Denialiści klimatyczni od dawna tak twierdzą. Co ciekawsze, to samo mówił mi niedawno nawet jeden z polskich klimatologów. A w ostatnich dniach ukazały się dwa artykuły tłumaczące zmniejszenie trendu globalnego ocieplenia po 1998 roku. Tylko czy jest się z czego tłumaczyć?
Przedstawiam poniżej wykres temperatury globalnej w okresie satelitarnym (czyli od 1978 r.). Z kliku dostępnych serii globalnych średnich dla poszczególnych miesięcy wybrałem brytyjską HadCRUT3 (dane dostepne z tej strony), która jest bardziej konserwatywna niż amerykańska GISS, nie interpolując temperatur w obszarach, gdzie nie ma danych, przez co nie obejmuje na przykład większości bardzo szybko ocieplającej się Arktyki. Przez to nie narażam się na oskarżenie o alarmizm. Z drugiej strony nie używam serii UAH, ulubionej przez denialistów. Nawet nie dlatego, żeby pokazywała coś innego niż HadCRUT3, ale dlatego, że jej autor, Roy Spencer (link do jego blogu jest po prawej stronie), zmienia nieustannie wartości całej serii, nie bardzo tłumacząc dlaczego (przez co dane ściągnięte od niego dziś za miesiąc mogą być niezgodne nawet z jego stroną). Okres satelitarny wybrałem, bo wcześniej nie było dobrych danych dla większości oceanów (taki wybór zapewnia bardziej jednolitą serię danych niż rozpoczęcie np. od 1950 roku).
Na wykresie własnej produkcji przedstawiłem anomalię temperatury globalnej (względem okresu bazowego 1961-1990) z danych HadCRUT3 oraz jej trend (czarna przerywana linia). Na wykresie wyróżniono okres 1998-2008 oraz trend dla niego (czerwona przerywana linia). Dekada 1998-2007 r., albo bardziej prawidłowy [1] okres 11-letni 1998-2008 (wyróżniony na rysunku pionowymi szarymi liniami), zdaje się dowodzić jednoznacznie, że od roku 1998 nijakiego globalnego ocieplenia nie uświadczysz (dlatego takie właśnie okresy uwielbiają denialiści). Zamiast wzrostu temperatury o (średnio) 0.15 K na dekadę mamy po 1998 roku nawet niewielki spadek. Czy jednak sprawa jest zamknięta?
Nie jest i to z kilku powodów. Po pierwsze serie czasowe takie jak przedstawiona powyżej HadCRUT3 czy UAH, nie interpolujące wyników w rejonach bez pomiarów, nie pokrywają całej kuli ziemskiej, a akurat wśród tych 20%, których nie pokrywają są najszybciej ogrzewające się obszary arktyczne. Jeśli użyć serii GISS sytuacja nie będzie wyglądała tak optymistycznie (zakładam, że zgadzamy się, że globalne ocieplenie jest problemem), ale należy pamiętać, że wartości interpolowane to wartości mniej pewne niż mierzone. Poza tym wybór okresu tak jak powyżej pomija rekordowo ciepły rok 2010 [2] (denialiści pomijają go z lubością).
Przede wszystkim jednak wybór jest “tendencyjny” z prostego powodu: zaczyna się od lokalnego maksimum i kończy się na lokalnym minimum. Politycy uwielbiają ten trik w przypadku dowodzenia skuteczności (lub nie) rządu danego kraju w rozwijaniu gospodarki. Rozpoczęcie wykresu od dna najnowszej recesji zawsze daje wrażenie dynamicznego wzrostu, a rozpoczęcie od szczytu przed tą recesja wręcz odwrotnie. Na wykresie powyżej, jeśli obciąć okres “czerwony” z każdej strony o rok, pozbywając się lokalnego maksimum i minimum (czyli rozpoczynając od roku 1999 i kończąc w 2007), otrzyma efekcie średni wzrost (trend) nawet szybszy niż w całym okresie satelitarnym (+0.157 w porównaniu z +0.152 K/dekadę) podczas gdy zaznaczony na czerwono trend dla lat 1998-2008 to -0.015 K/dekadę. Czyli znowu z igły widły? Był zresztą o tym nie tak dawno artykuł Easterling i Wehner 2009 [3] pokazujący na danych historycznych i wynikach modelowania, że naturalna zmienność (głównie cykl El Niño – La Niña, ale nie tylko) musi powodować występowanie okresów rzędu dekady o trendzie odwrotnym niż wynikający ze zmiany wymuszeń radiacyjnych, nawet przy ich tak szybkim wzroście jak w ostatnich dekadach. Poprzednio takimi były okresy 1977-1985 i 1981-1989 (patrz rysunek poniżej).

