Co miał na myśli Phil Jones, gdy pisał w najsłynniejszym chyba z wykradzionych emaili “Climategate”, że chce zastosować “trik” Michaela Manna i “ukryć spadek” (“hide the decline“)? Czy coś naprawdę trzeba było ukryć? A jeśli tak, to co i dlaczego?
Powyższa fraza dodawała skrzydeł denialistom przez miesiące. Powstał nawet w miarę zabawny klip piosenki pod tytułem Hide the decline, którą Mann moim zdaniem niepotrzebnie starał się zetrzeć z Intermetu, jedynie zwiększając jej popularność.
A co trzeba było ukrywać? Na to akurat łatwo odpowiedzieć. Otóż to:
Na wykresie przedstawiono anomalie temperatury (północnej półkuli, ale bez tropików) dla danych z pomiarów meteorologicznych (czarna linia) oraz z rekonstrukcji temperatur dokonanej za pomocą pomiarów szerokości słojów drzew (pozostałe linie). Widać, że do roku 1980 temperatury z pomiarów meteorologicznych i słoje drzew zachowują się podobnie. W praktyce oznacza to, że roczne przyrosty drewna są proporcjonalne do temperatur. Jednak coś się dzieje dziwnego po roku 1980, gdzie przyrost drewna “nie nadąża” za wzrostem temperatury.
Jones, podobnie jak wcześniej Mann w artykule w Nature, na wykresie, jaki przygotowywał dla Światowej Organizacji Meteorologicznej, zakończył wykresy rekonstrukcji temperatur na podstawie danych o grubości słojów drzew w 1960 roku (bo rozbieżność zaczyna się już wtedy, chociaż po roku 1980 jest już spektakularna). Wykres jaki przygotował to chyba to.
Czy ukrył coś istotnego? Na pewno nie spadek temperatur (jak by wynikało z wspomnianej piosenki Hide the decline). W końcu pomiary meteorologiczne mierzące temperaturę wprost są z definicji pewniejsze niż jakiekolwiek proxy (pomiar pośredni). Owe proxies używamy z konieczności dla okresów, gdy jeszcze nie było pomiarów meteorologicznych. Dane z ostatniech 130 lat, gdy mamy takie pomiary używane są do kalibrowania metod opartych na proxies. Czy jednak nie powinien był tego lepiej opisać? Pewnie tak. Mann w artykule, do którego aluzję robił Jones [1] wyraźnie opisał w podpisie to, że rekonstrukcja kończy się na 1980 roku, a dane instrumentalne na 1995 r.
Ważniejszym pytaniem jest czy Jones (a wcześniej Mann) ukrywali coś istotnego przed środowiskiem naukowym. I tu też łatwo odpowiedzieć na pytanie. Nie ukrywali, bo problem był znany od dawna. W artykule przeglądowym na ten temat (D’Arrigo i inni 2008 [2]) cytowane jest prawie 100 pozycji literatury na ten temat. Wykres powyżej pochodzi nawiasem mówiąc dokładnie z tego artykułu. Omawiany problem zresztą nosi nazwę angielskojęzyczną “divergence probmem” (jak w tytule artykułu D’Arrigo i innych) i dorobił się już nawet swojej strony na Wikipedii.
Czyli jak zwykle u denialistów “z igły widły”. Czy to zatem koniec wpisu? Nie. Problem jest bowiem istotny dla rekonstrukcji temperatur. Jeśli grubość słojów drzew nie zależy w przewidywalny sposób od temperatury to rekonstrukcje na nich oparte są niewiele warte. Wydaje się jednak, że nie jest tak źle. Mamy obecnie bardo dużo różnych proxies: dane izotopowe z rdzeni lodowcowych, stalagmitów z jaskiń, rdzeni osadów morskich i jeziornych, a nawet pomiarów temperatur w odwiertach geologicznych. I wszystkie te metody pokazują (w granicach swoich błędów) to samo, co słoje drzew. Zatem problem wydaje się ograniczać do ostatnich kilkudziesięciu lat i jest zatem prawie na pewno antropogeniczny. Mówiąc prościej: to też nasza robota. Z punktu widzenia rekonstrukcji klimatycznych to dobra wiadomość, chociaż nie ma co tańczyć na ulicach. Ten problem skraca bowiem istotnie okres na którym można wiarygodnie kalibrować metody rekonstrukcji temperatur. Pozostaje nam okres zaledwie jednego stulecia: od około 1860 do około 1960 roku.
Mój ulubiony (chociaż hipotetyczny) uważny czytelnik zauważy jednak, że blog nie jest o denialistach i ich pomysłach, a o nauce. No, właśnie. Naprawdę ciekawe rzeczy zaczynają się w tym miejscu. A jest to próba odpowiedzi na pytanie, co w ostatnich dekadach jest przyczyną owej rozbieżności temperatur instrumentalnych i wyznaczonych ze słoi drzew. Artykuł przeglądowy D’Arrigo i współautorów wymienia cały szereg możliwych przyczyn, wszystkie antropogeniczne, albo wprost wynikające z działalności człowieka albo poprzez niespotykane od tysięcy lat tempo wzrostu (także antropogeniczne) temperatury w ostatnich dekadach:
- możliwe nieliniowości zależności wzrostu drzew od temperatury lub wartości progowe, powyżej których wzrost ten zachowuje się inaczej,
- zmiany wilgotności pod wpływem globalnego ocieplenia,
- różny efekt dobowych temperatur maksymalnych i minimalnych (skądinąd wiadomo, że różnica ich pod wpływem efektu cieplarnianego maleje),
- ubytek ozonu stratosferycznego (“dziura ozonowa”) ujemnie wpływający na wzrost drzew poprzez zwiększenie ilości promieniowania ultrafioletowego,
- wzrost zadymienia atmosfery (“global dimming“), czyli bardziej fachowo wzrost koncentracji aerozoli antropogenicznych w troposferze powodujący zmniejszenie poziomu oświetlenia na powierzchni Ziemi, a zatem zmniejszenie fotosyntezy (w tym kontekście nie mogę nie wspomnieć, iż dyskutowano także wpływ wiosennych mgieł antropogenicznych w wysokich szerokościach, a od ich nazwy “Arctic haze” pochodzi przecież moje blogowe imię).
Jedyną nieantropogeniczną przyczyną wspomnianą w w/w dyskusji były możliwe artefakty statystyczne związane z końcem serii czasowej. Jednak ilość miejsca poświęcana każdej z nich wyraźnie wskazuje na to, że autorzy skłaniali się do przypisania największego znaczenia ubytkowi ozonu w górnych warstwach atmosfery i zwiększeniu zadymiania dolnych warstw. Obie te przyczyny mogą mieć wpływ na omawiane zjawisko, jednak co ciekawe autorzy artykułu sprzed 2 lat nie wiedzieli jeszcze o dwóch najważniejszych czynnikach antropogenicznych wpływających na wzrost drzew (zresztą w przeciwne strony). Nie mogli zresztą, bo artykuł był złożony do druku w listopadzie 2006 [3], a wszystko o czym piszę poniżej opublikowano później.
Gdy usłyszałem o treści tego emaila i problemie ze słojami drzew, pierwszą moją myślą było użyźnianie drzew przez dwutlenek węgla. Efekt byłby jednak odwrotny do obserwowanego. Autorzy artykułu przeglądowego z 2008 roku wspominają o tym zjawisku mimochodem, zaznaczając że jego istnienie jest w chwili obecnej bardzo niepewne. Pisząc to nie mogli wiedzieć, że jest zanieczyszczenie antropogeniczne znacznie bardziej przyśpieszające wzrost drzew. A jest nim azot.
