Denialiści klimatyczni od dawna tak twierdzą. Co ciekawsze, to samo mówił mi niedawno nawet jeden z polskich klimatologów. A w ostatnich dniach ukazały się dwa artykuły tłumaczące zmniejszenie trendu globalnego ocieplenia po 1998 roku. Tylko czy jest się z czego tłumaczyć?
Przedstawiam poniżej wykres temperatury globalnej w okresie satelitarnym (czyli od 1978 r.). Z kliku dostępnych serii globalnych średnich dla poszczególnych miesięcy wybrałem brytyjską HadCRUT3 (dane dostepne z tej strony), która jest bardziej konserwatywna niż amerykańska GISS, nie interpolując temperatur w obszarach, gdzie nie ma danych, przez co nie obejmuje na przykład większości bardzo szybko ocieplającej się Arktyki. Przez to nie narażam się na oskarżenie o alarmizm. Z drugiej strony nie używam serii UAH, ulubionej przez denialistów. Nawet nie dlatego, żeby pokazywała coś innego niż HadCRUT3, ale dlatego, że jej autor, Roy Spencer (link do jego blogu jest po prawej stronie), zmienia nieustannie wartości całej serii, nie bardzo tłumacząc dlaczego (przez co dane ściągnięte od niego dziś za miesiąc mogą być niezgodne nawet z jego stroną). Okres satelitarny wybrałem, bo wcześniej nie było dobrych danych dla większości oceanów (taki wybór zapewnia bardziej jednolitą serię danych niż rozpoczęcie np. od 1950 roku).
Na wykresie własnej produkcji przedstawiłem anomalię temperatury globalnej (względem okresu bazowego 1961-1990) z danych HadCRUT3 oraz jej trend (czarna przerywana linia). Na wykresie wyróżniono okres 1998-2008 oraz trend dla niego (czerwona przerywana linia). Dekada 1998-2007 r., albo bardziej prawidłowy [1] okres 11-letni 1998-2008 (wyróżniony na rysunku pionowymi szarymi liniami), zdaje się dowodzić jednoznacznie, że od roku 1998 nijakiego globalnego ocieplenia nie uświadczysz (dlatego takie właśnie okresy uwielbiają denialiści). Zamiast wzrostu temperatury o (średnio) 0.15 K na dekadę mamy po 1998 roku nawet niewielki spadek. Czy jednak sprawa jest zamknięta?
Nie jest i to z kilku powodów. Po pierwsze serie czasowe takie jak przedstawiona powyżej HadCRUT3 czy UAH, nie interpolujące wyników w rejonach bez pomiarów, nie pokrywają całej kuli ziemskiej, a akurat wśród tych 20%, których nie pokrywają są najszybciej ogrzewające się obszary arktyczne. Jeśli użyć serii GISS sytuacja nie będzie wyglądała tak optymistycznie (zakładam, że zgadzamy się, że globalne ocieplenie jest problemem), ale należy pamiętać, że wartości interpolowane to wartości mniej pewne niż mierzone. Poza tym wybór okresu tak jak powyżej pomija rekordowo ciepły rok 2010 [2] (denialiści pomijają go z lubością).
Przede wszystkim jednak wybór jest “tendencyjny” z prostego powodu: zaczyna się od lokalnego maksimum i kończy się na lokalnym minimum. Politycy uwielbiają ten trik w przypadku dowodzenia skuteczności (lub nie) rządu danego kraju w rozwijaniu gospodarki. Rozpoczęcie wykresu od dna najnowszej recesji zawsze daje wrażenie dynamicznego wzrostu, a rozpoczęcie od szczytu przed tą recesja wręcz odwrotnie. Na wykresie powyżej, jeśli obciąć okres “czerwony” z każdej strony o rok, pozbywając się lokalnego maksimum i minimum (czyli rozpoczynając od roku 1999 i kończąc w 2007), otrzyma efekcie średni wzrost (trend) nawet szybszy niż w całym okresie satelitarnym (+0.157 w porównaniu z +0.152 K/dekadę) podczas gdy zaznaczony na czerwono trend dla lat 1998-2008 to -0.015 K/dekadę. Czyli znowu z igły widły? Był zresztą o tym nie tak dawno artykuł Easterling i Wehner 2009 [3] pokazujący na danych historycznych i wynikach modelowania, że naturalna zmienność (głównie cykl El Niño – La Niña, ale nie tylko) musi powodować występowanie okresów rzędu dekady o trendzie odwrotnym niż wynikający ze zmiany wymuszeń radiacyjnych, nawet przy ich tak szybkim wzroście jak w ostatnich dekadach. Poprzednio takimi były okresy 1977-1985 i 1981-1989 (patrz rysunek poniżej).

Czy zatem dowodzi to czegoś poza tym, że okresy około 10-letnie są za krótkie aby wyznaczać długotrwałe trendy? Otóż nie są jeśli rozumie się procesy i wymuszenia jakie wpływają na globalna temperaturę (wspomniany na początku polski klimatolog był niestety dawniejszego typu “geograficzno-statystycznego”, który nie zaprząta sobie głowy procesami fizycznymi). Jeśli zauważyć, że prawie wszystkie lokalne maksima to okresy El Niño (okresy ocieplenia wschodniego tropikalnego Pacyfiku), a zimne La Niña (faza przeciwna tego samego cyklu o nieregularnej długości, zwanego też ENSO, jednak zwykle mieszczącej się w przedziale 2-7 lat) to sprawa stanie się mniej tajemnicza. Na przykład rok 1998 to najsilniejsze El Niño w okresie satelitarnym, a 2010 to inne mniejsze (oba te lata były rekordowo ciepłe), natomiast lata 1999, 2008 i 2010 to zimne lata La Niñi (zwyczajem amerykańskim numeruję te zjawiska rokiem, w których pierwszych miesiącach mają swoje maksimum i w którym się kończą; bo wykrywalne są już parę miesięcy wcześniej). Temperatury tropikalnego Pacyfiku wpływają, jak się wydaje, na ilość niskich chmur w całych tropikach (patrz np. Clement et al. 2009 czy Dessler 2010, oba w Science co może tłumaczyć częściowo odpowiada na pytania Trnenbetha, o których pisałem poprzednio), co powoduje, że ENSO jest największym źródłem różnic międzyrocznych temperatur na naszej planecie. Dlatego zaczynanie i kończenie okresów trendów na tych zjawiskach generalnie nie jest najlepszym pomysłem, ale jak tego uniknąć gdy w ostatnich kilku latach zawsze albo El Niño albo La Niña?
W sumie do niedawna uważałem, że “anomalia” trendu ostatniej dekady to wyłącznie efekt ENSO i ewentualnie słońca. Obecność silnego El Niño w 1998 roku oraz słabszego w 2010 i w dodatku otoczonego dwoma dość silnymi (zimnymi) La Niñiami w oczywisty sposób musi powodować, że trendy między tymi datami powinny być znacznie niższe niż trend długoterminowy, a nawet ujemne. Nie widziałem zatem nawet potrzeby szukania innych przyczyn. Ot, poczekamy jeszcze trochę i trend dodatni, wynikający z rosnącego wymuszenia radiacyjnego gazów cieplarnianych będzie musiał wrócić.
I tak może być. Z tym, że (jak zwykle) sytuacja jest tym bardziej skomplikowana im bardziej jej się przyglądamy. Ukazały się ostatnio dwa niezależne artykuły tłumaczące przynajmniej część tego zmniejszenia trendu zmianami koncentracji aerozolu (za resztę przypominam odpowiada zmienność naturalna związana z cyklem ENSO). Nie jest to może takie dziwne biorąc pod uwagę, że aerozol (i chmury) to ciągle jedne z najsłabszych punktów naszej wiedzy o działaniu maszyny klimatycznej na naszej planecie.
Pierwszy z tych artykułów, Kaufmann i inni 2011 [4] (w “ulubionym” przeze mnie PNAS) zwraca uwagę na znane fakty takie jak słabsza niż zwykle aktywność Słońca w ostatnim 11-letnim cyklu oraz opisaną powyżej zmienność związaną z cyklem ENSO, co tłumaczy większą część spadku wartości trendu zmian temperatury po 1998 roku. Tu nie ma niespodzianki. Nowością jest jednak czynnik antropogeniczny, którego nie brano dotychczas pod uwagę: wzmożone spalanie węgla w Chinach. Konsumpcja węgla w Chinach podwoiła się w ciągu 4 lat (2003-2007), a poprzednie podwojenie wymagało 22 lat (1980-2002). Uważny czytelnik zakrzyknie tu “Zaraz, zaraz, przecież spalanie węgla to emisja dwutlenku węgla, najważniejszego antropogenicznego gazu cieplarnianego!”. Czyli powinno to raczej ogrzewać niż oziębiać planetę. I słusznie. Z tym, że na długą metę. Dwutlenek węgla pozostanie w systemie atmosfera-ocean przez tysiące lat grzejąc nas przez ten czas. Jednak jego emisja związana jest z produkcją dymu, czyli bardziej fachowo – aerozolu. A że Chińczycy są opóźnieniu w zakładaniu filtrów na kominy, produkują oni aerozol zawierający dużo siarki. Taki aerozol ma działanie ochładzające planetę (odbijając światło słoneczne z powrotem w kosmos), co wiadomo co najmniej od lat 1970-ch. Aerozol utrzymuje się w atmosferze krótko, zasadniczo do najbliższego deszczu (no chyba, że zostanie wyemitowany aż do stratosfery jak to umieją najsilniejsze wulkany i bomby atomowe – wtedy drobne cząstki mogą unosić się tam nawet parę lat, ale tej sztuki kominy elektrowni nie potrafią). Jednak w tym czasie jego efekt chłodzący może być nawet większy niż tej części dwutlenku węgla, jaka jest z nim wspólnie emitowana [5].

Na rysunku powyżej zaznaczono wymuszenia radiacyjne (lewa oś) i spowodowane nimi zmiany temperatury [6] (prawa oś) dla poszczególnych wymuszeń i ich sum. Przypomnę, że wymuszenie w sensie używanym przez IPCC to różnica w stosunku do okresu przedprzemysłowego. Fioletowa linia to właśnie wymuszenie aerozolu “siarkowego” (ujemna wartość oznacza efekt chłodzący). Zwraca uwagę zwiększenie tego (ujemnego) wymuszenia w drugiej części okresu 1998-2008 (tego samego, o którym pisałem powyżej), zaznaczonego po prawej stronie wykresu przez błękitne tło. Błękitna linia to suma wymuszeń antropogenicznych (czyli gazów cieplarnianych i aerozolu), a prosta, kropkowana błękitna to jej liniowe przybliżenie, pomarańczowa linia to wymuszenie słoneczne, a zielona to wymuszenie ENSO (ponieważ szczegóły działania tego wymuszenia są słabo znane zastosowano po prostu indeks SOI podzielony przez 10, co wydaje się “graficznie” wyborem dość nieszczęśliwym, bo dodatni SOI oznacza wpływ oziębiający i na odwrót). W końcu czerwona linia to suma wszystkich wymuszeń, a czarna to obserwowane zmiany temperatury.
Widać, że zmiany ENSO dominują – proszę wyobrazić sobie zieloną linię ze zmienionym znakiem (odbitą poziomo w lustrze) i porównać ją z czarną kreską temperatury. W drugiej części okresu “błękitnego”, czyli od roku 2002, efekt zmian ENSO (zielony wykres z “odwróconym” znakiem), słońca (pomarańczowy) i aerozolów siarkowych (fioletowy) jest co do znaku jednakowy: wszystkie ciągną w dół. Autorzy oceniają ten ostatni jako najmniejszy, ale jest to efekt mierzalny. Zmiana wymuszenia związanego z aerozolem siarkowym po 2002 roku ma wynosić 0.03 W m-2. Tłumaczyłoby to spadek temperatury o około 0.01 K czyli 1/15 spadku trendu w tym okresie (efekt spadku aktywności słońca oceniają na 6 razy większy, resztę spadku przypisując ENSO).
Nawet ciekawszy wydał mi się drugi z omawianych artykułów z ostatnich tygodni, Solomon i inni 2011 [7] z Science. Ciekawszy, bo dotyczy aerozolu stratosferycznego, właśnie tego, który w wyniku braku opadów w górnych warstwach atmosfery jest w stanie unosić się nawet latami. Wiemy to z obserwacji grubości optycznej atmosfery (znowu to pojęcie!) po dużych wybuchach wulkanów, szczególnie po największym odkąd mierzymy tę wielkość, czyli Pinatubo na Filipinach w 1991 roku. Dotychczasowy stan wiedzy wskazywał, że taki wybuch, powodujący wstrzykniecie do stratosfery olbrzymich ilości związków siarki, powodował znaczące globalne oziębienie (w przypadku Pinatubo -0.3 K wkrótce po eksplozji), stopniowo wracające “do normy” w ciągu kilku lat. Uważano jednak, ze mniejsze wulkany nie są w stanie emitować pyłu do stratosfery, są zatem pomijalne w sensie klimatycznym. I tu pierwsza niespodzianka. Solomon i inni pokazują, na podstawie pomiarów lidarowych dokonywanych z satelity (lidar to optyczny odpowiednik radaru używający lasera jako źródła światła), wyraźny wzrost grubości optycznej (przynajmniej regionalny) po czterech “małych” wybuchach wulkanów z lat 2006-2010.