Czy zatem dowodzi to czegoś poza tym, że okresy około 10-letnie są za krótkie aby wyznaczać długotrwałe trendy? Otóż nie są jeśli rozumie się procesy i wymuszenia jakie wpływają na globalna temperaturę (wspomniany na początku polski klimatolog był niestety dawniejszego typu “geograficzno-statystycznego”, który nie zaprząta sobie głowy procesami fizycznymi). Jeśli zauważyć, że prawie wszystkie lokalne maksima to okresy El Niño (okresy ocieplenia wschodniego tropikalnego Pacyfiku), a zimne La Niña (faza przeciwna tego samego cyklu o nieregularnej długości, zwanego też ENSO, jednak zwykle mieszczącej się w przedziale 2-7 lat) to sprawa stanie się mniej tajemnicza. Na przykład rok 1998 to najsilniejsze El Niño w okresie satelitarnym, a 2010 to inne mniejsze (oba te lata były rekordowo ciepłe), natomiast lata 1999, 2008 i 2010 to zimne lata La Niñi (zwyczajem amerykańskim numeruję te zjawiska rokiem, w których pierwszych miesiącach mają swoje maksimum i w którym się kończą; bo wykrywalne są już parę miesięcy wcześniej). Temperatury tropikalnego Pacyfiku wpływają, jak się wydaje, na ilość niskich chmur w całych tropikach (patrz np. Clement et al. 2009 czy Dessler 2010, oba w Science co może tłumaczyć częściowo odpowiada na pytania Trnenbetha, o których pisałem poprzednio), co powoduje, że ENSO jest największym źródłem różnic międzyrocznych temperatur na naszej planecie. Dlatego zaczynanie i kończenie okresów trendów na tych zjawiskach generalnie nie jest najlepszym pomysłem, ale jak tego uniknąć gdy w ostatnich kilku latach zawsze albo El Niño albo La Niña?
W sumie do niedawna uważałem, że “anomalia” trendu ostatniej dekady to wyłącznie efekt ENSO i ewentualnie słońca. Obecność silnego El Niño w 1998 roku oraz słabszego w 2010 i w dodatku otoczonego dwoma dość silnymi (zimnymi) La Niñiami w oczywisty sposób musi powodować, że trendy między tymi datami powinny być znacznie niższe niż trend długoterminowy, a nawet ujemne. Nie widziałem zatem nawet potrzeby szukania innych przyczyn. Ot, poczekamy jeszcze trochę i trend dodatni, wynikający z rosnącego wymuszenia radiacyjnego gazów cieplarnianych będzie musiał wrócić.
I tak może być. Z tym, że (jak zwykle) sytuacja jest tym bardziej skomplikowana im bardziej jej się przyglądamy. Ukazały się ostatnio dwa niezależne artykuły tłumaczące przynajmniej część tego zmniejszenia trendu zmianami koncentracji aerozolu (za resztę przypominam odpowiada zmienność naturalna związana z cyklem ENSO). Nie jest to może takie dziwne biorąc pod uwagę, że aerozol (i chmury) to ciągle jedne z najsłabszych punktów naszej wiedzy o działaniu maszyny klimatycznej na naszej planecie.
Pierwszy z tych artykułów, Kaufmann i inni 2011 [4] (w “ulubionym” przeze mnie PNAS) zwraca uwagę na znane fakty takie jak słabsza niż zwykle aktywność Słońca w ostatnim 11-letnim cyklu oraz opisaną powyżej zmienność związaną z cyklem ENSO, co tłumaczy większą część spadku wartości trendu zmian temperatury po 1998 roku. Tu nie ma niespodzianki. Nowością jest jednak czynnik antropogeniczny, którego nie brano dotychczas pod uwagę: wzmożone spalanie węgla w Chinach. Konsumpcja węgla w Chinach podwoiła się w ciągu 4 lat (2003-2007), a poprzednie podwojenie wymagało 22 lat (1980-2002). Uważny czytelnik zakrzyknie tu “Zaraz, zaraz, przecież spalanie węgla to emisja dwutlenku węgla, najważniejszego antropogenicznego gazu cieplarnianego!”. Czyli powinno to raczej ogrzewać niż oziębiać planetę. I słusznie. Z tym, że na długą metę. Dwutlenek węgla pozostanie w systemie atmosfera-ocean przez tysiące lat grzejąc nas przez ten czas. Jednak jego emisja związana jest z produkcją dymu, czyli bardziej fachowo – aerozolu. A że Chińczycy są opóźnieniu w zakładaniu filtrów na kominy, produkują oni aerozol zawierający dużo siarki. Taki aerozol ma działanie ochładzające planetę (odbijając światło słoneczne z powrotem w kosmos), co wiadomo co najmniej od lat 1970-ch. Aerozol utrzymuje się w atmosferze krótko, zasadniczo do najbliższego deszczu (no chyba, że zostanie wyemitowany aż do stratosfery jak to umieją najsilniejsze wulkany i bomby atomowe – wtedy drobne cząstki mogą unosić się tam nawet parę lat, ale tej sztuki kominy elektrowni nie potrafią). Jednak w tym czasie jego efekt chłodzący może być nawet większy niż tej części dwutlenku węgla, jaka jest z nim wspólnie emitowana [5].

Na rysunku powyżej zaznaczono wymuszenia radiacyjne (lewa oś) i spowodowane nimi zmiany temperatury [6] (prawa oś) dla poszczególnych wymuszeń i ich sum. Przypomnę, że wymuszenie w sensie używanym przez IPCC to różnica w stosunku do okresu przedprzemysłowego. Fioletowa linia to właśnie wymuszenie aerozolu “siarkowego” (ujemna wartość oznacza efekt chłodzący). Zwraca uwagę zwiększenie tego (ujemnego) wymuszenia w drugiej części okresu 1998-2008 (tego samego, o którym pisałem powyżej), zaznaczonego po prawej stronie wykresu przez błękitne tło. Błękitna linia to suma wymuszeń antropogenicznych (czyli gazów cieplarnianych i aerozolu), a prosta, kropkowana błękitna to jej liniowe przybliżenie, pomarańczowa linia to wymuszenie słoneczne, a zielona to wymuszenie ENSO (ponieważ szczegóły działania tego wymuszenia są słabo znane zastosowano po prostu indeks SOI podzielony przez 10, co wydaje się “graficznie” wyborem dość nieszczęśliwym, bo dodatni SOI oznacza wpływ oziębiający i na odwrót). W końcu czerwona linia to suma wszystkich wymuszeń, a czarna to obserwowane zmiany temperatury.
Widać, że zmiany ENSO dominują – proszę wyobrazić sobie zieloną linię ze zmienionym znakiem (odbitą poziomo w lustrze) i porównać ją z czarną kreską temperatury. W drugiej części okresu “błękitnego”, czyli od roku 2002, efekt zmian ENSO (zielony wykres z “odwróconym” znakiem), słońca (pomarańczowy) i aerozolów siarkowych (fioletowy) jest co do znaku jednakowy: wszystkie ciągną w dół. Autorzy oceniają ten ostatni jako najmniejszy, ale jest to efekt mierzalny. Zmiana wymuszenia związanego z aerozolem siarkowym po 2002 roku ma wynosić 0.03 W m-2. Tłumaczyłoby to spadek temperatury o około 0.01 K czyli 1/15 spadku trendu w tym okresie (efekt spadku aktywności słońca oceniają na 6 razy większy, resztę spadku przypisując ENSO).
Nawet ciekawszy wydał mi się drugi z omawianych artykułów z ostatnich tygodni, Solomon i inni 2011 [7] z Science. Ciekawszy, bo dotyczy aerozolu stratosferycznego, właśnie tego, który w wyniku braku opadów w górnych warstwach atmosfery jest w stanie unosić się nawet latami. Wiemy to z obserwacji grubości optycznej atmosfery (znowu to pojęcie!) po dużych wybuchach wulkanów, szczególnie po największym odkąd mierzymy tę wielkość, czyli Pinatubo na Filipinach w 1991 roku. Dotychczasowy stan wiedzy wskazywał, że taki wybuch, powodujący wstrzykniecie do stratosfery olbrzymich ilości związków siarki, powodował znaczące globalne oziębienie (w przypadku Pinatubo -0.3 K wkrótce po eksplozji), stopniowo wracające “do normy” w ciągu kilku lat. Uważano jednak, ze mniejsze wulkany nie są w stanie emitować pyłu do stratosfery, są zatem pomijalne w sensie klimatycznym. I tu pierwsza niespodzianka. Solomon i inni pokazują, na podstawie pomiarów lidarowych dokonywanych z satelity (lidar to optyczny odpowiednik radaru używający lasera jako źródła światła), wyraźny wzrost grubości optycznej (przynajmniej regionalny) po czterech “małych” wybuchach wulkanów z lat 2006-2010.