Oczywiście nie mam na myśli azotu molekularnego (N2), który stanowi znaczącą większość (78%) naszej atmosfery. Jest on jednak niedostępny dla roślin, z wyjątkiem nielicznych, głównie tzw. motylkowych – czyli w najnowszej terminologii bobowatych, którym symbiotyczne bakterie brodawkowe (nie, nie wymyślam tych polskich nazw!) zamieniają go na postacie możliwe do użycia przez pozostałe rośliny. Dlatego właśnie współczesne rolnictwo nawozi pola (dostępnym dla roślin) azotem w wielkich ilościach i dlatego uważany jest on za zanieczyszczenie powodujące niekorzystne zmiany w wielu ekosystemach (w tym w jeziorach, a nawet przybrzeżnych morzach, fachowo proces ten zwie się eutrofizacją). W sumie zdołaliśmy już podwoić ilość azotu dostępnego dla roślin produkowanego w procesach naturalnych [4].
Od dawna wiadomo było, że proces ten wpływa także na prędkość wzrostu lasów, szczególnie na glebach ubogich w azot. Poniższy rysunek pochodzi z artykułu [4] z 2007 roku, ale przedstawia wyniki eksperymentu z użyźnianiem lasu azotem rozpoczętego w latach 1920-ch:
Po lewej widać gałązkę sosny użyźnianej azotem, a w środku nieużyźnianej. Efekt jest oczywisty. Po prawej widać jak inny eksperyment, rozpoczęty w 1987, gdzie azot wpływa na to, co nas bezpośrednio interesuje, czyli na grubość corocznych przyrostów (słoi) drewna. Gdyby nie to, że znak efektu jest dokładnie odwrotny do oczekiwanego moglibyśmy uważać “divergence problem” za rozwiązany.
Ale żarty na bok. Właśnie w 2007 roku ukazał się przełomowy artykuł Magnani i inni [5], pokazujący jak istotne dla lasów, nawet bardzo odległych od miast i rolnictwa, jest użyźnianie azotem. I do tego jak się okazuje wystarczy azot dostarczany z deszczem (fachowo nazywa się to depozycja mokrą):
Na wykresie powyżej po lewej stronie przedstawiono zależność produkcji pierwotnej netto (nie jest to to samo co grubość słoi drzew, ale wielkości te są oczywiście od siebie zależne dość bezpośrednio) od temperatury. To właśnie ta zależność pozwala na użycie słoi drzew jako proxy temperatury. Zwraca jednak uwagę niski współczynnik korelacji. Wartość jego kwadratu (czyli współczynnik determinacji) R2=0,41 oznacza, że temperatura tłumaczy tylko 41% zmienności przyrostu masy drzewa. To nie najlepiej ale w rekonstrukcji temperatur nie można za bardzo wybrzydzać – musimy używać te proxies jakie dają jakąkolwiek informację o temperaturze.
Jednak tym bardziej uderza, że 97% przyrostu masy drzewa można wyjaśnić ilością azotu dostarczanego z deszczem (prawy panel rysunku). To naprawdę mocny wynik. I to pomimo, że z zacytowanych współczynników determinacji, tłumaczących łącznie więcej niż 100% zmienności wynika, że parametry te muszą być skorelowane także ze sobą (większa temperatura odpowiada większej depozycji mokrej azotu).
To jednak nadal nie tłumaczy dlaczego przyrosty roczne drzew na półkuli północnej są w ostatnich dekadach mniejsze niż wynikałoby z panujących temperatur. Azot przecież zwiększa, a nie zmniejsza, tempo wzrostu drzew. Ostatnio znaleziono jednak czynnik, który może to wytłumaczyć. Jest to nie azot, a siarka. To, że tlenki siarki szkodzą lasom, szczególnie iglastym, wiedziano od wielu lat. Te związki emitowane przez elektrownie to przecież przyczyna kwaśnych deszczy, które w Europie centralnej i północnej były w ostatnich dekadach zmorą lasów (u nas praktycznie zniszczyły w latach 1970-ch i 1980-ch lasy w Sudetach). To dlatego obecnie elektrownie węglowe muszą być wyposażone w filtry. Jednak nie sądzono, że efekt ten będzie znaczący w lasach odległych od cywilizacji. A jest.
W opublikowanym w lipcu tego roku artykule Savva i Berninger [6] zbadano wpływ depozycji siarki na lasy sosnowe Skandynawii i Północnej Rosji. Dokładniej zbadano wpływ i azotu i siarki. Siarka wyraźnie przeważała, przynajmniej dla sosen lasów północnych. Oto wynik dla siarki przy stałej wartości depozycji azotu (1,14 kg azotu na hektar na rok), wynik zastosowania regresji liniowej wielu zmiennych (“multiple regression“).
Podane na osi pionowej residua (“reszty”) oznaczają wpływ siarki już po uwzględnienia wpływu temperatury (i wieku drzew). Wartość regresji jest mniejsza niż u Magnaniego i innych dla azotu, ale statystycznie istotna (R=0,44; p=0,02 dla fanów statystyki). Co ciekawe dodatkowo okazało się, że efekt siarki pomaga sosnom lepiej znosić suszę. Siarka sprawia, że aparaty szparkowe (“stomata“) igieł są bardziej zamknięte. Utrudnia to sosnom rośniecie (mniejszy dostęp dwutlenku węgla), ale także zmniejsza parowanie.
Jest to pierwszy rezultat tego typu i na pewno wymaga dalszych badań. Jednak wydaje się, że jest to coś, co może wreszcie wyjaśnić “diversity problem“. Moment jego pojawienia się odpowiada mniej więcej pojawieniu się kwaśnych deszczów. Duży udział lasów północnych i górskich w rekonstrukcjach temperatur z użyciem grubości słoi sprawia, że już obecny wynik dla sosen sam w sobie jest nie bez znaczenia. Czyli problem rozwiązany? Na pewno trzeba dalszych badań, ale wydaje się, że wreszcie jesteśmy na dobrym tropie.
Jest tu jednak aspekt znacznie ważniejszy niż rekonstrukcje paleoklimatyczne. Efekt azotu i siarki na tempo przyrostu biomasy lasów ma znaczenie bezpośrednie dla cyklu węgla, czyli także tego jak szybko będzie przybywało w atmosferze dwutlenku węgla. Obecnie z tych około 10 Gt (dla równego rachunku) emitowanego przez nas rocznie węgla w postaci CO2, około połowa pozostaje w atmosferze, ćwierć jest absorbowana przez oceany, a ćwierć przez biosferę lądową. To ostatnie oznacza, że biomasa lasów wchłania netto, co roku, około 2,5 Gt węgla [7]. Stary las nie powinien netto ani pochłaniać ani emitować CO2. Gnicie starych przewróconych drzew wyrównywane jest w nim przez przybywanie masy przez wzrost młodych drzew (czyli jeśli się dobrze zastanowić to szkolna nauka o lasach jako “płucach Ziemi” to tylko bajka dla dzieci). Jednak wiemy z obserwacji, że lasy w ostatnich dekadach pochłaniają olbrzymią jego ilość. Część z tego to odrastanie lasów w Północnej Ameryce i Europie na terenach porolniczych. Część uważana była do niedawna za efekt “nawożenia dwutlenkiem węgla”. Jednak coraz bardziej wydaje się, że jest to raczej nawożenie azotem. A to jest niepokojące, bo jeśli rozwiążemy problem nadmiernego nawożenia azotem to możemy też zmniejszyć lub nawet zakończyć proces pochłaniania netto CO2 przez lasy naszej planety. Czyli więcej tego gazu każdego roku pozostanie w atmosferze wzmacniając efekt cieplarniany.