Na powyższym wykresie kolory oznaczają intensywność rozpraszania (właściwie tzw. “stosunek rozproszeń” czyli stosunek całkowitego rozpraszania wstecz do rozpraszania na samym powietrzu – czyli “rayleighowskiego” – którego wartość da się wyliczyć teoretycznie). Oś pionowa to szerokość geograficzna (dodatnie wartości to półkula północna), a pozioma to czas. Numerami zaznaczono czas i szerokość geograficzną czterech wybuchów wulkanów. Bez wątpienia wpływają one na wartość “tła” aerozolowego na dużej części planety przez całe miesiące (pięknie na przykład widać jak pył wulkanów 1 i 2 rozchodzi się od równika w obie strony na północ i południe). Czyli większa ilość takich słabych wulkanów w danej dekadzie musi prowadzić do jej ochłodzenia w stosunku do dekad sąsiednich, nawet gdy w żadnej z nich nie ma “dużego” wulkanu.
Jednak czy ilość aerozolu w stratosferze rzeczywiście zmienia się między dekadami? Otóż tak i są na to aż cztery niezależne dowody. Trzy z nich pochodzą z pomiarów górze Mauna Loa na Hawajach na wysokości tak dużej, że w przybliżeniu wszystko co powyżej można uznać za aerozol stratosferyczny (no może nie całkiem, ale wybierano dni o najniższych wartościach grubości optycznej dla zminimalizowania wpływu wyższych warstw troposfery). Te trzy to dwa różne instrumenty mierzące grubość optyczną atmosfery z jasności tarczy słonecznej i naziemny lidar. Czwartą serią pomiarową są globalne wartości stratosferycznej grubości optycznej mierzone “od góry” z lidaru satelitarnego. Poniższy rysunek z artykułu podsumowuje je wszystkie.

W wartościach najdłuższej z tych serii – pomiarów transmisji poprzez atmosferę – widać dwa najnowsze “wielkie” wybuchy wulkanów, El Chichon (Meksyk) z 1982 i Pinatubo z 1991 roku. Środkowy panel to pomiary grubości optycznej od 1994 roku (trzy przyrządy z Mauna Loa i pomiary satelitarne). Widać wzrost średniej wartości po roku 2000. To samo potwierdzają wyniki globalne (dolny panel). Jest to istotne, bo w modelowaniu klimatycznym stosuje się wartości stratosferycznej grubości optycznej osiągające zero już w kilka lat po wybuchu Pinatubo (linie oznaczone jako GISS i Ammann et al na dolnym panelu). Oznacza to (według autorów artykułu), że od końca lat 1990 nie bierzemy pod uwagę wymuszenia radiacyjnego odpowiadającego oziębieniu o -0.07 K. A to już nie są żarty. To połowa “brakującego” ocieplenia w ostatniej dekadzie. Czyli w sumie aż za dużo, bo jeśli uwzględnić wartości jakie Kaufmann i inni (2011) przypisują zmianom wymuszeń przez aerozol troposferyczny i aktywność słoneczną, to nie zostaje nic dla ENSO. A przecież widzieliśmy, że to najważniejszy czynnik zmian międzyletnich, od wartości którego, w latach rozpoczynających i kończących serie czasową o dekadalnej długości, zależy nawet czy obserwujemy trend ocieplenia czy nie. Częściowo da się to wytłumaczyć tym, że te wymuszenie “tła” aerozolowego, odpowiadające oziębieniu -0.07 K zdaniem autorów narastało od lat 1960-ch, ale w okresie dużych wybuch w wulkanów i kilka lat po nich było przez nie zamaskowane. Czyli nie jestem pewny jak je rozłożyć na te kilka dekad po drodze. Jak to się pisze w artykułach “wymaga to dalszych badań”.
Czyli znowu nie wszystko wiemy? No, właśnie. Nikt nie obiecywał, że nauka o klimacie to obserwacyjnie najłatwiejsza gałąź nauki. A na pewno nie jest to gałąź martwa (czyli taka gdzie już wszystko odkryto). Jednak dla mnie, nawet bardziej prawdopodobne niż błędy pomiarowe jest, że nadal nie uwzględniamy wszystkich czynników naturalnej zmienności. Mówiliśmy tu o międzyletniej zmienności związanej z ENSO, ale istnieje też międzydekadowa zmienność związana ze zmianami głębinowej (dokładniej termohalinowej) cyrkulacji oceanicznej. Zwykle mierzy się ją pośrednio przez temperaturę grzanego przez nią Północnego Atlantyku. A ta w latach 1990-ch była szczególnie wysoka, co musiało wpłynąć na temperaturę globalną z definicji (stanowiąc jej integralną część).
I w tym kontekście wróciłbym do rysunku z początku tego wpisu. Dla mnie najciekawszym naukowo pytaniem nie jest – dlaczego trend temperatury po roku 1998 był tak niski? Jest na to wiele powodów wyliczonych powyżej. Naprawdę ciekawe jest to, dlaczego pierwsza polowa lat 2000-ch była tak ciepła, wyraźnie wykraczając ponad trend wieloletni? Bo była. Jeśli z tych samych danych (HadCRUT3) policzyć różnice średnich wartości globalnych dla całych sąsiednich dekad (zdefiniowanych klasycznie jako kończące się na roku z zerem na ostatniej pozycji) to różnica pomiędzy latami 1980-mi i 1990-mi wynosi +0.144 K (prawie tyle ile wynika z trendu długoterminowego). Ile zatem wynosi różnica między latami 1990-mi a tymi “zimnymi” 2000-mi? Czy będzie to wartość ujemna? Absolutnie nie. Różnica ta to +0.192 K. Tak jest, różnica miedzy latami 1990-mi a 2000-mi była większa niż pomiędzy poprzednimi dwoma dekadami i większa niż trend długoterminowy. Proponuję zastanowić się nad zdaniem “Globalnego ocieplenia nie ma od 1998, ale lata 2000-ne były cieplejsze od poprzedniej dekady i to o większą wartość niż wynika z trendu”. Absurd? Tak, absurd. Czyli mamy odpowiedź na tytułowe pytanie. Nie dość, że globalne ocieplenie nie skończyło się w 1998 roku, ale następna po nim dekada była rekordowo ciepła, tak ciepła że właściwie nie wiemy dlaczego. I chociażby dlatego warto zajmować się klimatologią.
Przypisy:
[1] Wybór okresu 11-letniego dla średnich temperatur pozwala na usuniecie cyklu aktywności słonecznej o takiej w przybliżeniu długości.
[2] Na oko tego nie widać (dane są wartościami miesięcznymi i trzeba je “optycznie” uśrednić do całych lat) ale w żadnej znanej mi serii czasowej, łącznie z przedstawioną powyżej nie ma roku cieplejszego niż 2010. Co ciekawe 2010 wygrał lub zremisował (w granicach błędu pomiarowego) z rokiem 1998 w HadCRUT3 i UAH oraz z rokiem 2005 w GISS. Różnica zdania co do poprzednio najcieplejszego roku wynika właśnie z decyzji co do przestrzennej interpolacji danych.
[3] Easterling, D., & Wehner, M. (2009). Is the climate warming or cooling? Geophysical Research Letters, 36 (8) DOI: 10.1029/2009GL037810
[4] Kaufmann RK, Kauppi H, Mann ML, & Stock JH (2011). Reconciling anthropogenic climate change with observed temperature 1998-2008. Proceedings of the National Academy of Sciences of the United States of America, 108 (29), 11790-3 PMID: 21730180
[5] Można by się nawet cieszyć z tej chińskiej “geoinzynierii” chłodzącej naszą planetę gdyby nie tragiczne skutki tego dymu dla życia w Chinach, gdzie gęsto zaludniona wschodnia część kraju pokryta jest brązowym smogiem przez większość roku.
[6] Zwraca uwagę niska czułość klimatu na wymuszenie radiacyjne, 0.3 K W-1 m2, wynikająca z podzielenia przez siebie wartości na obu pionowych osiach, co oznaczać ma zapewne że autorzy mają na myśli zmiany w przeciągu zaledwie kilku lat. Przypominam, że ze względu na olbrzymią pojemność cieplną oceanów ogrzanie naszej planety (i o jedynie w sensie dolnych warstw atmosfery, które jednak mają styczność z oceanem) trwa dość długo, czyli im dłużej poczekamy tym większy efekt temperaturowy będzie miało to samo wymuszenie radiacyjne (o ile działa trwale).
[7] Solomon S, Daniel JS, Neely RR 3rd, Vernier JP, Dutton EG, & Thomason LW (2011). The persistently variable “background” stratospheric aerosol layer and global climate change. Science , 333 (6044), 866-70 PMID: 21778361
Hits: 2399
Et tu, Brute?
Ta wiosna miała uroki w obie strony. Pod koniec kwietnia temperatury biły rekordy codziennie w dużej części Europy. Teraz jest nieco chłodniej niż zwykle i od razu beznadziejna wiosna?
Tym bardziej, że ta zimna anomalia ostatniego tygodnia wydaje mi się dość lokalna.
To zresztą znana medialna “prawda”: kiedy jest gorąco to naturalna zmienność, a kiedy zimno to brak globalnego ocieplenia 😉
Racja, to tylko odczucie subiektywne w końcu np lato 2010 też wydawało mi się zimne a okazało się, że było powyżej normy. Z niecierpliwością czekam na opracowania IMGW (mapy klimatyczne) za maj dla mojego regionu….zobaczymy:)
Maj był w Polsce miesiącem ciepłym. Wszystkie miesiące klimatologicznej wiosny (III-V) odznaczały się miesiącami powyżej normy, przy czym chyba najbliższy średniej wieloletniej był kwiecień.
Szacowane, wstępne obliczenia dla Europy Środkowej są tutaj
http://gfspl.rootnode.net/index.php/eurtemptab
Reanaliza NCAR:
klik
Chyba ujemna anomalia się już skończyła skoro znów są ostrzeżenia o upale na najbliższe dni w trzech województwach południowo-wschodnich:
http://www.pogodynka.pl/polska/ostrzezenia
Jeśli komuś zimno, to polecam mapę anomalii temperaturowych dla maja 2012 (względem średniej majowej dla lat 1951 – 1980:

Można sobie zrobić taka mapkę dla dowolnego okresu dla którego są dane przy pomocy tej strony:
http://data.giss.nasa.gov/gistemp/maps/
Tu jest plik z miesięcznymi średnimi temperaturami globalnymi NASA GISS:

http://data.giss.nasa.gov/gistemp/tabledata_v3/GLB.Ts+dSST.txt
Wygląda na to, że maj 2012 był wśród trzech najcieplejszych w historii.
Dwoma pozostałymi były 1998 i 2010, lata z El Nino (2005, 2010 i 2012 zaznaczyłem czerwonymi kropkami). Wygląda na to, że już nawet nie trzeba El Nino aby świat był równie ciepły. Ciekawe dlaczego robi się coraz cieplej? Nie, nie będzie żadnych nagród za dobrą odpowiedź.
Z tego co się orientuje El Nino właśnie się rozkręca, chociaż oczywiście jest zdecydowanie za wcześnie by miał wpływ na majowe globalne temperatury. Ale kto wie, czy ten rok nie będzie rekordowy…..
El Nino najbardziej wpływa na następny rok. To obecne (jeśli się naprawdę wydarzy) będzie dlatego nazywane El Nino 2012/13, a za parę lat po prostu 2013.
A czy się wydarzy? WMO wyraża się ostrożnie:
http://www.reuters.com/article/2012/06/26/us-weather-elnino-idUSBRE85P0LT20120626
A indeksy ENSO? Klasyczne indeksy temperatur powierzchniowych jakiejś części (jest ich kilka) tropikalnego Pacyfiku raczej tego nowego El Nino nie widzą:
http://www.data.jma.go.jp/gmd/cpd/data/elnino/index/nino3anm.html
Czyli na wschodnim Pacyfiku jeszcze nic się nie dzieje obszar NINO3 to właśnie wschód, podczas gdy NINO4 to centrum i niektórzy wola je łączyć w indeks NINO3.4). Niestety nie znalazłem NINO3.4 obejmującego maj.
Jednak najlepszy, jak się coraz częściej uważa, indeks MEI (Multivariate ENSO Index), używający nie tylko temperatur oceanu i atmosfery, a także ciśnień, wiatrów i zachmurzenia. Wprawadzony został tym artykułem:
http://www.esrl.noaa.gov/psd/enso/mei/ARcHivEd=MeI/200706/WT2.pdf
A ten już widzi, że coś się dzieje:
http://www.esrl.noaa.gov/psd/data/correlation/mei.data
I to nawet więcej niż w maju przed El Nino 2010 roku.
A w kontynentalnych stanach USA (bez Alaski i Hawajów) mieli najcieplejsze 6 mięsięcy w historii i… najcieplejszych 12 miesięcy w historii.
Tak to wyglądało geograficznie:


oraz
Czerwone to rekordy wszechczasów. Zimniej było tylko na obszarach o różnych odcieniach niebieskości. Czyli głownie na wybrzeżu pacyficznym. Nie sprawdzałem ale to pewnie efekt fazy Pacific Decadal oscillation.
Tak, rzeczywiście. Wystarczy obejrzeć miesięczne wartości PDO: http://jisao.washington.edu/pdo/PDO.latest
Te rekordy temperatury i ujemne PDO są o tyle ciekawe że nawet Roy Spencer miał nadzieję jeszcze trzy pata temu, że ujemne PDO zakończy globalne ocieplenie:
http://www.drroyspencer.com/global-warming-background-articles/the-pacific-decadal-oscillation/
No, przynajmniej to amerykańskie ocieplenie 😉 Jak widać miał rację, ale tylko w strefie przybrzeżnej Pacyfiku…
Zadał Pan sobie wiele trudy by naukowo wyjaśnić dlaczego można nadal mówić o globalnym ociepleniu pomimo iż od 15 lat żadnego statystycznie znaczącego OCIEPLANIA już nie ma. Takie wyjaśnienia naukowe maja jednak jedna podstawowa wadę, nie pozwalają na wyciągnięcie wniosków o tym CO BĘDZIE, co pozwoliłoby je uprawdopodobnić lub sfalsyfikować. Więc z poznawczego punktu widzenia ja niewiele więcej warte iz prosta i elegancka teoria iż globalne ocieplenie nadal jest ale chwilowo się nie ociepla ponieważ jest to zgodne z wolą niewidzialnego Latającego Potwora Spagetti. Ta druga teoria jest o tyle bardziej elegancja iż ma mniej założeń a tłumaczy aktualne wyniki bardziej kompleksowo.
Przechodzi Pan natomiast milcząco nad tym, iż paroletnie ocieplania nie są niczym nadzwyczajnym, zdarzały się w historii naszej planety wielokrotnie, i niczym szczególnym nie różniły się od obecnego okresu ocieplania. Owo ocieplanie czy to się Panu podoba czy nie NIE JEST obserwowany już od prawie 15 lat. Próba robienia sensacji z faktu iż jest najcieplej skoro po okresie ocieplania nie było okresu ochładzania naprawdę nie przystoi naukowcowi a zwłaszcza fizykowi, który doskonale powinien wiedzieć, że skoro się ociepliło to będzie ciepło dokąd się nie ochłodzi.
Minęło 16 lat od wydania filmu “An inconvinient truth”, Prawie 1/6 stulecia. Przez ten czas nie zmniejszono a wręcz zwiększono emisje CO2 do atmosfery. Czy nie czas spojrzec niewygodnej prawdzie w oczy (face the inconvinient truth) i stwierdzić że tamte przewidywania NIE SPRAWDZIŁY Się ? Morza nie zalewają nadbrzeżnych miast tempo wzrostu poziomu mórz nie różni sie od tego z pierwszej połowy 20 wieku, intensywność huraganów wyraźnie nie wzrasta, Średnia temperatura zgodnie z Pańskim wykresem w ciągu 30 lat wzrosła o 0,3 stopnia i od prawie 15 lat NIE ROŚNIE.
Więc KTO TU jest “denialistą” ?
A jaki mamy efekt WALKI z owym strasznym zagrożeniem ? Z powodu produkcji “biopaliw” nastapił gwałtowny wzrost cen żywności na świecie, Jedni biedni są głodni, inni marzną bo podrożał gaz i prąd z powodu “walki z ociepleniem”, ale co to może obchodzić fizyka, że ludzie umierają z głodu z powodu walki w imię teorii której przewidywania NIE SPRAWDZAJĄ SIĘ, Prościej wymyślić nowa lepsza teorię która znów nie daje podstaw do przewidywań, lepiej “zwyzywać od denialistów” tych którzy mówią że wielokrotnie taniej jest dostosować się do zmian klimatu niż próbować klimat zmieniać.
A czym były spowodowane te “przelotne ocieplenia” w historii naszej planety? Otóż zawsze czymś. Fizyka tym się rożni od magii, że procesy energetyczne muszą się domykać. Jeśli zmieniła się temperatura to musiała być jakaś przyczyna (wymuszenie). Obecnie jest oczywiste co to jest: wzrastająca koncentracja gazów cieplarnianych. Przy dawnych ociepleniach o tej samej skali przyczyny były rożne: zmiany orbitalne Ziemi, zmiany jasności słońca, i… zmiany koncentracji CO2 i metanu. Jednak tym razem dwie pierwsze przyczyny możemy wykluczyć.
A czy ocieplenie skończyło się 15 lat temu? Poniżej na rysunku globalnych temperatur ze strony NASA GISS dodałem pionową linie oddzielającą ostatnie 15 lat od okresu wcześniejszego:
Jeśli ktoś nie widzi, że praktycznie każdy rok w ostatnich 15 latach jest cieplejszy niż wszystkie wcześniejsze to jest fanatykiem pierwszej wody. Najcieplejszych 10 lat w historii pomiarów mieści się w komplecie po prawej stronie kreski. Zaznaczona krocząca średnia 5-letnia pnie się w górę jakby nie wiedziała, że nie ma już globalnego ocieplenia.
Dodam, że jeśli ktoś ciekaw co naprawdę nastąpiło 15 lat tamu (a dokładniej 14, w 1998 roku) to nie był to koniec globalnego ocieplenia. Widać to na wykresie poniżej, gdzie pokazałem anomalie średnich globalne temperatury i policzyłem trendy (i ich niepewność na poziomie 95%) dla ostatnich 15 i poprzednich 15 lat:

Otóż trend dla ostatnich 15 lat jest niższy niż dla poprzednich (0.096 w porównaniu z 0,137 C/dekadę). Ale widać tez dlaczego. Mianowicie cały trend ostatnich 15 lat jest wyżej niż gdybyśmy ekstrapolowali trend z poprzednich 15 (istnieje “nieciągłość” między wartościami trendów w okolicy ich granicy). Proszę przyłożyć do ekranu wzdłuż czerwonej grubej kreski kartkę papieru i się samemu przekonać. Tzn około bardzo gorącego El Nino z 1998 roku nastąpiło skokowe zwiększenie temperatury globalnej ponad trend długoterminowy – najprawdopodobniej zresztą spowodowane zmianami cyrkulacji oceanicznej. W wyniku tego temperatura musiała potem rosnąć wolniej aby tenże trend ją “nadgonił”. Czyli dokładniej mówiąc temperatura Ziemi wzrasta wolniej niż “powinna” bo cokolwiek dodatkowo ją ogrzało dodatkowo kilkanaście lat temu, teraz już się wyłączyło, a może nawet ją lekko chłodzi.
Jeszcze inaczej mówiąc mamy do czynienia z nałożeniem naturalnych oscylacji temperatury na długoterminowy trend. Ale to jest przecież dokładnie to co pisałem już we wpisie powyżej.
PS. Żaden z tych dwóch 15-letnich trendów nie jest istotnie różny od zera na poziomie istotności 5%. Ale to też coś o czym np. Perfectgreybody pisał wielokrotnie na swoim blogu: trendy liczone z 10 czy 15 lat są za krótkie aby coś pewnego z nich wnioskować.
Ostatnie czego spodziewałbym się po fizyku, to napisanie w tej sytuacji: “Obecnie wiadomo co jest przyczyną”. To mi zbyt przypomina następująca historię (zapewniam Państwa że to historia prawdziwa i zdarzyła się w 2012 roku).
Otóż do wózka z małym dzieckiem zaglądnęła obca kobieta. Po powrocie do domu dziecko dostało biegunki, nie pomogło kupione w aptece lekarstwo. Młoda matka skontaktowała się ze swa ciotka, a ta orzekła iż Kobieta miała “zły wzrok”, rzuciła na dziecko urok i urok ten trzeba “odczynić”, tak tez zrobiono, ale nie pomogło. Urok był “zbyt mocny”, wiec następnego dnia Ciotka poprosiła swego syna o pomoc, urok odczyniono mocniej, biegunka dziecku przeszła i odtąd cała rodzina święcie wierzy iż znaleziono przyczynę biegunki i ja usunięto.
Jak to się ma do Globalnego Ocieplenia ? Do ocieplenia nijak, ale zastosowano identyczną metodę naukowa identyfikacji przyczyny, która Pan nam tu przedstawia.
Nieważne iż biegunka u dziecka jest niczym wyjątkowym, nie ważne iż wielokrotnie dzieci mają biegunkę, która po pewnym czasie przechodzi często po podaniu węgla.
Każda biegunka miała swa przyczynę, ale TYM RAZEM PRZYCZYNA BYŁA ZNANA. “baba miała zły wzrok i rzuciła urok”.
To nie jest naukowa metoda identyfikacji przyczyny. i nie powinien Pan takich metod identyfikacji przyczyn stosować.
Nie powinien Pan tez stosować znanej metody: “Jeśli fakty przeczą teorii tym gorzej dla FAKTÓW”.
Spójrzmy na FAKTY.
1 W Plejstocenie który zaczął się około 2,6 miliona lat temu nastąpiły trzy zlodowacenia rozdzielone okresami w których klimat się ocieplał a potem znów oziębiał.
2. Około 11 700 lat temu skończyło się trzecie zlodowacenie i zaczęło się “Globalne Ocieplanie klimatu”, które z przerwami trwa do dziś.
3. Podczas tych 11 700 lat zdarzały się okresy gdy się trochę ochładzało i takie w których się oziębiało, wg danych wiki, dziś NIE JEST cieplej niż było 7 000 lat temu.
3 Od około 15 lat wg danych NASSA klimat się NIE OCIEPLA.
To są fakty i chyba nie jest Pan takim “denialista” by im zaprzeczyć.
Od naukowca pretendującego do stworzenia teorii wyjaśniającej obecne ocieplenie oczekiwałbym zachowania trochę innego iż zachowanie dziewczyny na której dziecko kobieta rzuciła “urok”.
Oczekiwałbym
1. Stworzenia modelu opisującego dobrze dotychczasowe zmiany klimatu bez “antropogennych czynników”,
2. Wykazanie iż ów model NIE wyjaśnia obecnego ocieplenia jeśli nie uwzględnimy działalności człowieka.
To dopiero dałoby NAUKOWĄ podstawę do stwierdzenia iż “teraz znamy przyczyny”, ale wciąż nie dałoby podstaw do stwierdzenia iż “powinniśmy walczyć z ocieplaniem klimatu”.
Zakładając bowiem iż wiemy jak klimat zmieniać i to potrafimy mamy dwie skrajne strategie:
A – zmieniamy klimat na taki jaki uważamy dla nas za korzystny
B – mimo iz potrafimy, nie podejmujemy działań “poprawiających klimat” a jedynie dostosowujemy się do zmian.
Porządny model powinien dać odpowiedź na pytanie, co musimy zrobić by istotnie zmienić klimat z takiego jaki jest (lub będzie) na taki jaki chcemy by był,”. Ale zanim postąpimy ze wg wskazówek owego modelu chyba powinniśmy jednak sprawdzić, czy przewidywania modelu zostaną POTWIERDZONE FAKTAMI.
Jest tylko “mały problem”.
Jak zauważył Pan w swym PS 10 czy 15 lat to za mało by coś z trendów wnioskować. w związku z tym mam do Pana pytanie:
Na podstawie jak długiej serii danych stwierdzono iż mamy do czynienia z ociepleniem wynikającym ze wzrostu emisji CO2 ? Wygląda iż z około 17 lat. Mógłby Pan wyjaśnić dlaczegóż to okres 15 lat nie wzrastania temperatury jest zbyt krótki a okres 17 lat wzrastanie NIE JEST zbyt krótki ? Cóż tak magicznego tkwi w liczbie 17 iż jest to okres już wystarczająco długi? Boom przemysłowy i wzrost emisji CO2 zaczął się załóżmy w 1945 dziś jest 2012 Podczas owego 67 letniego okresu wzrostu emisji CO2 mamy jedynie około 17 lat stosunkowo szybkiego wzrostu temperatury i to bynajmniej nie pod koniec owego 67 letniego okresu, z początku tego okresu wraz ze wzrostem emisji CO2 temperatura spada.
Przydało by się by Panski model i ta “anomalię” potrafił wyjaśnić.
Przydałoby się również odpowiedzieć napytanie: Czy uzasadnione jest obciążanie milionów biednych ludzi zwiększonymi kosztami żywności i obciążanie milionów biedaków zwiększonymi kosztami ogrzewania dlatego tylko, iż na takiej podstawie że w ciągu 67 ostatnich lat było 17 lat wzrostu temperatury o 0,3 stopnia przypuszczamy iż grozi nam katastrofalne ocieplenie które warto zatrzymać i potrafimy zatrzymać mimo iż emisja CO2 rok w rok bije rekordy?
Proszę nie zaśmiecać mi bloga polityką. To jest blog naukowy, nie polityczny, a tematem jest badanie procesów klimatycznych.
Natomiast co do “fizyka” to nie mogę się zgodzić. Jeśli fizyk widzi że zapaliło się światło to ma prawo sądzić, że zna tego przyczynę (elektromagnetyzm, elektrownia, drut, żarówka). Podobnie jest z globalnym ociepleniem ostatniego stulecia. Było one przewidziane przy pomocy praw fizyki już w XIX wieku, jest zgodne z prawami termodynamiki, optyki i dynamiki atmosfery. Obserwujemy przyczynę (wzrost koncentracji metanu i dwutlenku węgla). Nie znamy żadnej innej przyczyny mogącej je powodować (żadne inne wymuszenia nie wzrastają. w ostatnich dekadach a to owszem tak). Jeśli dopasowywać matematycznie historyczną serię danych temperatury do znanych wymuszeń (regresja wielu zmiennych) to praktycznie całe obserwowane ocieplenie (obecnie już 0.8 C) zostanie przypisane wymuszeniom antropogenicznym. Wiem bo sam powtarzałem taką opublikowaną analizę dla sprawdzenia.
I proszę zwrócić uwagę, że te wszystkie zlodowacenia i inne zmiany klimatu, które Pan wymienia nie dowodzą niczego innego jak to, że klimat da się zmienić. To znaczy, że jego czułość na wymuszenie jest niezerowa. W dodatku dodatnia bo gdy wulkan przesłoni część promieniowania słonecznego, albo gdy Słońce ma minimum swej aktywności to robi się zimniej, a nie cieplej – zgodnie z oczekiwaniem teoretycznym. Ale tu mówię o potwierdzeniu tego historycznymi obserwacjami, co jest dodatkowym argumentem. Więc dlaczego jedno wymuszenie ma działać inaczej?
Zresztą dopasowanie temperatur i koncentracji gazów cieplarnianych z paleodanych daje podobny zakres wartości czułości klimatu na podwojenie CO2 jak obserwacje 20-wieczne. Oczywiście niepewność wartości jest tu duża (nawet o czynnik 3), ale wszystkie metody dają wartości dodatnie tej czułości. Nie zerowe. Nie ujemne. A ponieważ koncentracja CO2 się zwiększa (to łatwo zmierzyć) to musi się zwiększać temperatura. I niezależnie od tego wiemy przecież z obserwacji, że się zwiększa. Więc jak tu nie mówić, że wiemy co jest przyczyną?
Zawiodłem się na Panu.
Dowód nieistnienia jest jednym z najtrudniejszych dowodów do przeprowadzenia, chyba ze założenie przeciwne ( istnienie) prowadzi do absurdu. Tu tak nie jest, założenie że istnieje przyczyna na która nie zwrócił Pan uwagi nie prowadzi do żadnego absurdu. Więc wybaczy Pan, ale w tej sytuacji Pańskie twierdzenie o nieistnieniu innej przyczyny muszę uznać za bezpodstawne. I Pański wniosek iż “tym razem przyczyny są znane” za zupełnie gołosłowny i niegodny naukowca.
Nie odpowiedział mi Pan też na kluczowe pytanie: co takiego w sobie ma liczba 17 iż 17 letni okres wzrostu temperatury w ciągu 67 lat wzrostu emisji CO2, okres który spowodował wzrost temperatury o 0,3 stopnia.
Tak więc zgodnie z Pańskim PS mamy za mało danych żeby w ogóle stwierdzić że było jakieś znaczące ocieplanie (jedynie 17 lat w ciągu 67, a Pan twierdzi iż zaszło bo znamy przyczynę.
Zadziwiające jak na Fizyka
Zadziwiający sposób wnioskowania.
Dowód nieistnienia? Proszę nie mieszać marnej filozofii z fizyką. Jeśli kartka w próżni spada z przyspieszeniem 9,81 m/s2 to nie muszę w ogóle dowodzić, że to nie krasnoludki tylko grawitacja. Podobnie kiedy temperatura Ziemi ociepla się zgodnie ze znanymi prawami fizyki w odpowiedzi na mierzalne wymuszenie (mierzalne na wiele sposobów) to nie muszę udowadniać, że to nie potwór spaghetti ogrzewa naszą planetę swą coraz większą miłością.
Jeśli widzi Pan inną przyczynę to ciężar dowodu jest po pańskiej stronie. Ale opłaci się Panu – nagroda Nobla będzie prawie na pewno pańska. Tylko proszę nie zapomnieć opublikować tego odkrycia w recenzowanym czasopiśmie naukowym bo tak się współcześnie ogłasza wyniki badań – bez tego mogą Panu tej nagrody nie dać. A wspominam o tym, bo wszystko co ja Panu tu piszę jest oparte o literaturę przedmiotu.
A skąd Pan wziął te 17 lat? Bezpośrednie pomiary koncentracji CO2 ww atmosferze mamy od 1955 roku (czyli od 57 lat), a dostateczne pokrycie globu stacjami meteo od co najmniej 130 lat. Dane o CO2 da się przedłożyć wstecz z pomiarów w pęcherzykach z rdzeni lodowych. Ja robiłem swoją analizę metodą regresji wielu zmiennych dla danych o wymuszeniach antropogenicznych od 1889 roku, w oparciu o dane z artykułu Hansen, J., et al. (2007), Climate simulations for 1880–2003 with GISS modelE, Clim. Dyn., 29, 661–696, doi:10.1007/s00382-007-0255-8 [1]. Ale jeśli być ostrożniejszym i posługiwać się tylko bezpośrednimi pomiarami od 1995 roku to wnioski (“atrybucja” ocieplenia) są praktycznie takie same.
Ocieplenie trwa od więcej niż parudziesięciu lat i należy używać całego okresu z którego mamy dane, a nie wybranych fragmentów. Im dłuższe serie czasowe tym mniejsze prawdopodobieństwo wyniku spowodowanego przez przypadkowe zmiany cyrkulacji atmosferycznej i oceanicznej (czyli pogodę, nie klimat).
[1] A oni opierali się na swoim wcześniejszym artykule (Hansen i Sato 2004) gdzie skleili dane pomiarowe z danymi z rdzeni lodowych: http://www.pnas.org/content/101/46/16109.short (artykuł w całości dostępny za darmo).
Dowód nieistnienia ? Prosze Pana Pan być może jest fizykiem ( skoro pan tak twierdzi to pewnie tak jest), Ja natomiast otrzymałem bardzo solidne wykształcenie matematycznie i proszę mi nie wmawiać bzdur, że trudność dowodu nieistnienia jest to “marna filozofia”, to jest jedna z podstawowych wiadomości które każdy student nauk ścisłych a w szczególności fizyki powinien z kursu matematyki wynieść.
Dowód istnienia jest stosunkowo (koncepcyjnie) prosty – na ogół wystarczy wskazać obiekt i udowodnić że ma zadane własności. Dowód nieistnienia można przeprowadzić w zasadzie na dwa sposoby, jedne ad absurdum o którym już wspomniałem i którym tu Pan posłużyć się nie może, drugi przez przebadanie WSZYSTSTKICH obiektów i stwierdzenie że ŻADEN nie spełnia warunków obiektu poszukiwanego. Pan oczywiście tego drugiego sposobu nie zastosował.
Zamiast tego proponuje Pan jakieś pseudonaukowe dowody nieistnienia, których matematyka ani fizyka nie znają. Czy historia badaczy którzy znaleźli prędsze od światła neutrina nic Panu nie mówi? Tam szukał Pan aż znalazł, bo to się z jakąś teoria kłóciło, teraz się Panu nie kłóci wiec szukanie uważa Pan za zbędne. Wybaczy Pan, ale prawdziwy naukowiec tak nie postępuje.
Skoro temperatura Ziemi zmienia się ze znanymi prawami fizyki ( a jestem przekonany że tak jest) to nie oznacza jeszcze że PAN potrafi WSZYSTKIE te prawa (znane oczywiście) uwzględnić w modelu. Gdyby tak było, prawie już 15 letni okres NIE ocieplania się ziemi nie byłby przez Pana opisywany POST factum, a byłby opisany, gdy Al Gore wydał “an inconvinient truth”, Już wtedy napisałby Pan i wielu innych fizyków iż zgodnie ze znanymi prawami przyrody nie będzie żadnego “kija hokejowego”, morza nie zaleją miast,Antarktyda ani Grenlandia nie stracą swych lodowców w takiej części jak straszył Gore. Może Pan dostałby w takim przypadku nagrodę Nobla za stworzenie dobrego modelu przewidywania klimatu.
Nic takiego nie nastąpiło co oznacza po prostu, że NIE POTRAFICIE zastosować owych WSZYSTKICH znanych praw fizyki by prawidłowo PRZEWIDZIEC klimat na 10 lat do przodu.
Dane o które Pan pyta wziąłem oczywiście z wykresu króry Pan nam przedstawił sprawdzając również wykres stworzony przez NASSA. wszystkie dane biorę ze stron
jak najbardziej NIE “denajistów”, bo nie jest to już potrzebne, od niedawna fałszowanie wykresów się nie opłaca. Nie zamierzam toczyć boju o to czy w okresie od zakończenia wojny do 1955 roku emisja dwutlenku węgla rosła czy tez nie, choć intuicja mówi iż rosła i tak mówią dostępne wykresy. to w zasadzie nieistotne. Wykresy temperatur ( choćby ten z Wiki) wyraźnie pokazują, że od roku 19010 do 1940 temperatura bardzo szybko rosła ponad 0,1 stopnia C na dekadę, podczas gdy szacowana zawartość CO2 w atmosferze w tym czasie zmieniła się niewiele. Po tym okresie mamy spadek jeszcze szybszy – 0,2 stopnia przez dekadę. od 1950 temperatura rosła bardzo powoli. przez prawie 30 lat wzrosła o 0,1 stopnia, po czym znów zaczęła rosnąć szybciej do roku 1998…. i przesta;la rosnąć.
Skąd wziąłem te 17 lat ? Naprawdę nie mam zamiaru toczyć bojów o rok czy dwa. wystarczy popatrzyć na wykres z początku Pańskiego artykułu by stwiedzić, że od 1980 do 1998 średnia temperatura znów wzrosła około 0,3 stopnia podobnie jak w okresie międzywojennym. I wg Pana przyczyna tego podobnego wzrostu jest ZNANA, bo wreszcie po ponad 30 latach ciągłego wzrostu emisji CO2 do atmosfery temperatura zaczęła rosnąć równie szybko jak pół wieku wcześniej. rosła tak szybko nie więcej niż 20, wzrosła o tyle samo co pól wieku temu i potem na co najmniej 15 lat przestała rosnąć. Czy zamierza Pan przeczyć danym które Pan zamieścił ?
Tam, gdzie potwierdza to tezę którą CHCE Pan udowodnić, wystarcza Panu krótka seria, tam gdzie nie potwierdza krótka seria nie jest żadną podstawa.
Ocieplenie szanowny Panie trwa jak już wcześniej napisałem od około 11 700 lat (prawie 12 tysięcy) i chyba nie jest Pan aż takim denajista by temu przeczyć.
Nie wiem, czy ocieplanie się “skończyło definitywnie, czy tez tylko “zrobiło sobie przerwę”, gdybym potrafił to przewidzieć to może rzeczywiście dorobiłbym się nobla.
Co wiemy ?
Wiemy że w XX wieku wystąpiły dwa podobne okresy ocieplania się klimatu jeden bez udziału dużej emisji CO2 drugi przy jej udziale,
Wiemy że podczas dużego wzrostu emisji trwającego nieprzerwanie od 1945 roku do dziś w ciągu całego tego 67 letniego okresu , okres w miarę szybkiego ocieplania się klimatu trwał nie więcej niż ok 20 lat i PO TYM klimat ocieplać się przestał przez co najmniej 15 lat
Wiemy że serie 30 letnia po 45 roku gdy ocieplania praktycznie nie było i 15 letnia seria od 1998 gdy znów ocieplania praktycznie nie ma nie daje podstawy do stwierdzenia że klimat się w dłuższej perspektywie ocieplał nie będzie
Więc logiczne jest że około 20 letnia Seria z drugiej połowy 20 wieku i 30 letnia z połowy pierwszej nie dają podstaw do twierdzenia że w najbliższym czasie ocieplał się będzie.
A długie serię prozę Pana mówią dla Pana rzecz bardzo niewygodną. Klimat ocieplał się na długo przed tym, zanim człowiek zaczął emitować do atmosfery znaczące ilości CO2 ipo tym jak zaczął nie widać jakichś specjalnych w zmianach klimatu różnic.
No to mamy fundamentalną różnice w podejściu do nauki. W fizyce obowiązuje inna zasada filozofii przyrody: brzytwa Occhama. Tzn. należy wybierać najprostsze wytłumaczenie. Dlatego ciężar dowodzenia, że najprostsze możliwe wyjaśnienie nie jest wystarczające jest po stronie zwolenników bardziej skomplikowanych. Zresztą prawda jest taka, że nawet nie ma kandydata na nową teorię naukową globalnego ocieplenia. Przynajmniej taką, która nie gwałci w spektakularny sposób zasad termodynamiki. Więc o czym my tu dyskutujemy?
A jeśli chodzi o działanie klimatu, Pan naprawdę nic nie rozumie. Klimat rzeczywiście ocieplał się i oziębiał w wyniku różnych zmian naturalnych wymuszeń. Nie w wyniku magii. Dlatego zmiana jednego z nich przez człowieka wywołuje podobny efekt. Tu naprawdę w sensie naukowym cały spór sprowadza się do wartości czułości klimatu na wymuszenie radiacyjne. Tzn o ile się ociepli lub oziębi jeśli zmienimy wymuszenie o wat ma metr kwadrat. I proszę mi uwierzyć (lub samemu sprawdzić), że nikt (nawet Lindzen) nie proponuje w literaturze wartości ujemnych lub zerowych. Czyli nie ma wątpliwości, że wzrost koncentracji dwutlenku węgla i metanu musi prowadzić do ocieplenia. A czy istnieją inne przyczyny? Otóż nauka żadnych takowych tłumaczących obserwowane obecnie ocieplenie jak na razie nie zna. Tak, “jak na razie”, bo nic w nauce nie jest pewne [1]. Jednak póki nie pojawi się lepsza teoria (lepiej pasująca do obserwacji a szczególnie przewidująca nowe nieprzewidziane przez poprzednią zjawiska) to używamy starą. Tym się pewnie różnimy od matematyków. Ale musimy bo u nas empiria (obserwacje) są najwyższym kryterium. Prostota wyjaśnienie (brzytwa Ockhama) drugim najważniejszym. I jak dotąd fizyka oparta o te zasady rozwija się całkiem dobrze.
Myślę, że już się zapętliliśmy i wiele nowego nie dodamy. Jeśli jest Pan niewyuczalny no to trudno. Proszę tylko pamiętać, że dyskutuje Pan tu z całą dużą dziedzina nauki. A to oznacza jedno z dwojga: albo genialną nową teorię albo zupełny odjazd. Jeśli ma Pan tą nową teorie proszę ją opublikować. I nie na moim blogu a w czasopiśmie naukowym z danej dziedziny. Jeśli nie ma pan teorii naukowej podważającej uznana wiedzę, to dla Pana własnego dobra proponuję zamilknąć.
[1] Właśnie zdałem sobie sprawę, że to jeszcze jedna różnica miedzy matematyką, a naukami eksperymentalnymi. W gruncie rzeczy kryterium naukowości Karla Poppera (falsyfikowalność) wyklucza matematykę z nauki [2]. Po prostu udowodnione już twierdzenie przestaje być dla matematyka falsyfikowaną hipotezą. I nie to, że musimy się zgadzać z jego definicją nauki, ale jednak matematyka to inna para kaloszy. Miałem okazję kiedyś obserwować jak matematyk przekształcał się w fizyka. Był to naprawdę bolesny proces. Dla przykładu, osoba ta traktowała każdy wzór “półempiryczny”, czyli proste dopasowanie wzoru do danych, z równą powagą jak fundamentalne prawa fizyki. Dla nas jest różnica miedzy nimi jest oczywista, dla matematyka najwyraźniej nie. To naprawdę są dwa różne światopoglądy naukowe.
[2] Zresztą również filozofię, własna dziedzinę Poppera 😉
PS. Jako krótki wstęp do nieustającej debaty o zaletach i wadach epistemologii Karla Poppera polecam ten krótki tekst Martina Gardnera (autora cyklicznych felietonów w Scientific American): http://www.stephenjaygould.org/ctrl/gardner_popper.html
No przecież fakt, że temperatury w Polsce od 17 marca do 17 kwietnia przedstawiały silny trend spadkowy, jednoznacznie oznacza że nasza wiedza na temat tego jak dochodzi do zmian pór roku jest guzik warta.
A ja zdałem sobie sprawę że że ni rozumie Pan idei falsyfikowalności i roli LOGIKI w nauce, małe ma Pan też pojęcie o podstawach matematyki, co nie wyklucza umiejętności sprawnego posługiwania się wzorami. Ale to pewnie nie jest miejsce na dyskusje o tym.
Co do ciężaru dowodu – Ciężar dowodu leży na tym, kto chce wysieśś ze swej tezy skutek. Jeśli chodzi zaś o prostotę, jak już pisałem istnieje o wiele prostsza i lepiej wyjaśniająca zjawisko ocieplenia teoria:
Klimat się ociepla wtedy i tylko wtedy gdy chce tego Latający Potwór Spaghetti
Więc nie jest prawdą że nie istnieją teorie prostsze opisujące dokładnie to co się dzieje.
Wbrew temu co Pan sugeruje, teoria NAUKOWA ma wartość jedynie wtedy, gdy na jej podstawie można PRZEWIDZIEĆ coś czego bez tej teorii przewidzieć nie można., Tu teoria Latającego Potwora wykazuje swą słabość, nie daje możliwości żadnych użytecznych przewidywań.
Fakt, że wzrost ilości CO2 w atmosferze powinna spowodować JAKIŚ wzrost temperatury NIE OZNACZA iż jest ona PRZYCZYNĄ ostatniego krótkotrwałego okresu wzrostu temperatury na Ziemi.
Model który Pan buduje powinien dać się “zweryfikować” i dopiero po okresie weryfikacji i uzyskaniu dłuższej serii zgodności powinniśmy zacząć mu ufać,
Dotychczasowy model nie spełnił tego zadania. Zbudowany w ciągu krótkiego okresu ocieplania zupełnie nie przewidział okresu o podobnej długości BRAKU ocieplania.
Ostatni okres ocieplania nie jest NICZYM NADZWYCZAJNYM i poprzedni podobny okres zdarzył się z początkiem XX wieku. Dlatego Wymaganie od kogoś by wytłumaczył jego szczególność jest zupełnie nieuzasadnione. Skoro twierdzi Pan iż jest to ocieplenie szczególne to na PANU spoczywa obowiązek dowodu iż jest to coś wyjątkowego. A dane historyczne wyraźnie wskazują iż nic szczególnego się nie stało, nastąpił około 20 okres ocieplania jak wiele razy dotąd bywało.
Twierdzenie że tym co wyróżnia ten okres od poprzednich to wzrost CO2 co niby dowodzi iż teraz znamy przyczynę jest proszę Pana bliższe propagandy niż nauki. W normalnej sytuacji naukowcy w takich sytuacjach wysuwają odmienny wniosek.
Skoro nic szczególnego się nie dzieje mimo iż wystąpił nowy czynnik to sugeruje iż ów nowy czynnik ma znaczenie znikomo małe. Tak wnioskuje przytłaczająca masa naukowców z tysiącach INNYCH nie skażonych propaganda sprawach.
Ocieplenie z I połowy XX wieku tłumaczy się często rosnącą w tym czasie aktywnością słoneczną. Patrząc na załączony wykres, widać że od 1917 do okolic 1944 temperatura wzrosła o około 0.35 stopnia, zaś od 1976 do 2011 o około 0.55 stopnia. Tego drugiego okresu ocieplenia, w czasie którego ocieplało się szybciej, niż pod czas pierwszego, nie da się wyjaśnić aktywnością słoneczną, gdyż ta w tym czasie spadała.
Teza o tym, że “Zbudowany w ciągu krótkiego okresu ocieplania zupełnie nie przewidział okresu o podobnej długości BRAKU ocieplania.” jest kompletnie bez sensu. Po pierwsze jeśli można mówić o jakimkolwiek “wstrzymaniu” GO, to trwa ono co najwyżej od 2002, czyli jakieś 11 lat. Od stycznia 2002 do sierpnia 2012 globalny poziom CO2 wzrósł z 371 do 393 ppm, co powinno się przełożyć na wzrost temperatury o około 0.25 st C. Problem polega na tym, że żeby tak dokładnie było, trzeba usunąć wszystkie dodatkowe czynniki, które wpływają na temperaturę w skali dekadowej, takie jak ENSO, czy wulkanizm.
Inaczej dochodzimy do podobnego absurdu, jak napisałem wyżej – jeśli średnia temperatura od 17 marca do 17 kwietnia spada (a tak było w tym roku), to nikt zdrowy na umyśle ani nie poddaje w wątpliwość tego, że lato jednak nadejdzie, ani nie poddaje w wątpliwość znanych nam przyczyn następowania po sobie pór roku.
Panie Darwi. Ja z Panem nie prowadzę dysputy naukowej, ja Panu popularyzuję osiągnięcia nauki o klimacie. Brzmi to może nieuprzejmie ale jest to całkowita prawda. To co Pan pisze świadczy dobitnie o pobieżności Pana wiedzy na temat, w którym się Pan wypowiada. Ja próbowałem pana uczyć, ale widzę że to raczej próżny wysiłek. To, że pan pisze po raz trzeci o tym, że kiedyś się zmieniały temperatury nie rozumiejąc, że każda taka zmiana musiała mieć przyczynę fizyczna tak jak i obecna dowodzi, że albo pan nie czyta tego co panu odpowiadam albo Pan nic nie rozumie.
Jeśli ma Pan jakieś konkretne pytania to proszę bardzo, chętnie odpowiem. Ale nie mam ochoty w kółko tłumaczyć anu tego co już napisałem na tym blogu i jeszcze raz powtórzyłem dla Pana w prostszych słowach.
Ale spróbuję jeszcze jeden ostatni raz wytłumaczyć dlaczego uważam, że CO2 tłumaczy olbrzymią większość ocieplenia ostatnich stu kilkudziesięciu lat. Praktycznie 100%.
Otóż poniżej prezentuję wynik prostego obliczenia. Porównałem najnowsza globalną rekonstrukcję (HadCRUT4) temperatur z obserwacji meteorologicznych od 1850 roku i efekt zmian temperatur wynikających jedynie ze wzrostu koncentracji CO2. Użyłem danych obserwacyjnych uzupełnionych paleodanymi z rdzeni lodowych (wspomniany wyżej Hansen i Sato 2004) i dwóch założeń pochodzących zarówno z teorii jak i z obserwacji. Pierwsze to fakt logarytmicznej zależności temperatury od koncentracji CO2 – miałem o tym cały wpis więc nie będę się rozwodził na ten temat. Drugi to wartość “przejściowej” (transient climate sensitivity) czułości klimatu [1] na podwojenie CO2, czyli o ile się zmieni temperatura jeśli nie będziemy na efekt zmian czekać aż się ogrzeje ocean (a przez 100 lat nie było na to czasu). Użyłem wartości 2 K, przyjętej przez IPCC. Nie stosowałem absolutnie żadnych dodatkowych założeń. I oto co wyszło:

Sam się zdumiałem jak to dobrze pasuje. Przecież to jedynie wpływ CO2, bez innych ważnych wymuszeń antropogenicznych (metan, tlenki azotu, ozon, a przede wszystkim aerozole) oraz naturalnych (aktywność słoneczna, wulkany oraz cyrkulacja oceaniczna reprezentowana przez cykle ENSO, AMO itp.). One wszystkie są ważne i to one (szczególnie ENSO w skali kilku lat i aerozol oraz AMO w skali kilkudziesięciu) odpowiadają za różnice obu krzywych. Zresztą te dodatkowe wymuszenia (szczególnie ENSO) powodują to, że trendy temperatury w skali dekady są tak zmienne – ale już dłuższe niż kilkanaście lat kontrolowane są wyraźnie przez jedno wymuszenie. Jednak trend i ogólny przebieg jest ewidentnie kontrolowany przez dwutlenek węgla.
[1] Zdefiniowana jest ona jako wzrost temperatury przy podwojeniu koncentracji CO2 przy wzroście jego koncentracji rocznie o 1%, co nie jest dalekie od eksperymentu który przeprowadzamy (zwiększamy rocznie tę koncentracje o pół procenta). Jej wartości około 2 K prezentuje ładnie ten rysunek z raportu IPCC:
http://www.ipcc.ch/publications_and_data/ar4/wg1/en/figure-9-21.html
Problem polega na tym, Ze Państwo macie tezę i robicie wszystko żeby ją uzasadnić nie dbając o metody naukowe. Było by to może śmieszne, gdyby nie było wykorzystywane propagandowo w Polityce i Gospodarce ale o tym akurat “gospodarz blogu” woli milczeć.
To co się tłumaczy lub próbuje wytłumaczyć post factum, jest może i ciekawe, Ale nam jest potrzebny model zmian pozwalający na jakiekolwiek sensowne przewidywania. Naciąga Pan dane “w swoją stronę”, Jeden z najcieplejszych a wg niektórych najcieplejszy był 1998 rok, potem się nie ocieplało, a więc conajmniej 14 lat. !4 lat w dziejach ziemi chwila, ale poprzedni okres ocieplania trwał okolo 20 lat więc są to długości porównywalne i ZGADZAM Się ŻE TAK KRÓTKIE OKRESY nie dają podstaw do poważnych wniosków.
Tym bardziej dziwi mnie że Panowie z krótkiego w sumie 20 letniego okresu tak chętne takie stanowcze wnioski wyciągacie.
Wie Pan doskonale, że mamy zbyt mało danych uzyskanych PO zbudowaniu modelu ( bo tylko takie naprawdę testują użyteczność modelu) by coś konkretnego o wiarygodności modelu powiedzieć.
Spytam krótko: Jakiego modelu???
I jakie 20 lat?
Znowu pan nawet nie przeczytał tego co napisałem.
Chwileczkę, przecież to Ty rzuciłeś tezę, że “nie pasuje”. Jak się nagle pokazuje że jednak pasuje to nagle jest to “robienie wszystko by tezę uzasadnić nie dbając o metody naukowe”?
Cóż to za metoda naukowa – wyciąganie roku 1998 z ekstremalnym Nino i pokazywanie, że się nie ociepliło?
To ma dokładnie tyle sensu, jak wyciągnięcie Tmax z 17 marca we Wrocławiu (+21.9), porównanie jej do temperatury z 17 lipca (+21.0) i radosne stwierdzenie, że pomiędzy marcem a lipcem się nie ociepliło.
Kolejna bzdura z tłumaczeniem post factum. Przecież gdyby ktoś poprowadził ten wykres w latach 70-tych opierając się na dobrych prognozach wzrostu CO2, otrzymałby dokładnie ten sam wykres. I w rzeczy samej bardzo podobnie prognozował bodaj Manabe.
A jeśli chodzi o rok 1998 to było bardzo silne El Nino. Wiadomo – również z obserwacji – ze lata El Nino są cieplejsze a La Niny zimniejsze niż przeciętna. O wpływie tego zjawiska zwanego w skrócie ENSO) pisałem wyżej.
Ale jestem i na to przygotowany. Oto podobna analiza jak poprzednia tylko od 1950 roku bo nie mamy dobrych danych o ENSO przed tym rokiem:

Linia czarna to znów dane empiryczne o temperaturze Ziemi (HadCRUT4 przesunięte o pół stopnia w dół aby nie zasłaniały pozostałych), zielona to rekonstrukcja z użyciem samego CO2 a czerwona CO2 oraz ENSO (uzyłem indeksu MEI) z opóźnieniem 4 miesięcy bo Ziemia się tak od razu nie ogrzewa). I od razu jest lepiej, nieprawdaż? Rok 1998 jest niezwykle ciepły jak w rzeczywistym świecie nawet bardziej bo chyba nieco przeceniłem wpływ ENSO na klimat (tu musiałem jakoś przeliczyć indeks MEI na stopnie).
Ciągle nie dodaliśmy wpływu słońca, wulkanów (na czarnej linii widać oziębienie po Pinatubo w 1991 roku), metanu, aerozolu antropogenicznego itp. A podobieństwo jest już bardzo duże.
PS. I nadal nie ma tu żadnego modelu – tylko dopasowanie danych eksperymentalnych.
Kiedyś robiłem to samo, tylko zamiast MEI użyłem chyba zwykłego Nino 3.4. Dodałem wulkaniczne SATO i 11 letni cykl słoneczny. Wyszło bardzo dobrze (pod warunkiem dodania liniowego trendu), R^2 chyba ponad 0.70. Musiałbym zobaczyć.
No i zapomniałem dodać – opierałem się na UAH, czyli od 1979.
Ja kiedyś zrobiłem pełna analizę wszystkich wymuszeń użytych w Lean and Rind 2008 z dodatkiem AMO (co nieco pomogło) metoda regresji wielu zmiennych. Podobieństwo do rzeczywistych danych uderzające – główna różnica to 1945 rok bo używałem HadCRUT3 a tam była ta słynna nieciągłość temperatur oceanicznych w 1945 roku – poprawiona w HadCRU4.
Czyli dla mnie nie jest dziwne, że można zrekonstruować globalną temperaturę z wszystkich znanych wymuszeń. Ale jest zaskakujące jak dobre wyniki daje użycie tylko dwóch (a dla trendów długoterminowych tylko CO2).
PS. Zauważ, że jeśli wyfiltrować zmienność poniżej jednej dekady to różnica miedzy obserwacjami a rekonstrukcja z samego CO2 wygląda podejrzanie podobnie jak AMO. Stąd moje podejrzenie, że cyrkulacja termohalinowa wpływa na temperaturę globalną.
PPS. Dodanie logarytmu naturalnego z koncentracji CO2 razy 2.885 (co odpowiada czułości przejściowej 2 K) przebija dodanie liniowego trendu bo to jest akurat najlepiej zrozumiałe wymuszenie z wszystkich jakie używamy 😉
Mnie proszę Panów NAPRAWDĘ NIE OBCHODZI kto i dlaczego używa CO2. NIech sobie każdy używa czego chce i do czego chce.
Jednak wartość tych wszystkich metod pokazuje nie to jak dobrze interpolują one dotychczasowe wyniki a jak EKSTRAPOLUJĄ wynik i PRZYSZŁE.
Gdy Kopernik gdy opracował metodę opisu ruchu ciał niebieskich cieszył się iż pozwoliła ona lepiej PRZEWIDZIEĆ zaćmienie A nie że lepiej opisuje to, co się stało przed opracowaniem teorii.
Co do 1998 roku.. Mnie nie obchodzi w tym momencie dlaczego, interesują mnie w tej chwili FAKTY to ze od 1998 roku się nie ociepla to jest FAKT. Trudniej jednoznacznie ustalić rok w którym zaczęło się szybciej ocieplać, ale było to około 20 lat wcześniej. I nie tłumaczcie mi ze cykl, że el ninio, to nie ma znaczenia, liczą się FAKTY a nie ich objaśnienia. A Fakty są bezlitosne, w XX były dwa okresy stosunkowo szybkiego ocieplania się klimatu, pierwszy trwał około 30 lat, drugi około 20. Po tym drugim mamy obecnie ponad 10 lat gdy się NIE ociepla.Gdy zbudujecie model który przez NASTĘPNE co najmniej 10 lat będzie poprawnie przewidywał zmiany klimatu, będziecie mieli podstawy wierzyć iż wskazaliście przyczynę. Mówienie o tym teraz, gdy modele przewidują co innego a co innego dzieje się na świecie jest po prostu propagandą.
Nie zrozumcie mnie źle, wasze poszukiwania są naprawdę cenne i pożyteczne, ale wnioski iż znacie przyczyny zmian klimatu są zdecydowanie przedwczesne.
Przecież pdjakow już Panu napisał, że taki sam wykres jak ja zrobiłem dla CO2 można było zrobić już w latach 1960-ch. Pewnie tak ale nikt na to nie wpadł aż do 1988 roku gdy Hansen takową zrobił. Jego prognoza w wariancie B sprawdziła się bardzo dobrze:

Ja też taka mogę zrobić przy założeniu, że dalej będziemy zwiększać koncentracje CO2 o 2 ppm rocznie. Żadna sztuka. I pewnie wiele się nie pomylę. Tylko czy poczeka Pan 25 lat aby przyznać mi rację?
Źródło rysunku i dyskusja prognoz Hansena: http://www.realclimate.org/index.php/archives/2007/05/hansens-1988-projections/
Pan dalej nie rozumie różnicy pomiędzy tym co MOŻNA było zrobić a co zrobiono. Co tydzień można trafić “szóstkę w Totka i prawie co tydzień, ktoś trafia, co wcale nie oznacza iż ten co trafia umie przewidzieć.
To żadna satysfakcja że można zrobić 100 000 prognoz i któraś z nich się sprawdzi.
Ja bardzo chętnie poczekam 25 lat ( mam nadzieję dożyć), chętnie poczekam aby się przekonać czy sprawdziła się w wariancie B czy wariancie C, bo jak na razie to dane po 2005 są pośrednie pomiędzy tymi wariantami, choc bliższe C. A wariant pośredni zdaje się sugerować że do 2020 żadnego ocieplania nie będzie.. Pożyjemy (mam nadzieje) to zobaczymy.
Ale… Myślę że śmiało może Pan założyć że tylko kraje UE mają takigo “świra” by ograniczać emisje CO2 na szkodę swych obywateli, MIMO że USA, Brazylia Indie i Chiny robić tego nie będą, A więc emisja będzie rosnąc mniej więcej w takim tempie jak dotychczas. Proszę zrobić taki ładny model i poczekamy parę lat wstawimy rzeczywistą emisje …., jak dożyję i Pański model trafnie przewidzi przyszłość, przyznam Pan iż wiedział co ma wpływ na klimat, Natomiast na pewno nie oznacza to iż ma Pan podstawy już dziś twierdzić że wie.
@Darwi
“to ze od 1998 roku się nie ociepla to jest FAKT”
Podobnie prawdziwy, jak fakt że od 17 marca 2012 do 17 lipca 2012 we Wrocławiu się nie ociepliło, bo 17 lipca było chłodniej, niż 17 marca.
” nie tłumaczcie mi ze cykl, że el ninio, to nie ma znaczenia, liczą się FAKTY”
El Nino jest FAKTEM, jego wpływ na globalną temperaturę jest również FAKTEM. Ignorując ten wpływ, ignorujesz FAKTY.
Hansen zrobił nie 100000 prognoz a trzy. Różniły się założeniami o naszych emisjach CO2. A to już nie fizyka a polityka i ekonomia. Prawa przyrody nie wystarczą aby przewidzieć jak będzie wyglądała gospodarka i polityka energetyczna za 20 lat.
Scenariusz A u niego to eksponencjalny wzrost emisji, B stały wzrost i C redukcja emisji. W praktyce najbardziej prawdziwy okazał się wariant B i dlatego jego krzywa temperatur jest najbliższa prawdy. Dlatego i i mogę taką prognozę zrobić zakładając, że ludzkość dalej nie zmądrzeje i emisje będą trwały bez zmian (tak naprawdę to one nawet lekko rosną).
Zresztą to wielu ludzi zrobiło, choćby samo IPCC. Jego liczne prognozy spowodowane są właśnie niewiedzą na temat przyszłego zachowania ludzkości. Jednak jeśli założyć, że ludzkość nie zmądrzeje (czyli scenariusz “business as usual”) to niepewność ogranicza się głównie do tego kiedy wybuchną większe wulkany oraz kiedy będą El Nino i La Ninie.
Jednak w skali ponad 10 lat wulkany i ENSO nie są już tak ważne dlatego jestem tak pewny, że następna dekada będzie cieplejsza od obecnej. Tak jak ta jest cieplejsza od poprzedniej mimo, że najsilniejsze El Nino stulecia było właśnie w poprzedniej (1998). To jest tak pewne, że jestem gotów byłbym założyć się z Panem notarialnie o większa sumę pieniędzy. W końcu czemu nie zarobić czasem na swojej wiedzy?
A Pan gotów byłby potwierdzić swoją wiarę w nasz brak wiedzy swoimi własnymi pieniędzmi?
Notabene zawsze warto sprawdzić, czy wyniki poszczególnych modeli dopuszczają takie “spowolnienia”, czy nie.
@pdjakow. Ja nie zaprzeczam ze w omawianym przez pana okresie się oziębiało ale tez NIE wyciągam z tego żadnych pochopnych wniosków i do Panów TEZ o to apeluję.
Ocieplało się i oziębiało przez wiele podobnych okresów i nie ma tu żadnej sensacji, podobnie jak niema żadnej sensacji w ostatnich okresach oziębiania się i ocieplania.
@arctic_haze
To że jeden z setek ludzi zrobił prognozę która niej więcej zgadza sie z tym co obserowalismy przez pare lat a (a teraz zgadza się jakby mniej ale to dla argumentacji nie ważne) ma dokładnie takie samo znaczenie jak to, że ten który trafił szóstkę w totka nie wysłał tysiąca kuponów a jeden. Jedna prognoza z bardzo wielu się sprawdziła a przytłaczająca większość NIE. Oznacza to tyle, że panował ogólny consensus iż ZŁY model opisuje przyszłe zmiany temperatury. A gdyby nie owo el ninio na które się Pan tak powołuje to może po prostu średnia pięcioletnia załamałaby się po prostu wcześniej, przecież po owym rekordowym roku nastąpiły lata dość chłodne. Więc zamiast spierać się o drobiazgi może rzuci Pan na szale swój autorytet naukowy i przedstawi model PRZYSZŁYCH zmian na następne 20 lat rak byśmy po wstawieniu danych o parametrach mogli te dane tam wstawić i otrzymać wyniki mniej więcej zgodne z rzeczywistymi.
Nie ma nic złego w testowaniu modelu na danych historycznych, wie o tym każdy kto choć przez chwilę zajmował się próbami prognozowania trendów giełdowych. Ale “próba ogniowa” to testowanie na rzeczywistym ciągu danych i na giełdzie niejeden boleśnie przekonał się, iż testowanie na historycznych danych to dopiero WSTĘP do testowania użyteczności modelu.
Dopóki nie dysponuje Pan takim jednym modelem który Przeszedł pomyślnie taka próbę czasu, to mówienie że ma się model zmian klimatu jeśli nie jest oszustwem to jest propaganda.
Zdaję sobie sprawę że zagadnienia które zahaczają o rachunek prawdopodobieństwa narażają intuicje na ciężka próbę. Lecz proszę Panów, nie powtarzajmy w kółko tego samego.
Jeśli setki ludzi robi różne prognozy to nic dziwnego że ktoś trafi. Wskazywanie po czasie tego który trafił i twierdzenie ze on POTRAFIŁ coś przewidzieć jest naukowo nieuzasadnione, podobnie jak wskazanie tego który trafił w Totka i stwierdzenie iż ten TEŻ potrafił przewidzieć.
Model musi być wybrany JEDEN PRZED testami i dopiero wtedy można mieć nadzieję iż po przejściu próby można go z dużym prawdopodobieństwem uznać za wiarygodny.
Po pierwsze Hansen nie jest jednym z setek. On był of 1981 roku dyrektorem Goddard Institute for Space Studies (GISS) w NASA, jednostki specjalnie utworzonej do badań klimatycznych. I dlatego to jego, a nie kogo innego powołał w 1988 roku Kongres USA na eksperta, który miał im wyjaśnić stanowisko nauki na temat globalnego ocieplenia. Ta prognoza z 1988 roku zrobiona była specjalnie z tego powodu. Czyli nie jest to jakaś tam przypadkowa prognoza a efekt zamówienia rządu najbogatszego wówczas państwa. Hansen reprezentował przed nim całe środowisko badaczy klimatu.
Po drugie każdy z nas nie publikuje takich prognoz bo to już zrobiono. Zasady fizyczne (powtórzę): logarytmiczna zależność temperatury od koncentracji CO2 i czułość klimatu na jego podwojenie znane były odpowiednio od ponad stu lat i około czterdziestu lat. A nauka polega na robieniu nowych rzeczy a nie w kółko tego samego.
Może Pan nie uwierzy, ale efekt CO2 na klimat to jedna z rzeczy, które najlepiej rozumiemy w klimacie. Znacznie ciekawsze problemy to jak na przykład będzie się zachowywała zimowa sztormowość Północnego Atlantyku (czyli mówiąc fachowo indeks NAO) w ocieplającym się świecie gdy gradienty temperatury północ południe maleją ale pionowe rosną. O, to jest coś ciekawego do badania, zamiast czegoś tak trywialnego jak dodanie po 2 ppm co roku więcej i policzenie z tego logarytmu.
Wpływ aerozoli antropogenicznych (dymu itp.) na klimat: bezpośrednio i przez zmiany pokrywy chmur. To jest drugi temat do zbadania.
Związki cyrkulacji oceanicznej i atmosferycznej oraz jak wpływa to na cykle klimatyczne o okresie od kilku do kilkudziesięciu lat to trzeci.
Można tak długo. Jest co badać. A tu trzeba laikom w kółko tłumaczyć co to jest gaz cieplarniany i dlaczego od niego jest cieplej. Dlatego więcej nie będę tylko odsyłam do pierwszych wpisów na moim blogu:
https://anomaliaklimatyczna.com/2010/04/09/efekt-cieplarniany-pierwsze-przyblizenie/
https://anomaliaklimatyczna.com/2010/04/11/efekt-cieplarniany-pierwsze-przyblizenie-radiacyjne/
https://anomaliaklimatyczna.com/2010/04/15/czy-efekt-cieplarniany-moze-sie-wysycic/
@Darwi.
Nie wiem co ogół matematyków sadzi o globalnym ociepleniu. Fizycy ( w przytłaczającej większości) maja takie stanowisko:
http://www.aps.org/policy/statements/07_1.cfm
P.S. warto zauważyć, że podstawową zasada fizyczna pozwalającą zrozumieć globalne ocieplenie to zasada zachowania energii.
Na podstawie pomiarów jesteśmy w stanie określić kluczowe elementy bilansu energii systemu klimatycznego i (niestety) wyniki pozostawiają mało miejsca do dywagacji…
Cyba ze uznamy ze zasada zachowania energii jest “podejrzana” bo nie sprawdzono wszystkich możliwych przypadków kiedy moźe nie obowiązywać…
Październik tego roku był globalnie 332-im miesiącem pod rząd powyżej średniej:
http://www.ncdc.noaa.gov/sotc/global/2012/10
Ostatnim poniżej średniej był luty 1985. To tak a propos rzekomego końca globalnego ocieplenia.
Ogólnie październik 2012 był piątym najcieplejszym w historii pomiarów. Oczywiście globalnie, bo nie w każdym miejscu świata było cieplej niż średnia wieloletnia. Nigdy tak nie jest:

I oczywiście w Wielkiej Brytanii czy Polsce nieco niższa niż zwykle temperatura października umocni przekonania denialistów, że nie ma żadnego globalnego ocieplenia. Powtórzę: globalnego.
Z kolei listopad był drugim najcieplejszym wg. NASA po 2010 roku. Poniżej rysunek anomalii listopadowych temperatur w stosunku do okresu bazowego 1951-1980, w setnych częściach stopnia.
Słynny 1998 rok od którego nie ma ponoć globalnego ocieplenia w ogóle nie mieści się w pierwszej 10-ce. Wszystkie lata 2001-2012 pod rząd maja listopady cieplejsze niż 1998. No ale to dlatego, że w 1998 El Nino, które sprawiło, że był tak ciepły już się skończyło w listopadzie, No to weźmy 1997, kiedy ono sie rozwijało. Ten ma się lepiej w tabeli najcieplejszych listopadów ale i tak jest 8/9 wspólnie z 2008 rokiem. A cieplejsze od niego były 2001, 2004, 2005, 2006, 2009, 2010 i 2012. Zaiste koniec globalnego ocieplenia? Chyba dla patrzących do góry nogami.
Nie wierzycie? No to dodam jeszcze linie wyliczonego trendu:

Nawiasem mówiąc od 1980 roku do 2012 trend globalnej listopadowej temperatury to wzrost o 0.22 C na dekadę. Czyli szybciej niż dla całego roku. Nawiasem mówiąc trend ten jest istotny statystycznie na poziomie p<0,001.
Natomiast wg. NOAA listopad 2012 był piąty najcieplejszy, po 2004, 2010, 2005 i 2001 – wszystkie po 1998 roku gdy ponoć skończyło się globalne ocieplenie (1997, najcieplejszy listopad XX wieku jest dopiero 11-ty).

