie chciało mi się czytać w całości tych wypocin a i tak znalazłem Twoje pseudonaukowe konkluzje w pierwszym akapicie, który przeczytałem w całości:
“Stary las nie powinien netto ani pochłaniać ani emitować CO2. Gnicie starych przewróconych drzew wyrównywane jest w nim przez przybywanie masy przez wzrost młodych drzew (czyli jeśli się dobrze zastanowić to szkolna nauka o lasach jako “płucach Ziemi” to tylko bajka dla dzieci).”
Gratulacje, konkluzja tak logiczna i oczywista, że po co sobie zawracać głowę tym czy ma jakiekolwiek oparcie w rzeczywistości. Tylko skąd w takim razie czarny lub ciemny kolor gleb, skąd pokłady węgla, ropy i gazu?
Kultury to Cię wyraźnie zapomnieli uczyć. Powinienem właściwie skasować ten komentarz jako niezgodny z zasadami, które spisałem tu https://anomaliaklimatyczna.com/informacje/ ale zostawię na postrach dla innych mądrali, którzy myślą, że mogą pouczać naukowców.
Nie wiem gdzie Ty widziałeś naukowca ale ci których ja widuję (czasami po kilka tysięcy na raz na dużych kongresach nauk o Ziemi) raczej zgadzają się ze mną niż z Tobą. Choćby dlatego, że ja to co pisze opieram o źródła naukowe, a Ty chyba tylko jedynie na przekonaniu o swojej nieomylności.
Konkluzja z azotem była swego rodzaju hipotezą, chociaż opartą o źródła których przecież nie ukrywałem. Z tym, że parę lat jakie upłynęło od napisania tego wpisu silnie tę hipotezę potwierdziło. Przypomnę tylko, że chodzi o to, że jeśli w ostatnich dekadach lasy pochłaniają CO2 netto to dlatego, ze są nawożone w coraz większym stopniu azotem raczej niż samym CO2.
To samo co ja pisze się w Nature, czasopiśmie o największej renomie (równać z nim może się tylko Science i może Cell we naukach medycznych). Otóż w komentarzu w tym czasopiśmie Bellassen and Luyssaert (2014) [1] piszą
“Experimental and modelling studies have established that currently, the global forest sink is driven mainly by changes in atmospheric CO2 concentration and in nitrogen deposition“.
Tak oba czynniki ale dalej jest więcej o azocie:
“Industrial and agricultural activities and fossil-fuel burning emit nitrogen compounds that fertilize forests up to hundreds of kilometres away. The rate of carbon storage in temperate forests in Europe and North America is well correlated with their exposure to this nitrogen deposition. Other changing climate factors, such as temperature and rainfall, and changing forest-management strategies, such as leaving trees to grow for longer before cutting them back, seem to be of secondary importance to the global carbon budget of forests, although they may be locally important”
Autorzy wręcz zalecają dodawanie azotu dla zwiększenia poboru netto CO2 przez lasy.
Ale to jeszcze nie wszystko. Są jeszcze ciekawsze wyniki badań. Van den Sleen i inni (2014) [2] w Nature Geoscience (tylko szczebel poniżej Nature) wręcz zaprzeczają, że CO2 w ogóle użyźnia lasy tropikalne! Czyli nie tylko lasy strefy umiarkowanej jak w poprzednim, wcześniejszym, artykule!
“However, we found no evidence for the suggested concurrent acceleration of individual tree growth when analysing the width of growth rings. We conclude that the widespread assumption of a CO2-induced stimulation of tropical tree growth may not be valid.”
Więc jeśli nie CO2 to co powoduje obserwowane użyźnianie lasów w ostatnich dekadach? Jest jeszcze jeden nowy artykuł, Wieder i inni (2015) [3], też z Nature Geoscience, który na to odpowiada. Cóż piszą jego autorzy o nawożeniu azotem (i fosforem)?
“Accounting for nitrogen and nitrogen–phosphorus limitation lowers projected end-of-century estimates of net primary productivity by 19% and 25%, respectively, and turns the land surface into a net source of CO2 by 2100. We conclude that potential effects of nutrient limitation must be considered in estimates of the terrestrial carbon sink strength through the twenty-first century.”
A co ja pisałem? Dokładnie to samo. Zatem albo ci wszyscy wybitni specjaliści, publikujący w najlepszych czasopismach naukowych nie są naukowcami podobnie jak ja (a Ty nim jesteś), albo… odwrotnie. Ciekawe co jest bardziej prawdopodobne?
W dodatku sam przyznajesz jaki masz pozom umysłowy wykłócając się z czymś czego nie czytałeś, przy okazji wybitnie to pokazując (bo odpowiedź na twoje zarzuty dotyczące powstawania węgla i ropy są w tekście i w dyskusji pod nim). Ale jeszcze raz powtórzę: jak ktoś myśli że z gleby w lesie robi się węgiel to niech pójdzie z łopatą do lasu i pokopie. Zdziwi się jak “gruba” jest warstwa ciemnej ziemi z dużą zawartością węgla. I to też jest doskonale znane naukowcom. Skuteczne odkładanie węgla wymaga warunków beztlenowych. Spełniają te warunki bagna ale nie lasy.
Jako trudniejsze ćwiczenie może spróbować w tej leśnej glebie znaleźć skamieniałe pnie drzew sprzed na stuleci. Tylko proszę zakończyć kopanie przed opadem śniegu bo potem można zamarznąć nie znajdując nawet gałązki która spadła na ziemię dawniej niż kilka lat temu.