Drugi aspekt tego związany jest z pomysłami chłodzenia Ziemi przy pomocy geoinżynierii. Jeden z najbardziej propagowanych pomysłów to rozsiewanie aerozolu siarkowego w stratosferze. Odbija on (rozprasza) silnie światło słoneczne chłodząc planetę. Z tym, że związki siarki będą musiały prędzej czy później opaść na powierzchnię ziemi z deszczem, a nawiasem mówiąc rozpuszczony w wodzie SO2 to kwas siarkawy (czyli wg. najnowszej terminologii chemicznej kwas siarkowy IV). Czyli kwaśny deszcz. A to, jak wskazują wyniki omówionych tu nowych wyników badań, może dodatkowo zmniejszyć ilość CO2 pochłanianego przez lasy dzięki nawożeniu azotowemu osłabiając część efektu geoinżynierii i absolutnie nie pomagając rozwiązać pogłębiającego się problemu zakwaszania oceanów dwutlenkiem węgla.
Jednak geoinżynieria to zupełnie inna historia…
[1] Mann M.E., Bradley R.S., Hughes M.K. (1998) “Global-scale temperature patterns and climate forcing over the past six centuries”, Nature, 392, 779-787
[2] DARRIGO, R., WILSON, R., LIEPERT, B., & CHERUBINI, P. (2008). On the ‘Divergence Problem’ in Northern Forests: A review of the tree-ring evidence and possible causes Global and Planetary Change, 60 (3-4), 289-305 DOI: 10.1016/j.gloplacha.2007.03.004
[3] Około półtoraroczny okres oczekiwania na wydanie artykułu w Global and Planetary Change pokazuje jak niektóre wydawnictwa (w tym przypadku Elseviere) są niekompatybilne z epoką Internetu. Zresztą, żeby było ciekawiej w artykule datowanym “2008” napisano, że tekst był dostępny on-line w… marcu 2007. Najwyraźniej Elsevierem targają przeciwstawne siły tradycji i postępu.
[4] Högberg P. (2007). Nitrogen impacts on forest carbon. Nature, 447,, 781-782
[5] Magnani F, Mencuccini M, Borghetti M, Berbigier P, Berninger F, Delzon S, Grelle A, Hari P, Jarvis PG, Kolari P, Kowalski AS, Lankreijer H, Law BE, Lindroth A, Loustau D, Manca G, Moncrieff JB, Rayment M, Tedeschi V, Valentini R, & Grace J (2007). The human footprint in the carbon cycle of temperate and boreal forests. Nature, 447 (7146), 848-50 PMID: 17568744
[6] Savva, Y., & Berninger, F. (2010). Sulphur deposition causes a large-scale growth decline in boreal forests in Eurasia Global Biogeochemical Cycles, 24 (3) DOI: 10.1029/2009GB003749
[7] Ten efekt nie obejmuje skutków wycinania przez nas lasów, głównie tropikalnych (ok. 2 Gt węgla rocznie). To z przyczyn historycznych wliczamy do tych 10 Gt emisji.
Hits: 375
Muszę powiedzieć, że odkąd czytam ten blog (i “doskonale szare”), to mój pogląd na efekt cieplarniany uległ zmianie.
A czy mógłbym prosić o fachowy komentarz do tego newsa: http://www.climatechangedispatch.com//climate-reports/7491-official-satellite-failure-means-decade-of-global-warming-data-doubtful
A może już gdzieś był na blogu?
@Iksinski
Nie widziałem tego wcześniej. Ale to jakaś bzdura. Globalne ocieplenie za duże o 10-15 stopni? Nawet jeśli to stopnie Fahrenheita to i tak oznaczałoby to 5 do 8 stopni Celsjusza.A ponieważ jak na razie globalne ocieplenie to średnio globalnie mniej niż stopień więc mam rozumieć, że ochłodziło się 4 do 7 stopni.Na podstawie czego? Jednego wadliwego czujnika na jednym satelicie?
Tak poważnie to z tego artykułu nie sposób się dowiedzieć nawet jaki czujnik rzekomo zawiódł. Zakładam, że AVHRR bo piszą o temperaturze powierzchni wody Wielkich Jezior. Tu się można przekonać, że NOAA-16 to nie jest jedyny satelita z tym czujnikiem
http://en.wikipedia.org/wiki/AVHRR
I naprawdę nie jest możliwe aby nikt nie zauważył przez 10 lat, że jeden z czujników szaleje. Dajmy sobie spokój. Problem z silnikiem skanującym właśnie AVHRR na tym satelicie jest znany. Tu jest więcej informacji o tej “aferze”: http://boballab.wordpress.com/2010/08/13/history-of-noaa-16/
Ton także trochę zbyt sensacyjny a prawda wydaje się być dość nudna. Ot jeszcze jeden czujnik z problemami i absurdalne wyniki z 4 lipca b.r. Ktoś zauważył. Błędne wyniki wycofano i twierdzić,że to afera i że ma to coś wspólnego z globalnym ociepleniem to bzdura. Żaden z satelitarnych indeksów temperatury troposfery nie pochodzi z czujnika AVHRR.
I proszę zwrócić uwagę na datę artykułu. Gdyby to była prawda to przez 3 miesiące zrobiła by się z tego duża afera. A tu nic oprócz paru denialistycznych blogów podsycających nawzajem swoje podejrzenia.
Czyli znowu z igły widły.
Tu jeszcze należy się komentarz o tym, że jeśli nie będzie się wydawało duuużo pieniędzy na platformy obserwacyjne takie właśnie jak satelity to niedługo będziemy musieli posługiwać się wyłącznie złomem. Większość wydatków na badania związane z klimatem to właśnie platformy obserwacyjne. Pozycją numer dwa są centra komputerowe. Granty badawcze to bodajże tylko kilkanaście procent wydatków na tę dziedzinę wiedzy w USA. Dyskutowaliśmy to już kiedyś na Doskonale Szare i są tam wymienione te sumy.
To a propos twierdzeń, że na badania nad globalnym ociepleniem wydaje się za dużo pieniędzy. Jeśli ktoś przekona amerykański kongres aby obciąć te wydatki to chyba tylko tamtejsi denialiści. A wtedy nie życzę im mieszkać na trasie huraganu, którego rozpadające się satelity meteorologiczne nie wykryją, a niedofinansowane centra komputerowe nie przewidzą.
@arctic
Bardzo ciekawe. Dzięki.
Dzięki za wyczerpującą odpowiedź. Aczkolwiek w drugim komentarzu jest mały błąd logiczny. Globalnego ocieplenia nie unikniemy – ono będzie tak czy siak. Więc wydawać pieniądze na jego badanie nie ma już sensu (a jednak punkt widzenia zależy od punktu siedzenia 😉 ). Trzeba wydawać pieniądze na przeciwdziałania.