Na powyższym wykresie kolory oznaczają intensywność rozpraszania (właściwie tzw. “stosunek rozproszeń” czyli stosunek całkowitego rozpraszania wstecz do rozpraszania na samym powietrzu – czyli “rayleighowskiego” – którego wartość da się wyliczyć teoretycznie). Oś pionowa to szerokość geograficzna (dodatnie wartości to półkula północna), a pozioma to czas. Numerami zaznaczono czas i szerokość geograficzną czterech wybuchów wulkanów. Bez wątpienia wpływają one na wartość “tła” aerozolowego na dużej części planety przez całe miesiące (pięknie na przykład widać jak pył wulkanów 1 i 2 rozchodzi się od równika w obie strony na północ i południe). Czyli większa ilość takich słabych wulkanów w danej dekadzie musi prowadzić do jej ochłodzenia w stosunku do dekad sąsiednich, nawet gdy w żadnej z nich nie ma “dużego” wulkanu.
Jednak czy ilość aerozolu w stratosferze rzeczywiście zmienia się między dekadami? Otóż tak i są na to aż cztery niezależne dowody. Trzy z nich pochodzą z pomiarów górze Mauna Loa na Hawajach na wysokości tak dużej, że w przybliżeniu wszystko co powyżej można uznać za aerozol stratosferyczny (no może nie całkiem, ale wybierano dni o najniższych wartościach grubości optycznej dla zminimalizowania wpływu wyższych warstw troposfery). Te trzy to dwa różne instrumenty mierzące grubość optyczną atmosfery z jasności tarczy słonecznej i naziemny lidar. Czwartą serią pomiarową są globalne wartości stratosferycznej grubości optycznej mierzone “od góry” z lidaru satelitarnego. Poniższy rysunek z artykułu podsumowuje je wszystkie.