PS. Nie trzeba chodzić z łopatą po lesie, wystarczy obejrzeć zdjęcia przekrojów różnych gleb leśnych w tej Encyklopedii Leśnej
http://www.encyklopedialesna.pl/hasla/poddzial/43
Jakoś nie widać bogatych i odwiecznych zasobów węgla, jakie musiałyby być widoczne gdyby gleba leśna akumulowała węgiel.
[1] Bellassen V. and S. Luyssaert (2014), Carbon sequestration: Managing forests in uncertain times, Nature, 506, 153-155, http://dx.doi.org/10.1038/506153a
[2] van der Sleen P, P. Groenendijk, M. Vlam, N. P. R. Anten, A. Boom, F. Bongers, T. L. Pons, G. Terburg & Pieter A. Zuidema (2015), No growth stimulation of tropical trees by 150 years of CO2 fertilization but water-use efficiency increased, Nature Geoscience, 8, 24–28, http://dx.doi.org/10.1038/ngeo2313
[3] Wieder W. R., C. C. Cleveland, W. K. Smith & K. Todd-Brown (2015), Future productivity and carbon storage limited by terrestrial nutrient availability, Nature Geoscience, 8, 441–444, http://dx.doi.org/10.1038/ngeo2413
Przez ostatni rok mierzone stężenia CO2 wzrosły znowu o 3 ppm. Znowu, bo rok wcześniej tez było 3 ppm wzrostu. A poprzednio kiedy? Nigdy odkąd mierzymy.
http://www.noaa.gov/news/carbon-dioxide-levels-rose-at-record-pace-for-2nd-straight-year
To po części efekt El Nino ale nie da się juz nam wmawiać “pauzy” w tempie wzrostu stężenia CO2 (a były ostatnio takie głosy). Oparte to było o artykuł Keenana i innych (2016) z Nature Communications [1] ale on dotyczył lat 2000-2012, czyli akurat lat pomiędzy dwoma dużymi El Nino. A to niestety nie jest reprezentatywny dobór okresu.
[1] Keenan et al, 2016, Recent pause in the growth rate of atmospheric CO2 due to enhanced terrestrial carbon uptake, Nature Communications, http://dx.doi.org/10.1038/ncomms13428
Tylko jedno pytanie. Ilość CO2 w atmosferze to niespełna cztery setne procenta. Proszę o wiarygodne wyjaśnienie jak to możliwe aby tak nikła ilośc jednego czynnika decydowała o CAŁOŚCI w tak znaczący sposób? Zakładam że ma pan wiedzę o dyfuzji w gazach, o ich wzajemnym przenikaniu bez zachodzenia reakcji, o oddziaływaniu elektrycznym, o fluktuacjach koncentracji, przeplywach kierunkowych i pasmowych, o gęstości warstw i ich wpływie wzajemnym, zmianach ciężaru właściwego zawiesin w atmosferze… Oraz o wiedzy ogólnej z zakresu kimatologii oraz meteorologii. Nie wyobrażam sobie autorytetu, publikującego na temat tak złożonych zjawisk jak przemieszczanie się gazów atmosferycznych w powiązaniu do wpływu zjawisk najogólniej znanych jako pozaziemskie, ich wzajemnego oddziaływania w interwale krótkiem i długim. No, przyznam, jest tego dużo do ogarnięcia. Mnie zajęło jakies piętnaście lat, a i to korzystałem z dorobku naukowego mojej mamy, niezyjącej już klimatolożki. Zatem, proszę o ukazanie mechanizmu oddziaływania CO2 w sposób jednoznaczny i potwerdzony naukowo. Póki co pozwolę sobie jaskrawo nie zgodzić się z pana poglądem o istnieniu wpływu człowieka w znaczący sposób na klimat Ziemi. Jego ocieplenie albo oziębienie w związku z ilością CO2.
@Chris
To jest naprawdę proste. W podczerwieni absorbują tylko gazy o co najmniej trzech atomach w molekule. Czyli azot (N2), tlen (O2) i Argon (Ar) są przezroczyste dla promieniowania termicznego ziemi. Jednak pozostałe 0,04% suchej [1] atmosfery (głównie CO2) silnie absorbuje utrudniając promieniowaniu termicznemu. Byłoby to dla nas oczywiste gdybyśmy widzieli w podczerwieni. Przecież dymu podczas pożaru może być też około 0,04% powietrza wagowo a strażacy mogą praktycznie nic nie widzieć. Podobnie w wodzie: wystarczy dodać minimalna ilość barwnika aby przestała być przezroczysta. To jakoś nas nie dziwi bo w zakresie widzialnym mamy znacznie lepszą intuicję. W praktyce gazy cieplarniane są dość słabą mgłą ale wystarczającą aby dolna troposfera prawie nie promieniowała termicznie w kosmos (jest jedna luka między pasmami absorpcyjnymi w której z kosmosu widać Ziemię i używa się jej do pomiatów temperatury z kosmosu ale to raczej wyjątek niż reguła.
[1] W prawdziwej “mokrej” głównym gazem cieplarnianym jest para wodna (H2O) ale jej ilość zależy od temperatury,czyli jest zmienna w czasie i przestrzeni. Pominąłem ją dla uproszczenia.