Nie sądzę, żeby ktokolwiek na świecie negował sens wydatków na satelity klimatyczne – wszyscy się już za bardzo przyzwyczaili do tego, że wiedzą jaka pogoda będzie w najbliższy weekend 😉
@Iksinski
Nie ma błędu logicznego bo zasadniczo nie ma badań “nad globalnym ociepleniem”. Przynajmniej jeśli chodzi o nauki geofizyczne [1]. Bada się procesy klimatyczne. I jak już tu komuś kiedyś odpowiadałem, nikt nie dostaje grantu na udowodnienie tej czy innej tezy, Grant dostaje się na zbadanie danego zjawiska. To znaczy że finansowanie nie jest uzależnione od tego jaki wynik się uzyska.
[1] Z naukami biologicznymi jest nieco inaczej bo oni badają skutki zmian klimatycznych w przyrodzie ożywionej. Ale i tu nikt nie dostaje grantu na udowodnienie, że ilość osobników danego gatunku się zwiększyła lub zmniejszyła. Grant dostaje się na badanie liczebności danych gatunków zwierząt lub roślin w jakimś rejonie i tu także nie ma żadnego ideologicznego wymogu jaka ta liczebność ma wyjść.
Kontynuuję. Może nie wyraziłem się dość wyraźnie. Gdy napisałem, że bada się procesy klimatyczne to miałem na myśli ni mniej ni więcej tylko to, że bada się od czego zależą zmiany czasoprzestrzenne parametrów klimatycznych. Jeśli się chce przeciwdziałać to trzeba wiedzieć jakim zjawiskom chcemy przeciwdziałać i jaka może ich być przyszła skala zmian przy danych zmianach innych parametrów od nas zależnych (np. składu atmosfery).
Jeśli chce się aktywnie przeciwdziałać (mam na myśli geoinżynierię) to trzeba procesy klimatyczne rozumieć jeszcze lepiej aby z góry przewidzieć wszystkie możliwe skutki naszej ingerencji w klimat planety.
Ok, rozumiem. A ile kosztuje wysłanie takiego jednego satelity klimatycznego?
“Ok, rozumiem. A ile kosztuje wysłanie takiego jednego satelity klimatycznego?”
Pierwszy “duży” satelita programu EOS, Terra, kosztował 1,4 miliarda. Cały program miał początkowo (wg szacunków z 1990 roku) kosztować 17 miliardów, później obcięto go do 8 mld.
DSCOVR (zbudowany i przez 10 lat leżący na półce) – 200 milionów.
ICESat-2 – 500 milionów.
Dwa obserwatoria CLARREO – “poniżej miliarda”.
Mikrosatelity COSMIC – 100 milionów.
OCO-2 – 320 milionów (bez uwzględnienia kosztów OCO-1, który w wyniku awarii rakiety nośnej spadł do oceanu).
Program GEOS-R (dwa satelity): 7,7 miliarda (do roku 2028).
Na fatalnie zarządzany program NPOESS NOAA wydała już 2,9 mld, i do 2024 roku ma wydać w sumie 11,9 mld (a to tylko dwa satelity).
Jak wynika z wykresu, tak znaczne rozbieżności pojawiły się od lat 80 XX wieku. Zmiana jest dość gwałtowna (tak przynajmniej wynika z wykresu), ciekawi mnie jak to wytłumaczyć czynnikiem antropogenicznym (no bo w powyższym wpisie oczywistą oczywistością jest wina człowieka)?
No właśnie cały wpis był o tym jak to próbuje się wytłumaczyć. W tej chwili najmocniejszą hipotezą wydają się związki siarki z “kwaśnych deszczów”. Lata 1980-te i początek 1990-ch to właśnie ich szczyt.
Ale problem jest starszy niż 1980 i widoczny na tym wykresie (chociaż nie tak spektakularnie) w zasadzie od początku lat 1960-ch. Przecież ‘trik” Jonesa polegał na obcięciu wykresu rekonstrukcji temperatury do właśnie 1960 roku.
Z tymi płucami to nie tylko kwestia lasów na obszarach wcześniej nieleśnych, ale tego, że w wielu przypadkach część węgla nie wraca do obiegu podczas gnicia, tylko się fosylizuje. Oczywiście, odkładanie torfu w sosnowym borze na piaszczystej wydmie jest dużo mniejsze niż odkładanie torfu w borze bagiennym czy olsie. (W tym pierwszym wypadku praktycznie nie liczy się).
@panek
Torf nie odkłada się zazwyczaj w lasach, a raczej na mokradłach i bagnach. Wymaga to warunków beztlenowych, które w glebach leśnych raczej nie występują. W glebach leśnych generalnie nic się nie fosylizuje.
Możliwe, że inaczej było gdy lasy były nowym wynalazkiem ewolucyjnym (czyli w dewonie i karbonie). Tzn. prawdopodobnie nie było jeszcze wtedy bakterii umiejących zjadać ligninę. Stąd tyle pokładów węgla kamiennego z tego okresu i dokładnie z tego powodu tlenu w atmosferze było wówczas znacznie więcej niż obecnie.
Dodam jeszcze cytat z artykułu o budżecie węgla w lasach USA [1]:
“The net effect of forest growth and microbial decomposition is a transfer of 308 Tg/yr of carbon from the atmosphere into organic matter. This rate of potential accumulation is possible only because the removal of carbon by harvesting has tended to maintain a large area in the early to middle stages of stand development, which favor carbon accumulation. Under unmanaged conditions the rate of carbon accumulation on the same land base would be lower or even negative, because fire and increased rates of woody debris decomposition would balance uptake.”
Czyli w warunkach lasu nigdy nie “uprawianego” przez człowieka bilans węgla jest praktycznie zerowy . Inaczej mówiąc fosylizacja w przypadku lasów jest do zaniedbania (jeśli ona występuje, gdzieś na granicy lasów i mokradeł, jest to raczej wyjątek niż reguła).
[1] David P. Turner, Greg J. Koerper, Mark E. Harmon, Jeffrey J. Lee, 1995, “A Carbon Budget for Forests of the Conterminous United States”, Ecological Applications, 5, 2, 421-436
Piszesz z perspektywy środkowoeuropejskiej (albo i północnoamerykańskiej), gdzie zostawiliśmy głównie bory świeże i suche i parę grądów, gdzie – w istocie – próchnica nim zamieni się w torf, rozkłada się. Zważ jednak, że większość tajgi i niemała część lasów równikowych to lasy bagienne. Tam to wygląda inaczej.
@panek
Naprawdę sądzisz, że gleba w tajdze jest w stanie gromadzić większe ilości węgla? To popatrz na to:
http://pubmedcentralcanada.ca/articlerender.cgi?artid=1604432
Nawet gleba tajgi “porolniczej”, co do której spodziewano się, że będzie akumulować węgiel jakoś uporczywie odmawia nam tej usługi.
Nie myl tego z wieczna zmarzliną. W tej organicznego węgla jest dużo ale ona powstała głównie w okresie lodowcowym i od tego czasu raczej nie było jak do niej węgla dodać. Natomiast chętnie nam trochę odda jak ją rozmrozimy, a trochę już ten proces zaczęliśmy.
O glebach w tropikach już tu dyskutowałem z kimś na Doskonale Szare.Nie chcę się powtarzaćł, więc jedynie podaje, że bylo to pod tym wpisem:
http://doskonaleszare.blox.pl/2010/01/Zabojcy-termometrow-z-NOAA.html
Otóż jedyne gleby naprawdę bogate w węgiel w Amazonii (tzw. amazońskie czarnoziemy czyli Terra Preta) okazały się dziełem… ciężkiej pracy Indian, z czasów gdy było tam jeszcze rolnictwo. Było o tym głośno w ostatnich latach nawet w Nature i Science.