NOAA inaczej interpoluje temperatury, uwzględniając w mniejszym stopniu niż GISS szybko ocieplająca się Arktykę. Jednak trend wychodzi u nich niewiele mniejszy niż dla GISS (0,18 C na dekadę). Ten trend, liczony od 1980 roku jest istotny statystycznie na poziomie p<0,001, a co ważniejsze z ufnością na poziomie sześciu sigm, czyli wzrost temperatury w tym okresie jest bardziej pewny niż istnienie bozonu Higgsa :-)
Do kompletu podam jeszcze jak się ma listopad w porównaniu z poprzednimi wg. brytyjskiego CRU

W tej serii danych ten listopad (2012) jest globalnie czwartym najcieplejszym w historii pomiarów po 2004, 2001 i 2005. W pierwszej dziesiątce jest dziewięć listopadów z ostatniej dekady oraz 1997 – początek największego El Nino zeszłego stulecia, tzw. El Nino 1998 roku. Tak tego, od którego rzekomo nie ma już globalnego ocieplenia.
Ogólnie wygląda podobnie jak w danych NASA czy NOAA. Ostatnie lata są w HadCRUT trochę zimniejsze niż u “konkurencji” bo Brytyjczycy z CRU pomijają większość szybko ocieplającej się Arktyki gdzie brak danych “naziemnych” (Amerykanie z NASA interpolują z dostępnych stacji). Powoduje to również nadreprezentacje tropików objawiającą się w bardziej widocznym niż w innych globalnych seriach temperatury wpływie El Nino (dodatnim) i La Nini (ujemnym), przez co seria danych HadCRUT oscyluje znacznie bardziej niż GISS czy NOAA.
A jeśli kogoś interesuje jak wyglądają te trzy serie danych w ostatnich paru latach, służę uprzejmie (można kliknąć wykres aby zobaczyć go w dwa razy lepszej rozdzielczości):
M
GISS to dzieło NASA, NCDC pochodzi z NOAA, a HadCRUT3 z CRU. Wybrałem jako okres 2008-2012 żeby było widać ujemny wpływ La Nini z 2008 roku i dodatni El Nino z 2010 na temperaturę globalną. GISS bywa wyraźnie cieplejszy od pozostałych dwóch w okresach gdy Arktyka jest szczególnie ciepła (jako jedyny z tych trzech indeksów pokrywa on całą Arktykę). Widać też, że obecnie mamy jeden z tych okresów.
Skutkiem dyskusji na doskonaleszare.blox.pl postanowiłem zrobić uaktualniona wersję tego wykresu:

Mianowicie przedefiniowałem dekady jako kolejne 120 miesiące kończące się na listopadzie roku 19×2 lub 20×2, tak aby ostatnia kończyła się na najnowszych danych, czyli zeszłym miesiącu. Użyłem GISS zamiast HadCRUT bo go bardziej lubię (jak ktoś poprosi to zrobię i z HadCRUT). Anomalie liczone są podobnie jak w oryginalnym rysunku względem lat 1961-1990. Oto efekt:

Jak widać (a można kliknąć obrazek aby zobaczyć lepiej) globalne ocieplenie nie skończyło się w 1998 roku, który jest około połowy przedostatniej dekady. Tak naprawdę przez ostatnie pięć dekad ocieplenie jest coraz szybsze (różnice między tymi dekadami to kolejno 0.103, 0.156, 0.160 oraz 0.169).
I jeszcze słowo o zaznaczonych niepewnościach. U mnie jest to dwukrotny błąd standardowy dla uśrednionych w każdej dekadzie 120 wartości miesięcznych. Przy rozkładzie normalnym odpowiada to zakresowi ufności 95%. Autor oryginalnego rysunku opisywał to identycznie gdzieś to widziałem w Internecie) ale ma większe niepewności. Czemu? Bo moim zdaniem niepotrzebnie używał wartości rocznych, a nie dostępnych miesięcznych, tracąc część informacji. Z tym, że uwaga: moje i jego zakresy ufności dotyczą tylko błędu statystycznego. Błędy systematyczne pomiarów i ich interpolacji, szczególnie dla najstarszych danych, są większe ale z samej serii wartości temperatur ich oczywiście wyznaczyć się nie da. Dla hardcorowych fanów badania niepewności polecam rozdział 5 tego artykułu na temat serii GISS: http://pubs.giss.nasa.gov/docs/1987/1987_Hansen_Lebedeff.pdf
NASA GISS miał chyba jakiś problem z serwerem. przez parę dni plików z danymi nie dało się ściągnąć. teraz wróciły ale z danymi starszymi o miesiąc (tzn. serie czasowe kończą się na październiku, zamiast listopadzie). Mam nadzieję, że jednak dojdą do siebie szybko i opublikują dane za grudzień co pozwoli policzyć średnie dla całego roku.
W każdym razie wg. GISS rok 2012 liczony od grudnia do listopada (bo lepszego nie mamy na razie) był 9-ty najcieplejszy w historii pomiarów. Przed obecna dekada pobił go tylko 1998-y. Przesądziła o tym względnie “słabym” wyniku jego pierwsza zimniejsza połowa (końcówka była jedna z cieplejszych jak widać na wykresach powyżej).
Jak ktoś chce to zobaczyć graficznie, to proszę bardzo. Dodałem linię trendu (0.154 C na dekadę) i szarą poziom linię na poziomie tegorocznej średniej grudzień-listopad aby było widać które 8 lat ma wyższe wartości:

Ładnie widać linię lat z nawet niewielkimi El Nino, które powoli, ale coraz bardziej biją rekord 1998 roku. Ale przypominam: to nie są normalne lata styczeń-grudzień ale “zastępcze” lata grudzień-listopad.
PS. Powyższe jest anomalią w stosunku do średniej lat 1951-1980 (jak w oryginalnych danych GISS). Zabawne, że ani jeden rok od 1980 roku nie wypadł poniżej tej średniej. Ciekawe czemu? 😉
Mialem rację, że NASA GISS ma problemy techniczne. Oto co wisi na ich głównej stronie:
“— Please Note —
Due to technical problems with the GISS webserver, much of our site content is currently not available.
Many webpages are offline, but we are progressively making more available.
No interactive content, such as creating scientific plots using web forms or searching the publications database, is enabled.”
Czyli albo padł im serwer albo zostali zhackowani. Stawiałbym na to drugie.
NASA GISS już sie pozbierał po problemach z serwerami i nawet ogłosili dane za grudzień, a zatem i za cały rok.
Rok 2009 był dziewiąty najcieplejszy w historii, w pierwszej dziesiątce są tylko lata po 2000 roku z wyjątkiem znanego nam 1998 roku. Najcieplejsze trzy to 2010, 2005 i 2003. A na wykresie to wygląda tak:

Dodałem też linię trendu i jego zakresy ufności 95%.
I jeszcze obrazek anomalii temperatury dla lat 2008-2012 w porównaniu z okresem bazowym 1951-1980:

PS. W USA natomiast zrobił na wielu osobach wrażenie fakt, że w tym 9-ym dopiero najcieplejszym roku temperatury w samych kontynentalnych Stanach Zjednoczonych były najcieplejsze w historii.
PPS. Ta mapka pięknie pokazuje czemu ostatnie lata (oprócz 2010i paru miesięcy zeszłego roku) są zimniejsze od trendu. Widać, że zimny był głownie Pacyfik. A czemu był zimny> Bo większość czasu od 2008 roku mieliśmy La Ninę. O czym łatwo się przekonać patrząc na ten wykres indeksu NINO34 (temperatury wschodniego tropikalnego Pacyfiku):

A specjalnie na Dzień Dziadka przygotowałem wykres anomalii globalnych temperatur wszystkich miesięcy 2012 roku (tak naprawdę to od grudnia 2011 do grudnia 2012) z pięciu znanych mi serii czasowych. Anomalie liczone są osobno dla każdego miesiąca roku a okres bazowy to 1981-2000 (nie mówcie tylko Widzowi, że nie używam okresu normalnego)

Widać, że zimny był początek roku i grudzień a pomiędzy było znacznie cieplej. Czemu tak było? Popatrzcie na wykres indeksu NINO34 w poprzednim moim komentarzu. Tak, tak. El Nino i La Nina to naprawdę główne czynniki zmienności temperatury globalnej.
A na wykresie widać, też że im mniej obszarów polarnym w danym indeksie tym bardziej czuły jest na zmiany ENSO. Np. GISS ma zwykle mniejszą amplitudę zmian bo ma najwięcej Arktyki i Antarktydy. Rzuca się w oczy też odstawanie UAH, co by potwierdzało nasza opinie wyrobiona przez ostatnie parę lat, ze to najgorszy pod względem jakości z aktualnie produkowanych indeksów. Ciekawe natomiast, że RSS zareagował najszybciej na zaczynającą się La Ninę. Aż sprawdziłem czy to nie same tropiki. Podobno nie. Tu jest opis tego produktu, http://www.remss.com/msu/msu_data_description.html – ja używam ich ich średnich anomalii miesięcznych kanału TLT dla lądów i oceanów z czujnika MTU.
ile to się trzeba nakombinować żeby zamilczeć fakt, że widoczny przecież na jednym z powyższych wykresów krotki okres globalnego ocieplania się klimatu w drugiej połowie 20 wieku niczym nie różnił się od tego w pierwszej połowie, a od 14 lat żadnego ocieplania się klimatu pomiary temperatury nie rejestrują, a wykres temperatury przebił od dołu przedział ufności linii trendu.
Brogi Bogusławie,
Trzeba, jak to nazywasz, “nakombinować” aby nie zauważyć, że ocieplenie z pierwszej połowy XX wieku i z jego końca różni się o ponad pół stopnia. To bardzo duża różnica i czekam na Twoja hipotezę co ją spowodowało, jeśli nie gazy cieplarniane?
A co do braku ocieplenia od 14 lat to czym wytłumaczysz dlaczego różnica średniej temperatury ostatniej dekady i poprzedniej jest istotnie statystyczne dodatnia?
Widać zależy to od tego kto mierzy, jak mierzy i dla kogo mierzy.
Ja jakoś tej “istotnej dodatniości” na Pańskim wykresie nie widzę a na poniższym już wcale;
http://www.drroyspencer.com/wp-content/uploads/UAH_LT_1979_thru_Dec_2012_v5.51.png
Ponadto wzrost zawartości dwutlenku węgla ma trend nie zaburzony, a trend ocieplenia wyraźnie się załamał, co łatwo sobie Pan sam wyliczy dzieląc okres danych na do i po 1998 roku kiedy to globalne ocieplanie się zakończyło. Zresztą aby nie kłócić się o dokładną datę, może Pan przesunąć wg swej woli tę datę o rok czy dwa.
Czy jest jakaś graniczna ilość lat nie wzrastania temperatury i wzrostu koncentracji CO2 by zacząć wątpić w korelację ?