W wartościach najdłuższej z tych serii – pomiarów transmisji poprzez atmosferę – widać dwa najnowsze “wielkie” wybuchy wulkanów, El Chichon (Meksyk) z 1982 i Pinatubo z 1991 roku. Środkowy panel to pomiary grubości optycznej od 1994 roku (trzy przyrządy z Mauna Loa i pomiary satelitarne). Widać wzrost średniej wartości po roku 2000. To samo potwierdzają wyniki globalne (dolny panel). Jest to istotne, bo w modelowaniu klimatycznym stosuje się wartości stratosferycznej grubości optycznej osiągające zero już w kilka lat po wybuchu Pinatubo (linie oznaczone jako GISS i Ammann et al na dolnym panelu). Oznacza to (według autorów artykułu), że od końca lat 1990 nie bierzemy pod uwagę wymuszenia radiacyjnego odpowiadającego oziębieniu o -0.07 K. A to już nie są żarty. To połowa “brakującego” ocieplenia w ostatniej dekadzie. Czyli w sumie aż za dużo, bo jeśli uwzględnić wartości jakie Kaufmann i inni (2011) przypisują zmianom wymuszeń przez aerozol troposferyczny i aktywność słoneczną, to nie zostaje nic dla ENSO. A przecież widzieliśmy, że to najważniejszy czynnik zmian międzyletnich, od wartości którego, w latach rozpoczynających i kończących serie czasową o dekadalnej długości, zależy nawet czy obserwujemy trend ocieplenia czy nie. Częściowo da się to wytłumaczyć tym, że te wymuszenie “tła” aerozolowego, odpowiadające oziębieniu -0.07 K zdaniem autorów narastało od lat 1960-ch, ale w okresie dużych wybuch w wulkanów i kilka lat po nich było przez nie zamaskowane. Czyli nie jestem pewny jak je rozłożyć na te kilka dekad po drodze. Jak to się pisze w artykułach “wymaga to dalszych badań”.
Czyli znowu nie wszystko wiemy? No, właśnie. Nikt nie obiecywał, że nauka o klimacie to obserwacyjnie najłatwiejsza gałąź nauki. A na pewno nie jest to gałąź martwa (czyli taka gdzie już wszystko odkryto). Jednak dla mnie, nawet bardziej prawdopodobne niż błędy pomiarowe jest, że nadal nie uwzględniamy wszystkich czynników naturalnej zmienności. Mówiliśmy tu o międzyletniej zmienności związanej z ENSO, ale istnieje też międzydekadowa zmienność związana ze zmianami głębinowej (dokładniej termohalinowej) cyrkulacji oceanicznej. Zwykle mierzy się ją pośrednio przez temperaturę grzanego przez nią Północnego Atlantyku. A ta w latach 1990-ch była szczególnie wysoka, co musiało wpłynąć na temperaturę globalną z definicji (stanowiąc jej integralną część).
I w tym kontekście wróciłbym do rysunku z początku tego wpisu. Dla mnie najciekawszym naukowo pytaniem nie jest – dlaczego trend temperatury po roku 1998 był tak niski? Jest na to wiele powodów wyliczonych powyżej. Naprawdę ciekawe jest to, dlaczego pierwsza polowa lat 2000-ch była tak ciepła, wyraźnie wykraczając ponad trend wieloletni? Bo była. Jeśli z tych samych danych (HadCRUT3) policzyć różnice średnich wartości globalnych dla całych sąsiednich dekad (zdefiniowanych klasycznie jako kończące się na roku z zerem na ostatniej pozycji) to różnica pomiędzy latami 1980-mi i 1990-mi wynosi +0.144 K (prawie tyle ile wynika z trendu długoterminowego). Ile zatem wynosi różnica między latami 1990-mi a tymi “zimnymi” 2000-mi? Czy będzie to wartość ujemna? Absolutnie nie. Różnica ta to +0.192 K. Tak jest, różnica miedzy latami 1990-mi a 2000-mi była większa niż pomiędzy poprzednimi dwoma dekadami i większa niż trend długoterminowy. Proponuję zastanowić się nad zdaniem “Globalnego ocieplenia nie ma od 1998, ale lata 2000-ne były cieplejsze od poprzedniej dekady i to o większą wartość niż wynika z trendu”. Absurd? Tak, absurd. Czyli mamy odpowiedź na tytułowe pytanie. Nie dość, że globalne ocieplenie nie skończyło się w 1998 roku, ale następna po nim dekada była rekordowo ciepła, tak ciepła że właściwie nie wiemy dlaczego. I chociażby dlatego warto zajmować się klimatologią.
Przypisy:
[1] Wybór okresu 11-letniego dla średnich temperatur pozwala na usuniecie cyklu aktywności słonecznej o takiej w przybliżeniu długości.
[2] Na oko tego nie widać (dane są wartościami miesięcznymi i trzeba je “optycznie” uśrednić do całych lat) ale w żadnej znanej mi serii czasowej, łącznie z przedstawioną powyżej nie ma roku cieplejszego niż 2010. Co ciekawe 2010 wygrał lub zremisował (w granicach błędu pomiarowego) z rokiem 1998 w HadCRUT3 i UAH oraz z rokiem 2005 w GISS. Różnica zdania co do poprzednio najcieplejszego roku wynika właśnie z decyzji co do przestrzennej interpolacji danych.
[3] Easterling, D., & Wehner, M. (2009). Is the climate warming or cooling? Geophysical Research Letters, 36 (8) DOI: 10.1029/2009GL037810
[4] Kaufmann RK, Kauppi H, Mann ML, & Stock JH (2011). Reconciling anthropogenic climate change with observed temperature 1998-2008. Proceedings of the National Academy of Sciences of the United States of America, 108 (29), 11790-3 PMID: 21730180
[5] Można by się nawet cieszyć z tej chińskiej “geoinzynierii” chłodzącej naszą planetę gdyby nie tragiczne skutki tego dymu dla życia w Chinach, gdzie gęsto zaludniona wschodnia część kraju pokryta jest brązowym smogiem przez większość roku.
[6] Zwraca uwagę niska czułość klimatu na wymuszenie radiacyjne, 0.3 K W-1 m2, wynikająca z podzielenia przez siebie wartości na obu pionowych osiach, co oznaczać ma zapewne że autorzy mają na myśli zmiany w przeciągu zaledwie kilku lat. Przypominam, że ze względu na olbrzymią pojemność cieplną oceanów ogrzanie naszej planety (i o jedynie w sensie dolnych warstw atmosfery, które jednak mają styczność z oceanem) trwa dość długo, czyli im dłużej poczekamy tym większy efekt temperaturowy będzie miało to samo wymuszenie radiacyjne (o ile działa trwale).
[7] Solomon S, Daniel JS, Neely RR 3rd, Vernier JP, Dutton EG, & Thomason LW (2011). The persistently variable “background” stratospheric aerosol layer and global climate change. Science , 333 (6044), 866-70 PMID: 21778361
Hits: 2392
A UAH poleciał znów w dół. Marcowy będzie jednak zbliżony do lutego chyba.
Od pewnego czasu się zastanawiam czemu temperatura dolnej troposfery ma oscylacje ok. 2 tygodniowe. AO i NAO zresztą też. Pewnie coś związanego z falami planetarnymi (inaczej Rossby’ego) w atmosferze.
PS. Precyzyjniej byłoby powiedzieć “oscylacje o cyklu około miesiąca”. Bo zarówno temperatura globalna jak i AO/NAO lubią zmieniać kierunek trendu co 2 tygodnie, ale to sugeruje cykl dwa razy dłuższy. o ciekawe nie widziałem nigdzie literatury na ten temat.
I jeszcze jedno. Jeśli kogoś zastanawia dlaczego zwykle piszę AO/NAO jakby to było jedno zjawisko, to mam do tego podstawy w literaturze. Co najmniej od czasów artykułu Wallace 2000 http://onlinelibrary.wiley.com/doi/10.1002/qj.49712656402/abstract to częste podejście (uwaga: Wallace na to co teraz zwiemy AO używa starszej nazwy NAM, Northern Annual Mode).
Pomyślałem sobie, że jeśli Pdjakow robi takie śliczne mapki anomalii temperatury z danych reanaliz NCEP/NCAR to i ja mogę. Oto anomalia średniej dobowej temperatury “powierzchniowej” (czyli poziom 995) dla 25 marca względem okresu bazowego 1981:2000:

Zrobiłem to w R przy pomocy pakietu RNCEP. Musiałem jednak poprawić dwie funkcje, żeby czytały niekompletny (ostatni) miesiąc. Na szczęście w R można wszystko, nawet modyfikować funkcje.
Uwaga na nieco mylne kolory. Anomalia ujemna to nie tylko kolory niebieskie, proszę popatrzeć na izolinię “0”. Muszę jeszcze poszukać lepszej palety barw, ale jak na jeden dzień pracy rozgryzienie jak działają funkcje NCEP.gather() oraz NCEP.gather.surface() oraz ich modyfikacja to i tak dużo.
No i sliczno 🙂 Widać pompa mrozu prosto do nas 🙂 Możesz mi jakoś podesłać skrypt?
Czy istnieje jakiś wygodny pakiet z pomocą którego mogę sobie wykreślić podobną mapę w oparciu o dane ze stacji? Np. podane w formacie
LAT LON DANE
Niestety w tym wypadku GrADS jest bardzo toporny…
Przy okazji przyglądania się RNCEP znalazłem coś takiego:
http://webs.ono.com/climatol/climatol.html
Może być interesujące 🙂
Wysłałem z mojego “prawdziwego” maila.
Mamy w Polsce zimny marzec ale tymczasem można już podsumować globalnie luty, bo są już dane z wszystkich serii powierzchniowych. Oto pozycja lutego 2013 w stosunku do wcześniejszych, oraz trzy “pierwsze miejsca”, czyli najcieplejsze lute w historii pomiarów:
– GISS #12 (1998, 1995, 2010)
– NCDC #9 (1998, 2002, 2004)
– HadCRUT3 #10 (1998, 2002, 2004)
– HadCRUT4 #9 (1998, 2002, 2004)
Czyli wszystkie te serie, oparte zresztą o te same dane ale inaczej interpolowane przestrzennie, umieszczają ten luty na pozycji miedzy dziewiątą a dwunastą. Co ciekawe “najzimniejszy” był on w GISS, który agresywniej interpoluje miejsca bez pomiarów danymi z najbliższych stacji. Może to dlatego, ze słabo pokryty pomiarami Pacyfik był ostatnio względnie chłodny.
Dodam, że gdyby rok składał się tylko z lutych to twierdzenie, że globalne ocieplenie skończyło się w 1998 roku byłoby trochę bardziej sensowne (ze względu na niezwykle ciepły luty 1998). W całym roku jednak 1998 rok wcale nie dominuje (2005 i 2010 były równie ciepłe w granicach błędu pomiarowego).
Życzę wszystkim Wesołych Świat Wielkanocnych w nietypowej aurze ściągniętej na nas przez ujemne NAO. Ujemna anomalia zaczyna się zmniejszać, ale ciągle jest. Oto stan z Wielkiego Czwartku (porównując z obrazkiem sprzed 3 dni proszę patrzeć bardziej na liczby niż kolory bo zmieniłem paletę):