Dodam, jeszcze, że od 2005 roku wiemy co się dzieje z węglem, który trafia do wody w tych podmokłych lasach amazońskich. Oto abstrakt artykułu Mayorga i inni opublikowanego w Nature. Jego abstrakt zacytuję in extenso:
“Rivers are generally supersaturated with respect to carbon dioxide, resulting in large gas evasion fluxes that can be a significant component of regional net carbon budgets. Amazonian rivers were recently shown to outgas more than ten times the amount of carbon exported to the ocean in the form of total organic carbon or dissolved inorganic carbon. High carbon dioxide concentrations in rivers originate largely from in situ respiration of organic carbon, but little agreement exists about the sources or turnover times of this carbon. Here we present results of an extensive survey of the carbon isotope composition (13C and 14C) of dissolved inorganic carbon and three size-fractions of organic carbon across the Amazonian river system. We find that respiration of contemporary organic matter (less than five years old) originating on land and near rivers is the dominant source of excess carbon dioxide that drives outgassing in medium to large rivers, although we find that bulk organic carbon fractions transported by these rivers range from tens to thousands of years in age. We therefore suggest that a small, rapidly cycling pool of organic carbon is responsible for the large carbon fluxes from land to water to atmosphere in the humid tropics.”
Czyli ta woda wcale nie jest beztlenowa i prawie cały węgiel jest tam skutecznie zjadany i w procesie oddychania zamieniany z powrotem na CO2 (czyli “reminalizowany” w języku geochemików).
Pierwszego autora, Emilo Mayorgę poznałem niedawno na jednej z konferencji. Opowiadał, jak jedno niepotrzebne zdanie w uniwersyteckim press release, przepisane przez prasę spowodowało wypuszczenie w świat sensacji, że nawet młody, rosnący las nie pochłania CO2 (wpłynęło to według niego nawet na cenę certyfikatów emisji węgla). Ta sensacja to oczywiście nieprawda (źle ich zrozumiano) ale chodziło im dokładnie o to co i mnie: stary, dojrzały las nie pochłania węgla. Nawet na mokradłach amazońskich.
Dodam jeszcze ładny rysuneczek tego cyklu węgla w Amazonii z towarzyszącemu temu artykułowi komentarza autorstwa Raymonda [2]:

[1] Emilio Mayorga, Anthony K. Aufdenkampe, Caroline A. Masiello, Alex V. Krusche, John I. Hedges, Paul D. Quay, Jeffrey E. Richey & Thomas A. Brown, 2005, “Young organic matter as a source of carbon dioxide outgassing from Amazonian rivers”, Nature 436, 538-541, http://dx.doi.org/10.1038/nature03880
[2] Peter A. Raymond, 2005, “Carbon cycle: The age of the Amazon’s breath”, Nature 436, 469-470, http://dx.doi.org/10.1038/436469a
Masz jeszcze wcześniejszy artykuł o tym, że zwiększenie CO2 nie powoduje zwiększenia ilości węgla w glebie leśnej Też z Nature, z 2001 roku. Znów abstrakt in extenso:
“The current rise in atmospheric CO2 concentration is thought to be mitigated in part by carbon sequestration within forest ecosystems, where carbon can be stored in vegetation or soils. The storage of carbon in soils is determined by the fraction that is sequestered in persistent organic materials, such as humus. In experimental forest plots of loblolly pine (Pinus taeda) exposed to high CO2 concentrations, nearly half of the carbon uptake is allocated to short-lived tissues, largely foliage. These tissues fall to the ground and decompose, normally contributing only a small portion of their carbon content to refractory soil humic materials. Such findings call into question the role of soils as long-term carbon sinks, and show the need for a better understanding of carbon cycling in forest soils. Here we report a significant accumulation of carbon in the litter layer of experimental forest plots after three years of growth at increased CO2 concentrations (565 microl l-1). But fast turnover times of organic carbon in the litter layer (of about three years) appear to constrain the potential size of this carbon sink. Given the observation that carbon accumulation in the deeper mineral soil layers was absent, we suggest that significant, long-term net carbon sequestration in forest soils is unlikely.”
To, mam nadzieję, kończy ten temat.
[1] William H. Schlesinger & John Lichter, 2001, “Limited carbon storage in soil and litter of experimental forest plots under increased atmospheric CO2”, Nature 411, 466-469, http://dx.doi.org/10.1038/35078060
Dzięki za linki. Smutne, że tak dobitnie pokazują starą prawdę, że trudno naprawić to, co już zepsuto.
Wynika z tego, że nowo rosnąca tajga bardzo powoli powraca do stanu żyjącego torfowiska. Choć mam pewne “ale”. Obszary porolne mogą być wysoko produktywne i wiązać dużo węgla (bo nie są limitowane biogenami), ale obaj wiemy, że wiązanie węgla nic nie znaczy wobec turnoveru. W obserwacjach sukcesji porolnej piach się bielicuje, próchnica się tworzy i rozkłada – drzewa rosną, rosomaki biegają i świat się kręci. Tak samo jak na bagnie Wizna czy innych miejscach, gdzie dla potrzeb rolnictwa zmeliorowano torfowisko, czyli zepsuto mechanizm sekwestracji węgla. Tajga tajdze nierówna – jest tajga jasna, sosnowa, modrzewiowa, z chrobotkami na gołym, suchym piachu i tajga ciemna z jodłami i świerkami na mszystym runie. Namiastkę tej pierwszej możemy oglądać w naszych borach chrobotkowych (np. w Borach Tucholskich), namiastkę tej drugiej – w Puszczy Augustowskiej czy Rominckiej. Ale może być tajga na suchym piachu, i tajga na torfowisku (właśnie płaty takich świerczyn są w Puszczy Rominckiej). Od tej pierwszej nie oczekuję sekwestracji węgla, od drugiej – owszem. Inaczej, skąd by się tam wzięły pokłady torfu o kilkudziesięciu-kilkuset cm miąższości? Ja wiem, że torf się intensywniej odkładał w niektórych okresach bliżej glacjału, ale on się nadal odkłada. Raz wolniej, raz szybciej. Nawet w takiej świerczynie Sphagno girgensohnii-Piceetum większość może pochodzić z runa, a nie drzewostanu, ale oprócz torfu sfagnowego (głównie w warunkach ombrogenicznych) turzycowego (głównie w warunkach fluwigenicznych) znajduje się w profilach warstwy torfu drzewnego. Warunki jednak do jego wytworzenia (bagno) są mało sprzyjające rolnictwu, więc szacowanie tempa odkładania się torfu na podstawie obszarów porolnych mija się z celem. Tzn. jeśli kiedyś były to bagna, potem je zmeliorowano, a teraz próbuje renaturyzować, ale bez odtworzenia stosunków wodnych, to badania takie nadają się do pokazania stopnia degradacji, a nie do pokazania stopnia przydatności bagien (tu: lasów bagiennych) do czegokolwiek. Gdyby ta sukcesja nastąpiła po wtórnym zabagnieniu, to w ogóle krótko mierzony bilans mógłby być niekorzystny, choćby ze względu na uwalnianie metanu z zalanego murszu. Ten efekt to chyba największa bolączka renaturyzacji torfowisk. Niby szacunki wskazują na długotrwały bilans pozytywny, ale bezpośrednie pomiary kilkuletnie są mało zachęcające.
Co do Amazonii, to z dyskusji na DSz niewiele wynika. Sprawa rolnictwa prekolumbijskiego (i trochę pokolumbijskiego też) jest ciekawa. Większość gleb tam też w istocie jest mało wydajnym rezerwuarem węgla. Rzeczywiście, większość węgla (jak i innych pierwiastków) tam szybko krąży. Niemniej są miejsca zabagnione i tam. Z map wynika, że procentowo Brazylia ma mniejszy udział torfowisk niż Polska (ale w hektarach wygląda to inaczej przecież). Podobnie Kotlina Konga. Ale już Peru czy Zambia ma podobnie jak kraje Europy Środkowej, a Malaje mają powyżej 8% pokrycia torfowiskami (podobnie jak Skandynawia, Syberia czy Kanada). To właśnie tam jest problem płuc, które teraz robią duży wydech (przez wypalanie lasów i osuszanie leżących pod nimi bagien). Według szacunków publikowanych na http://www.wetlands.org w 2008 r. Indonezja wyemitowała na skutek degradacji torfowisk (a w tamtych warunkach chodzi o bagienne lasy równikowe) 500 megaton CO2 (Brazylia tylko 12 Mt, dwa razy mniej niż Polska). Jak to się ma do emisji przemysłowych – pewnie szybciej znajdziesz sam. (W ogóle większość danych mam z badań Hansa Joostena i mniej lub bardziej spopowionych publikacji serwisów torfowiskowych typu (imcg.net)
To krążenie to też nie zawsze jest tożsame z mineralizacją. W końcu jest humifikacja, która sprawia, że wody gruntowe spływające z lasów (głównie sosnowych, ale bukowych też) są kwaśne i dają brązową barwę jeziorom dystroficznym. Substancje humusowe (kwasy huminowe, kwasy fulwowe, huminy) opuszczają ekosystem lasu, ale trafiając do wód wcale nie wracają do atmosfery czy biosfery, tylko odkładają się w osadach dy i gytii. Bakterie rozkładają to bardzo powoli i część zdąży przejść w torf. Wiadome jest, że pola czy łąki produkują zdecydowanie mniej substancji humusowych niż las. (Tu z kolei zastanawiałbym się nad ewentualną rolą rozpuszczania węglanów przez te kwasy, gdy dostają się np. do jeziora z pokładem gytii wapiennej. Ale to już pewnie problem teoretyczny, bo mało jest takich nowych dopływów.)
Podsumowując, jeśli las jest jednocześnie torfowiskiem, to zachowuje się jak torfowisko, czyli pochłania CO2, emituje metan itd. Jeżeli nie jest, jego rola w krążeniu węgla polega niemal wyłącznie na byciu zestawem kolejnych ogniw łańcucha. Dość często zaś zastąpienie lasu innym pokryciem terenu daje jednorazowo dopływ CO2 do systemu, ale z liczeniem bilansu może być trudno.
Myślę, że spieramy się o drobiazgi i obaj się zgodzimy, że las jest płucami, które b a r d z o powoli wentylują. Co najwyżej, ty uważasz, że to bardzo powoli jest zbyt wolno, by w ogóle o tym wspominać, a ja, że mimo wszystko jest to warte uwagi, nawet jeśli w praktyce nie ma co liczyć na zalesianie jako sposób osłabienia efektu cieplarnianego.
Rzeczywiście osiągnęliśmy już prawie consensus. Dodam jeszcze tylko argument spoza cyklu węgla sensu stricto. W mokrych obszarach tropikach praktycznie nic się nie fosylizacje i dlatego tak mało jest skamieniałości tropikalnych zwierząt leśnych (a nawet roślin). Zobacz jak różni się ilość naszych odnalezionych przodków z doliny ryftowej od ilości przodków szympansów z puszcz tropikalnych. Jeśli są tam jakiekolwiek skamieniałości, to też oczywiście z bagien czy jezior o dnach beztlenowych. Znowu pewnym wyjątkiem są pokłady węgla z dewonu i karbonu (nie mówię tu już oczywiście o człekokształtnych) ale jak pisałem wtedy prawdopodobnie nie było jeszcze bakterii mogących rozłożyć ligninę.
“Pierwszego autora, Emilo Mayorgę poznałem niedawno na jednej z konferencji. Opowiadał, jak jedno niepotrzebne zdanie w uniwersyteckim press release, przepisane przez prasę spowodowało wypuszczenie w świat sensacji, że nawet młody, rosnący las nie pochłania CO2 (wpłynęło to według niego nawet na cenę certyfikatów emisji węgla). Ta sensacja to oczywiście nieprawda (źle ich zrozumiano) ale chodziło im dokładnie o to co i mnie: stary, dojrzały las nie pochłania węgla. Nawet na mokradłach amazońskich.”
Arctic_haze czy moglbys mi doprecyzowac to info? Kiedy to mogło być
Kiedy była konferencja czy kiedy był ten press release? Daty i miejsca konferencji Ci nie podam, bo w końcu prowadzę ten blog anonimowo 🙂
Podejrzewam jednak, że chodzi ci o to drugie. Artykuł, do którego link podałem ma datę 28 lipca 2005 r. Dodam, że Emilo powiedział, mi że zamieszanie rozpoczęło się od opisania ich wyników przez The Economist (pamiętam, ze powiedział, że ogólnie ten tygodnik nieźle pisze o nauce ale im wyświadczył niedźwiedzia przysługę).
Łatwo znaleźć, że chodziło o ten artykuł “Down with trees”:
http://www.economist.com/node/4221504
datowany także 28 lipca 2005, a szczególnie o ten fragment:
“The second piece of research looked at how long the forests of the Amazon basin cling on to carbon. Growing trees consume carbon dioxide and it was thought that only when the tree died, perhaps hundreds of years later, would the carbon be returned to the atmosphere. No such luck. In a paper published in Nature this week, a team of American and Brazilian scientists found that trees were silently returning the carbon after just five years.”
To ostatnie zdanie podobno było wzięte żywcem z owoego nieszczęsnego press release. Emilio i jego koledzy najwyraźniej zaprotestowali bo 11 sierpnia The Economist opublikował “korektę”
http://www.economist.com/node/4269842?story_id=4269842
(cytuję ją in extenso):
“In “Down with trees” (July 30th) we said that a team of American and Brazilian scientists found that trees in the Amazon were returning their carbon to the atmosphere after five years. The researchers have asked us to make it clear that this is the age of the carbon they found in the local rivers. That carbon is derived from leaves and twigs. The bulk of the carbon taken into a tree remains in its trunks and roots until it dies and decomposes. The average turnover time for this carbon is more than a century. Sorry for the confusion.”
Mam nadzieje, że to o te informacje Ci chodziło.
PS. Co do daty własnego artykułu to Economist się myli, a nie ja. Sami na serwerze datują ten swój numer na 28, nie 30 (jak w “Correction”) lipca, a proste odjęcie dwóch tygodni od 11 sierpnia pokazuje, że dwa numery tygodnika wcześniej to 28 lipca. Nie żeby to miało jakieś większe znaczenie, ale gdyby IPCC pomylił się o dwa dni to już by to była jakaś “calendargate”
DZIEKI, wlasnie o to mi chodzilo
@arctic_haze
“gdyby IPCC pomylił się o dwa dni to już by to była jakaś „calendargate””
Od czasu Rywina zastanawiam się nad tym po jaką cholerę dodaje się to nieszczęsne “gate” do nazw afer. W końcu “Watergate” to była tylko i wyłącznie nazwa hotelu.