Zachęcony komentarzem kolejnego zwolennika obserwacji globalnej temperatury na własnym termometrze zaokiennym zrobiłem wykres temperatur marcowych z pierwszej serii, która już globalny wynik dla marca ogłosiła (UAH, +0,18 C w stosunku do okresu bazowego 1980-2010):

UAH nie jest moja ulubioną seria ale lepszy rydz niż nic (innej na razie nie mamy). Według UAH, który jest serią satelitarna i ma dane tylko od 1979 roku, ten marzec był globalnie ósmy najcieplejszy. Trzy najcieplejsze to kolejno 2010, 1998 i 2004. Wszystkie marce cieplejsze niż obecny były w ostatniej dekadzie (na wykresie ciężko to zauważyć ale marzec 1991 był w tej serii danych o 0,01 C chłodniejszy).
Ja bym na podstawie danych globalnych jednak globalnego ocieplenia nie odwoływał 😉
A przy okazji dodam obrazek anomalii temperatury średniodobowej (przypominam: nie aktualnej temperatury) dla Wielkanocy (31 marca 2013):

Anomalia w Wielkanoc już się wypłycała i przenosiła.. na Zachód. Same temperatury (których nie pokazałem) były w Polsce i w Niemczech minimalnie poniżej zera. Z tym, że 31 marca u nas to oznacza anomalię -3 C, a w północnych Niemczech aż -6 C.
A jeśli ktoś chce zobaczyć anomalię temperatur wokół Polski za cały marzec, oto ona:

Czyli w skali miesiąca anomalia nie była niezwykle głęboka. W Polsce w skali miesięcznej trochę ponad -4 stopnie. Ale jak to zauważył pdjakow, ciekawe jest to, że skoncentrowała się ona na końcu marca, czyli właściwie już wiosną.
Na pierwszy rzut oka tylko w Zielonej Górze marzec pobił rekord średniej miesięcznej temperatury za marzec. Choć i z tym jest problem, bo homogeniczność serii zielonogórskiej była wielokrotnie zerwana – stację przenoszono chyba z 7 razy. A różnica pomiędzy rekordowym do tej pory rokiem 1883 a 2013 to zaledwie 0.1 stopnia. W 1917 było o 0.2 cieplej.
Dla kompletności załączam anomalie temperatur kwietnia 2013 (dla przypomnienia: reanaliza NCEP/NCAR, anomalia w stosunku do okresu bazowego 1981-2000):

oraz maja 2013:

Widać, że w kwietniu było ciepło na południu Europy a chłodno na północy a w maju ciepło na wschodzie a zimno na zachodzie. W obu wypadkach anomalie ciepłe były dwa razy intensywniejsze niż zimne.
Różnica taka, że w kwietniu Polska była po zimniej strony izotermy 0 C anomalii a w maju po ciepłej. Ale dla nas Polaków to fundamentalna różnica 😉
Nadróbmy też zaległości z wykresami temperatur dla konkretnych miesięcy. Oto jak wyglądał kwiecień na tle poprzednich kwietni wg. danych GIS:

Kwiecień w 2013 był 12 najcieplejszym w historii (trzy pierwsze to 2007, 2005 i 1998). Dawno nie mieliśmy miesiąca nie w pierwszej dziesiątce.
A oto maj:

Ten maj (10-ty najcieplejszy w historii, a na podium kolejno: 2010, 2012 i 1998) mnie zafascynował. Od 10 lat mamy oscylację z kwazi-dwuletnim cyklem (z wyjątkiem roku 2009, jedynego który nie był lokalnym ekstremum). Coś mi to bardzo przypomina, ale na razie zachowam to dla siebie 😉
Jednak jeśli to ta oscylacja się utrzyma (jak widać nie istniała wiecznie) to maj 2014 może być rekordowy (poprzednie najcieplejsza dwa maje to 2010 z El Nino i 2012 nawet bez takiej pomocy)
Te temperatury majowe mają naprawdę dziwny rozkład. Odjąłem trend i porównałem z odchyleniem standardowym (zaznaczone na czerwono):

Wygląda to dziwnie: wartości grupują się koło dodatniej i ujemnej wartości odchylenia standardowego. Przez 34 lata tego wykresu tylko kilka (1981, 1991 i 2009) jest koło zera (czyli trendu w oryginalnych danych). Natomiast mnóstwo przy czerwonych liniach. To nie jest rozkład normalny (w ścisłym sensie matematycznym tej nazwy i także w przenośni).
Przy okazji widać jak rok 1998 odstawał od trendu. Poniżej widać, że maj 1998 był ponad dwa odchylenia standardowe nad trendem.
A tak wygląda histogram tych wartości tym razem podzielonych przez odchylenie standardowe:

Najwięcej jest wartości w sektorach dotykających -1 i +1, a znacznie mniej między -0,5 a 0,5 odchylenia standardowego. Jakby globalne temperatury majowe miały skłonność do bycia w dwóch reżimach: cieplejszym i zimniejszym od wartości średniej. A prawie nigdy w pobliżu średniej.
Naprawdę ciekawe.
A tu niespodzianka. W serii NCDC (produkcji NOAA) maj znacznie cieplejszy:
W tej serii maj 2013 był globalnie czwarty najcieplejszy w historii. Cieplejsze były tylko (w kolejności) 2010, 2012 i 1998.
Czyli moje teorie co do cyklu kwazi-dwuletniego temperatur majowych biorą w łeb? Pewnie tak ale ciekawe dlaczego NASA z tych samych danych ma na tyle inne wartości.
Jakby ktoś był ciekaw anomalii temperatury czerwca 2013 wg. reanalizy NCEP/NCAR to wyglądało to tak:

Czyli podobnie jak w maju wschód kontynentu był cieplejszy niż zwykle, a zachód chłodniejszy. Z tym, że jeśli uważnie się przyjrzeć (raczej cyferkom niż nieco mylącym kolorom), Polska była w w czerwcu strefie cieplejszej niż zwykle, średniodobowo o 1 do 2 stopni.
Dla okresu 1961-1990 w oparciu o dane pomiarowe wygląda to tak:
http://meteomodel.pl/BLOG/?p=5684
A w nieco szerszej skali przestrzennej niż u mnie, wykres anomalii temperatury zrobiony ze strony NOAA (ta sama reanaliza NCEP/NCAR) wygląda tak:

Od mojego różni się innym okresem bazowym (1981-2010 zamiast 1981-2000 jak u mnie).
Krótka wiadomość z dzisiejszego Nature:
“Record warming More nations reported new record temperatures in the 2000s than in any other decade since modern records began in 1850, according to the World Meteorological Organization (WMO). A report released by the organization on 3 July also shows that the decade had the highest land and sea temperatures in both hemispheres — with the combined average estimated to be 14.47 °C, which is 0.21 °C above the 1991–2000 average. This rate of warming is “unprecedented”, says WMO secretary-general Michel Jarraud.”
To tak a propos globalnego ocieplenia, które skończyło się w 1998 roku 😉
Tymczasem według GISS (NASA) tegoroczny czerwiec był drugim najcieplejszym w okresie instrumentalnym.
Najcieplejszy był czerwiec 1998, w roku największego El Nino zeszłego stulecia. A teraz nawet nie jest El ino (wschodni tropikalny Pacyfik jest nawet minimalnie chłodniejszy niż zwykle).
Jeśli kto ciekaw oto pierwsza 10-ka najcieplejszych czerwców (w kolejności od najcieplejszego):
1998, 2013, 2005, 2009, 2012, 2010, 2006, 2007, 2002, 2011.
Czyli oprócz tego gigantycznego El Nino z 1998 roku cała reszta najcieplejszej dziesiątki czerwców to ostatnie 12 lat. A teraz wyobraźcie sobie, że obecnie zdarza się takie El Nino jak w 1998 roku, z wartościami miesięcznymi wystającymi ponad 0,3 C nad trend. Aż strach pomyśleć…
Przy okazji wrzuciłem gistempa tutaj:
http://meteomodel.pl/index.php/gis-art
Dane przerobione dla okresu bazowego 1981-2010.
Poprawka linku:
http://meteomodel.pl/index.php/globtemp/gis-art
Dane:
http://meteomodel.pl/klimat/gistemp8110.txt
Ale najciekawsze jest to, że teraz (przynajmniej wg. grupy GISS) najcieplejsza zrobiła się… Antarktyda. Oczywiście w sensie anomalii nie absolutnej temperatury 😉
http://data.giss.nasa.gov/cgi-bin/gistemp/nmaps.cgi?year_last=2013&month_last=6&sat=4&sst=3&type=anoms&mean_gen=06&year1=2013&year2=2013&base1=1951&base2=1980&radius=1200&pol=reg
Widać to szczególnie na dolnym wykresie pokazującym anomalie uśrednione po długości geograficznej (“strefowe”). Do niedawna było dokładnie odwrotnie.
A tutaj porównanie 37-miesięcznej ruchomej temperatury z czterech głównych serii:
http://meteomodel.pl/klimat/comp.png
Jak widać satelitarne pokazują nieco inaczej i się rozjeżdżają między sobą znacznie.
Ja wiem czy się tak rozjechały? Rozjechały się na początku tego roku ale potem się zjechały. W kwietniu nawet wybitnie zjechały:
Ja tu wykreślam jedynie ostatnie 1,5 roku. Różnica między naszymi wykresami (oprócz tego że ja rysuję dane miesięczne) to inny okres bazowy (u mnie jak zwykle 1981:2000).
Okres urlopowy nie sprzyja publikacji danych na bieżąco. UAH utknął na danych z maja, chociaż zwykle należeli do najszybszych.
RSS natomiast coś opublikował 10 lipca (pewnie dane czerwcowe) ale sknocili wrzucenie danych na serwer i teraz te pliki dają “Internal server error”. Napisałem do nich w tej sprawie.
Gdyby ktoś potrzebował pilnie danych RSS, informuję że przysłali mi link zastępczy bo tamten ciągle im nie działa:
http://data.remss.com/msu/monthly_time_series/RSS_Monthly_MSU_AMSU_Channel_TLT_Anomalies_Land_and_Ocean_v03_3.txt
RSS już naprawił system plików (czy co tam im nie działało) 🙂
A w lipcu mieliśmy w Europie cieplej niż zwykle:

(przez “zwykle” rozumiem 1981-2000 – jak zwykle)
UAH – gdzie przeszłość jest przyszłością.
Żadna seria globalnych temperatur nie zmienia się tak jak UAH Spencera i kolegów. Ostatnio przeszli z wersji 5.5 na 5.6. Zmiany są dość widoczne.
UAH 5.5 w porównaniu z innymi seriami::

UAH 5.6 w porównaniu z innymi seriami:

A to porównanie UAH v. 5.5 i 5.6:

Co ciekawe anomalia temperatur zwiększyła się w tej do niedawna tak lubianej przez denialistów serii, chociaż i tak była ostatnio większa niż w innych seriach. A z drugiej strony ten niezwykle wielki szczyt ze stycznia nieco zmalał 😉
A na swoim blogu Spencer odgraża się, że przygotowuje wersję 6.0, z jeszcze większymi zmianami…
Tym bardziej bawi fakt, że jeszcze parę lat temu Watts i spółka zabawiali się w porównywanie różnych wersji GISTEMP-a i wykazywali różnice rzędu 0.05 stopnia, co w oczywisty sposób oznaczało spisek.
Do niedawna autorzy serii UAH (bo kto inny?) dokumentowali zmiany na stronie swojego dzieła na Wikipedii:
http://en.wikipedia.org/wiki/UAH_satellite_temperature_dataset#Corrections_made
Niestety skończyli na wersji 5.4. Jednak wcześniejsze zmiany (szczególnie trendu) przyćmiewają jakiekolwiek zmiany GISS czy nawet przejście od HadCRUT 3 do 4.
PS. Chyba jedyna dokumentacja tych zmian to ten plik o często zmieniającej się nazwie (data w URL-u? kto to wymyślił?):
http://vortex.nsstc.uah.edu/public/msu/t2lt/readme.26Jun2013
Jednak nie jest to zbyt szczegółowy opis zmian. Wiadomo tylk, że 5.6 różni się tym of 5.5, że “We now have data from METOP (European AMSU) and the latest NOAA polar oriter NOAA-19.”.
Lipiec tego roku był wg. GISS globalnie 10-ym najcieplejszym od początku tej sertri czyli roku 1880. Anomalia względem lat 1951:1980 wynosiła +0,54 C.
Najcieplejsze trzy lipce to nadal 2011, 2009 i 1998, odpowiednio +0,70 C i ex equo +0,67 C. Z wyjątkiem tego sławnego roku 1998, wszystkie w pierwszej dziesiątce są z XXI wieku (czyli z 13 ostatnich lat). Natomiast zeszły lipiec (2012) był dwunasty (czyli chłodniejszy niż obecny) z anomalią +0,51 C.
A tu ciekawostka. Lipiec tego roku według brytyjskiej serii HadCRUT4 był 5 najcieplejszym w historii (o pięć miejsc “wyżej” niż według GISS):

Najcieplejszym lipcem w historii wg. HadCRUT4 był sławetny 1998 (ostatni rok z silnym El Nino). Jednak następne 12 najcieplejszych lat są wszystkie z XXI wieku (brakuje tylko 2004 roku). Czyli z jednym wyjątkiem (2004) wszystkie lipce tego stulecie są cieplejsze niż wszystkie poprzedniego (też z jednym wyjątkiem 1998 roku). Ostatnie cztery lipce są wszystkie w pierwszej siódemce.
Na czym wiec polega rzekome zatrzymanie globalnego ocieplenia w 1998 roku?
Dokładna kolejność tych 13 najcieplejszych lipców to: 1998, 2010, 2005, 2009, 2013, 2011, 2012, 2002, 2006, 2003, 2001, 2008 i 2007.
Dodam przy tym, że ten lipiec był, jak widać na wykresie, poniżej trendu. Pasuje to do faktu, ze mamy w gruncie rzeczy słabiutką (zimną) La Ninę. Widać to świetnie na wykresie anomalii temperatury Wschodniego tropikalnego Pacyfiku (NINO3):

W tym wpisie wymieniałem znane nauce przyczyny zmienności klimatu w skali dekadalnej w kontekście rzekomego braku ocieplenia w ostatniej dekadzie (co moim zdaniem jest raczej zagadka gwałtownego ocieplenia pierwszej połowy dekady lat 2000-ch).
W tym kontekście wymieniałem ENSO, a dokładniej liczne cieple zjawiska El Nino na początku tego stulecia i liczna zimne La Ninie o ostatnich latach.
W tym tygodniu na stronach Nature okazał sie artykuł Kosaka i Xie http://www.nature.com/nature/journal/vaop/ncurrent/full/nature12534.html który dokładnie w ten sam sposób tłumaczy dekanalne zmiany temperatury naszej planety:
“Our results show that the current hiatus is part of natural climate variability, tied specifically to a La-Nina-like decadal cooling.
[…]
We conclude that the recent cooling of the tropical Pacific and hence the current hiatus are probably due to natural internal variability rather than a forced response. If so, the hiatus is temporary, and global warming will return when the tropical Pacific swings back to a warm state. Similar hiatus events may occur in the future and are difficult to predict several years in advance owing to the limited predictability of tropical Pacific SST. “
Miło mieć rację, Jednak jeszcze milej byłoby wiedzieć skąd ten cykl o skali dekadalnej się bierze.
A z którą częścią słowa zatrzymanie maja kłopot alarmiści ?
Gdy ktoś zajedzie najdalej i zatrzyma się, będzie najdalej, aż nie zacznie wracać.
Więc chyba jest oczywiste, że jeśli ocieplenie się zatrzyma, będzie najcieplej aż się nie zacznie oziębiać. Czy jest to aż tak trudno zrozumieć tę oczywistość że alarmiści robią z tego sensację ?
Nie wiem bo nie znam zbyt wielu alarmistów i nie pytałem ich o to.
Zapytam natomiast o jakim zatrzymaniu mówisz? Bo chyba nie temperatury globalnej. Oto wykres anomalii temperatur dekanalnych na podstawie serii GISS dociągnięty do lipca tego roku (czyli dekady zaczynają się w sierpniu roku kończącego się na 3 i trwają 120 miesięcy – jak to dekady).