W ten sposób to miałem w domu parę afer “zapomniałeśwyrzucićsmiecigate”. W pewnego typu barach często wybuchają afery “dziwniesięnamniepatrzyłgate”.
Ciekawe skąd się to bierze.
Nie. Słoje drzew pokazują zapewne dobrą temperaturę. Podniesienie temperatury mierzonej na stacjach meteo jest artefaktem wynikającym z rozwoju miast: rozrastając się zbliżają się do położonych na obrzeżach termometrów.
GLOBCIo (skądinąd bardzo korzystne dla roslinnosci i dla gospodarki!) jest zapewne faktem – ale w IX w wieku było większe. W epoce Kredy temperatury były jeszcze wyższe (bo mamuty tupały, co podnosiło temperaturę?) – i Ziemia jakoś wróciła do obecnego stanu. Proszę więc nie popierać tych złodziei i oszustów spod znaku p.Alfreda Gor’a!
@JKM
Mamut w Kredzie, GLOBCIO i podpis “JKM”. To faktycznie ma sens 🙂
Notabene, nawet przeciętny wyborca JKM powinien mieć tyle inteligencji, by wziąć serię danych z miejsc zurbanizowanych i “wiejskich”, przeliczyć trendy i wyciągnąć wnioski. Wystarczą stacje górskie, tam efekt MWC nie występuje.
I jeszcze jedno. Tak wygląda bieżące ocieplenie po 1980 roku (a więc to kojarzone z AGW) dla stacji o różnej gęstości zaludnienia:
http://gfspl.rootnode.net/BLOG/wp-content/uploads/2010/04/1_1980.png
Zaludnienie w osobach/km^2.
Tutaj zaś tabelka pokazująca zmiany średniej temperatury w zależności od gęstości zaludnienia:
http://gfspl.rootnode.net/BLOG/wp-content/uploads/2010/04/tabela1.png
Więcej tutaj:
http://gfspl.rootnode.net/BLOG/?p=1109
@JKM
To jak wyjaśnisz fakt, że najszybciej temperatura podnosi si w Arktyce i na Półwyspie Antarktycznym? Czy tam według Ciebie zlokalizowane są największe metropolie naszej planety?
A propos zbzikowanych teorii. Kiedyś pewien fizyk usiłował przekonać mnie, że ocieplenie Arktyki wynika z obecności tam atomowych okrętów podwodnych. Zapytałem czy przeliczył to energetycznie. Odpowiedział, że nie. Pomysł jest ciekawy ale brakuje kilku dobrych rzędów wielkości (dla niefizyków: łącznej mocy wszystkich reaktorów okrętów podwodnych brakuje kilku zer na końcu aby wytłumaczyć zwiększony dopływ ciepła do Oceanu Arktycznego związany z obserwowanym jego ociepleniem).
A tutaj porównanie chłopaków od ccc-gistemp. Wzięli całe dane z GHCN i porównali do 440 stacji “wiejskich” z długimi seriami czasowymi:
http://clearclimatecode.org/just-440-stations/
Nick Stokes wybrał jeszcze mniej stacji:
http://moyhu.blogspot.com/2010/05/just-60-stations.html
Czy mój ostatni komentarz został potraktowany jak spam? (Odczekałem parę dni na ewentualną kwarantannę)
@panek
W spamie go nie ma. Może cos poszło nie tak przy wysyłaniu go na serwer?
Może jakiś automat odrzuca linki do konkurencyjnych blogów? Napisałem, że echa naszej dyskusji pojawiły się w moim wpisie na blogu Polityki. Zrobiłem to też po pojawieniu się komentarza z 13:45 i też nie pojawił się. Link to: http://naukowy.blog.polityka.pl/?p=690
Jak widać – musiałem popsuć urla, żeby poszło. W każdym razie, dalej się upieram przy roli torfotwórczej lasów, przynajmniej pewnego typu. Będzie krytyka?
Link poprawiłem (ja jak widać mogę). Trochę mnie niepokoi, że coś mi zjada komentarze. Jak by się powtórzyło to proszę info mailem z jak najdokładniejszą godziną i numerem IP, z którego wpis był robiony. Wtedy może wyśledzę co się stało.
A co do lasów na mokradłach to chyba się zgadzamy, że są to jedyne lasy, które mogą odkładać węgiel w glebie. Właśnie dlatego, że są na mokradłach. To cecha mokradeł, a nie lasów. Po prostu wymaga to warunków beztlenowych.
@panek i nie tylko
Już wiem jakie ustrawienie zjadało komentarze. Teraz powinno być OK.
Judith Curry, klimatolożka która przeszła na ciemną stronę, napisała dość obraźliwy i niemądry komentarz dokładnie na temat z tego wpisu. Polecam tekst na ten temat z SkepticalScience
http://www.skepticalscience.com/preference-for-mild-curry.html
Ktoś może wie co się stało z bratnim blogiem Doskonale Szare? Już chyba ponad 10 godzin daje błąd 503 “Service Temporarily Unavailable”.
To była zabawna historia. Przez cały dzień pod google chrome było 503, zaś jak się przełączyłem na firefoksa, było ok.
Ja nadal mam 503. I to pod Firefoksem. To znaczy, że ta strona jest dla kogoś dostępna?
Mnie wszystko dziala.
To ja mam dokładnie odwrotnie niz pdjakow: Chrome: OK, Firefox: 503.
Napisałem 2 listopada:
“To a propos twierdzeń, że na badania nad globalnym ociepleniem wydaje się za dużo pieniędzy. Jeśli ktoś przekona amerykański kongres aby obciąć te wydatki to chyba tylko tamtejsi denialiści. A wtedy nie życzę im mieszkać na trasie huraganu, którego rozpadające się satelity meteorologiczne nie wykryją, a niedofinansowane centra komputerowe nie przewidzą”
I już się spełniło. Większość republikańska w Izbie Reprezentantów obcięła o połowę wydatki na Biological and Environmental Research (BER) Departamentu Energii. Mniej więcej taka część prac naukowych fundowanych przez to ciało dotyczy ulepszania modeli klimatycznych, między innymi prac nad tak istotnymi problemami związanymi z wpływem aerozoli i chmur klimatu. To jest wprost atak na naukę i pośrednio przyznanie, że wyniki badań naukowych są nie po drodze republikanom.
Ich motto powinno brzmieć: “lepiej nie wiedzieć niż wiedzieć” (jak to będzie po łacinie? [1]).
Jest o tym w dzisiejszym Science:
http://www.sciencemag.org/content/331/6023/1378.summary
[1] Moja propozycja tłumaczenia: “Ignorare melius quam scire”.
Jeszcze w kwestii wpływu denializmu klimatycznego w USA na poziom finansowania platform obserwacyjnych. Okazuje się, że Republikanie próbują zrobić dokładnie to, przed czym ostrzegałem w listopadzie: obciąć pieniądze na nowe satelity meteorologiczne:
http://www.scienceprogress.org/2011/03/noaa-says-loss-of-environmental-satellite-funding-could-halve-accuracy-of-precipitation-forecasts/
Skąd u mnie taki dar proroczy? To naprawdę jedynie prosta dedukcja. Jeśli komuś nie podobają się wyniki pomiarów meteorologicznych to prędzej czy później wpadnie na pomysł, że najlepszym sposobem na ograniczenie złych wieści jest ograniczenie finansowania platform pomiarowych. A satelity są drogie więc pierwsze pójdą pod nóż.
A dodatkowym bonusem braku (lub ograniczonego pokrycia) obserwacji satelitarnych będzie dla nich możliwość mówienia, że naukowcy tak naprawdę nie wiedzą nawet jaki jest obecny klimat, więc nie powinni przepowiadać jaki będzie za kilkadziesiąt lat.
A wtedy rzeczywiście nie powinno się im (denialistycznym politykom) życzyć “mieszkać na trasie huraganu, którego rozpadające się satelity meteorologiczne nie wykryją” (jak wtedy pisałem), chociaż aż korci…
Wow. Same fachury. Pogodę na 7 dni nie moge otrzymać w przybliżeniu, ale klimat wiemy, że na 100% sie ociepli. Mi juz to starczy za pokaz fachowości. Nie…zaraz dostane reprymendę, ze się nie znam i klimat to co innego niz pogoda. jasne. To po prostu malutka cząstka klimatu nie mająca z nim nic wspólnego.
Chyba tu już pisałem, że klimat to średnia pogody w okresie kilkudziesięciu lat.
Pogoda to system chaotyczny i dlatego nie sposób jej przewidywać na odległość większą niż około 2 tygodnie (w praktyce nawet mniej). Klimat to średnia pogoda w okresie, w którym ten chaos nie ma już żadnego znaczenia. O średniej temperaturze decyduje w tej skali tylko równowaga radiacyjna, a tę da się przewidzieć jeśli znamy wymuszenia. A te w pełnym przybliżeniu jesteśmy w stanie przewidzieć (dalszy wzrost koncentracji gazów cieplarnianych itp.)
Tak, łatwiej jest przewidzieć klimat za 100 lat niż pogodę za 14 dni.
@DamianW
Fakt. Nie potrafię przepowiedzieć, jaka będzie pogoda za 10 dni. Ale zaglądam do swej magicznej kuli i wysuwam niczym nie uprawnioną i bzdurną prognozę, że za 4 miesiące będzie znacznie chłodniej, niż obecnie. Ciekawe jak to możliwe, skoro nie potrafię zapowiedzieć co będzie za dni 10? Szamaństwo, ot co!
Najśmieszniejsze jest to, że jak na socjalistów przystało zakładacie, że ludzie zamiast rozwijać nowe technologie, powinni cofać się w rozwoju i dotować jakieś bzdurne programy wyłudzania miliardów z kieszeni biednych ludzi, z których wielu przez rosnące koszty pracy i produkcji zostaną zwolnieni. W taki sposób Europa i USA szybko zbankrutują i będą się borykać z problemami ekonomicznymi, które uniemożliwią jakąkolwiek reakcję na prawdziwy problem w przyszłości. Póki co trzeba się tylko cieszyć z ocieplenia klimatu. Więcej CO2 to lepszy wzrost roślin, to również większe parowanie z oceanów i większe opady, a to spowoduje większy obieg wody i wilgotność czyli cofanie się pustyń i szansę na przykład na rozwój dla Afryki i terenów stepowych (tak jak kilkanaście tysięcy lat temu, kiedy dzięki bujności traw nasi przodkowie przeżyli bum demograficzny i rozwinęli się na stepach i lasach eurazji), której podobne dotacje (darmowa żywność zamiast pomocy organizacyjne i inwestycji w przemysł) zabijają jakąkolwiek nawet prymitywną gospodarkę.
Nasza planeta nie z takimi problemami radziła sobie sama, a globalne ocieplenie powodowane oczywiście przez słońce ( dziwne, że Mars się też ociepla, a ludzi tam jak dotąd nie ma, a przynajmniej nic o tym nie wiadomo) jeśli ma przyjść to i tak przyjdzie. Tylko pytanie czy do tego czasu kompletnie cofniemy się w rozwoju czy jednak rozwiniemy i opracujemy nowe technologie oraz zrozumiemy z czym dokładnie mamy do czynienia. Już byli tacy jedni co próbowali bawić się w Pana Boga i wpływać na klimat Komuniści i efektem jest prawie zanik pewnego dawniej wielkiego jeziora. Nie bawcie się jeśli nie wiecie jeszcze z czym, a wpływ człowieka to póki co można w bajki włożyć.
Po pierwsze ja tu o swoich poglądach politycznych z zasady nic nie piszę, ale zapewniam Cię, że trafiłeś akurat jak kulą w płot.
Po drugie to jest blog o klimacie i wiedzy naukowej o procesach klimatycznych, a nie polityce czy ekonomii.
Po trzecie w subtropikach obserwuje się mniejsze opady i modele wskazują, że ten trend będzie się nasilał. Niestety parowanie zwiększa się również z temperaturą i nad lądami ten efekt przeważa nad zwiększonymi opadami. Efekt tego było widać tego lata nawet w południowej Polsce, a w poziomie Wisły do dziś widać. Więcej opadów będzie na północy i np. w Skandynawii tego lata mieli największe w historii powodzie.
Po czwarte ja jestem jak najbardziej przeciwko bawieniu się w pana Boga i wpływaniu na klimat. Dlatego jestem generalnie przeciw geoinżynierii. I dlatego ostrzegam przed skutkami tej zabawy ze zmianą klimatu, którą bawimy się od jakichś dwóch stuleci. Dodam, że jesteś bardzo niekonsekwentny jeśli uważasz wzrost koncentracji CO2 w atmosferze o 40% za bez znaczenia, a obawiasz się jakiejś mitycznej “zabawy z klimatem” polegającej na… właśnie czym? Bo my nic porównywalnego do zmiany składu atmosfery ziemskiej (co już się stało i dzieje się dalej coraz szybciej) przecież nawet nie planujemy.
Nie mogę się zgodzić z tymi płucami. Owszem to co napisałeś jest prawdą w odniesieniu do lasów tropikalnych, tam faktycznie produkcja równa się dekompozycji. Ale w odniesieniu do lasów północnych czy nawet strefy umiarkowanej cieplej już nie ma równowagi między produkcja i dekompozycją. Tam przeważa produkcja. Tak wiec dwutlenek węgla jest wiązany.
Gdyby było jak twierdzisz to węgiel organiczny musiałby się kumulować w lesie, w samych drzewach lub w glebie.
Drzewa nie rosną w nieskończoność nawet gdy nich ich nie zetnie. W końcu się przewracają i ulegają rozkładowi. Przecież nie widać w lesie stuletnich pni martwych drzew (wyjątkiem są sekwoje ale to tylko potwierdza regułę). Istnieją też pożary lasów. W naturalnych warunkach w dłuższej skali, jeśli drzewa nie mogą stawać się nieograniczenie wysokie lub nieograniczenie grube, musi zostać kiedyś osiągnięta równowaga.
Natomiast co do kumulowania węgla w glebie w lesie to pójdź do lasu z łopatą. Jeśli się spodziewasz czarnoziemu to się mocno zdziwisz. Znowu wyjątkiem są bagna gdzie węgiel w warunkach beztlenowych może uniknąć utlenienia (tak powstaje torf).
PS. Domyślam się skąd się może brać przekonanie o nieustannym wzroście biomasy lasu, nawet u zawodowego leśnika. W naszej części świata eksploatujemy lasy od wielu stuleci. A to w praktyce oznacza, ze wycinając drzewa (czyli usuwając sztucznie część biomasy) nie pozwalamy lasom dojść do naturalnej równowagi. Mam wrażenie, że nawet Puszcza Białowieska nie jest pod tym względem “nietkniętym lasem” jak się niekiedy twierdzi.