W ten sposób wykorzystujemy wszystkie dostępne dane. I co widzimy? Czy naprawdę ocieplenie zatrzymało się między dekadą 1993-2003, a 2003-2013? Ja jakoś tego nie widzę, i to pomimo, że niezwykle ciepły rok ostatniego dużego El Nino (1998) był przecież w tej poprzedniej dekadzie.
Więc gdzie to zatrzymanie? Jak już pisałem, ja go naprawdę nie widzę. Tak poważnie to możemy mówić najwyżej o niewielkim spowolnieniu ocieplenia (co jest widoczne), na pewno nie o zatrzymaniu.
Mówię o samej definicji zatrzymania.
Jeśli coś rośnie i zatrzyma wzrost, to ma największa wartość aż nie zacznie maleć.
Mówienie że coś nie zatrzymało wzrostu BO ma wartość największa i ta największa wartość utrzymuje się od 10 lat jest ośmieszaniem się tego, kto to mówi.
Proszę sobie narysować HIPOTETYCZNY prosty liniowy wzrost CZEGOKOLWIEK w tempie 0,01 na rok przez 100 lat, do 2000 roku a potem stała wartość od 20000 do 30000 roku. Zobaczy Pan dokładnie to samo co Pan narysował powyżej. Średnia za dziesięciolecie 2003 -2013 będzie wyższa niż za dziesięciolecia poprzednie.
Ja tu nie dyskutuje z tym czy trend się zatrzymał trwale czynie, tylko wskazuje na błąd rozumowania. Po okresie wzrostów średnie wieloletnie MUSZĄ być największe aż trend się nie ODWRÓCI. Zatrzymanie trendu nie spowoduje zmniejszenia średnich wieloletnich. Natomiast dane tego samego GISS wskazują iż średnia pięcioletnia już nie rośnie.
http://data.giss.nasa.gov/gistemp/graphs_v3/Fig.A2.gif
Fałszywe argumenty niestety sugerują zła wole, bo trudno o aż takie nieuctwo ludzi posądzać.
Owszem dane nie DOWODZĄ jeszcze zatrzymania, bo to jest za krótki okres.. Niemniej jednak powinniśmy stosować te same standardy do alarmistów jak i do ich krytyków.
Alarm był wszczęty po podobnym okresie ok 10 lat wzrostu następującym po paru dekadach nie wzrastania.
Anyway – zasięg pokrywy lodowej Antarktyki jakoś nie chce słuchać alarmistów.
Absolutnie Pan nie rozumie najważniejszego. Taki wniosek (o trwającym wzroście temperatury albo o braku wzrostu) musi być oparty na dostatecznie dużej ilości danych aby był istotny statystycznie. W nauce o klimacie to powszechnie wymagane kryterium.
Proszę się przyjrzeć średnim dekadalnym, które pokazałem wyżej. Tam są zaznaczone “wąsy” odpowiadające dwóm odchyleniom standardowym, co odpowiada mniej więcej istotności na poziomie 0,05. Czyli różnice między dekadami są istotne statystycznie. Proszę mi pokazać istotną statystycznie miarę pokazującą brak ocieplenia w ostatnich latach. A przy okazji przeczytać przynajmniej wpis, który Pan komentuje, bo już tam o tym pisałem.
Pan sobie chyba wyobraża, że w ogrzewającym się świecie każdy rok będzie cieplejszy niż wszystkie poprzednie. Tak byłoby gdyby nie było żadnej zmienności międzyrocznej. Na naszej planecie zmienność ta jest dość silna, stąd naukowcy mówią o “oscylacjach” takich jak ENSO, IO, PDO, AO, itp. A istnienie oscylacji wieloletnich (albo nawet zupełnie przypadkowej zmienności) musi powodować okresy mniejszego i większego trendu. Czasem nawet ujemnego.
Takim spektakularnym odstępstwem od średniego trendu był rok 1998, największe El Nino zeszłego stulecia. Istnienie tego jednego tak ciepłego roku musi z konieczności spowodować ujemny trend dla kilku lat poczynając od tego roku. Jednak w miarę upływu lat, zanim trend taki stał się istotny statystycznie, wcześniej stał się dodatni. Pokazuje to, że przyjęliśmy dobrą definicję istotności statystycznej. Właśnie o to chodzi aby przypadkowo nie wyszedł nam trend ujemny. Bo z przypadkowych wartości nic nie wynika.
Na koniec proponuję panu proste “doświadczenie” statystyczne. Proszę wziąć dwie kostki do gry i rzucać nimi wielokrotnie (np. 100 czy 200 razy). Sumaryczny wynik każdego rzutu proszę dodać do jego numeru (czyli kolejnych liczb 1,2,3,…). W ten sposób wytworzy pan serię danych, która po dostatecznie dużej liczbie rzutów z definicji będzie miała trend o wartości dowolnie bliskiej 1/rzut (w granicy dla nieskończonej liczby rzutów dokładnie 1/rzut). Jednak ta seria danych będzie miała też dużą zmienność “międzyrzutową”. Na pewno będą okresy malejących wartości. Nie dłuższe niż kilka rzutów (znowu z samej natury tej serii) ale może nawet “dekadę” bez trendu rosnącego uda się Panu wyprodukować. Co z tego wynika? To już zadanie domowe dla Pana.
Zrobiłem zresztą ten eksperyment przy pomocy języka R:
n <- 200 rzuty <- 1:n wyniki <- rzuty + sample(1:6,n,replace=T) + sample(1:6,n,replace=T) plot(rzuty,wyniki,type="l") Oto wynik:
Praktycznie czysty trend z odrobiną szumu. Jak się należało spodziewać. W dodatku, w przeciwieństwie do Ziemi oprócz trendu nie ma tu żadnych naturalnych oscylacji, tylko biały szum.
Jednak gdyby to były coroczne wartości temperatury na jakiejś planecie kostkowej, tamtejszy Bogusław też kilkakrotnie mógłby szerzyć “denializm trendowy”. Na przykład wartości poczynając od rzutu 11 to kolejno “21, 17, 17, 19, 17, 20”. Ha! “Globalne ocieplenie się zatrzymało na 6 lat!” No właśnie. Czy naprawdę? A poczynając od rzutu nr. 155 mamy pięć kolejnych identycznych wartości “165”. Czy to nie dowód na ostateczny koniec trendu wzrostowego? Jakoś nie bo następne cztery wartości to “168 169, 170, 175”. Czy to czegoś nam nie przypomina? I to pomimo braku oscylacji. wystarczy sam biały szum!
Za każdym razem wyjdzie z takiego ćwiczenia inna losowa seria danych, jednak trend będzie zawsze taki sam bo go narzuciliśmy. Podobnie jak rosnące wymuszenie radiacyjne gazów cieplarnianych narzuca Ziemi trend rosnący temperatury. Ale wartości w konkretnych latach są dość przypadkowe. Trend widać dopiero na istotnych statystycznie seriach dłuższych od kilkunastu lat (dokładna minimalna długość zależy właśnie od wielkości tego “szumu” czyli dokładniej wartości wariancji tych danych).
Jeśli ktoś ciekawy to seria danych losowych (plus narzucony trend), którą omawiam to:
10 10 10 12 14 15 14 16 16 18 21 17 17 19 17 20 23 24 29 25 30 28 29 34 31 28 37 30 36 34 38 38 37 39 44 41 47 41 48 49 46 49 51 52 50 50 56 54 57 58 58 56 60 59 64 60 60 61 66 68 68 65 69 74 73 72 75 80 76 77 73 78 80 81 82 82 85 87 90 86 89 91 90 87 94 89 97 99 98 102 99 103 98 105 102 100 104 103 107 110 109 104 110 112 112 114 113 116 113 116 116 118 120 120 119 120 126 128 124 127 127 129 130 133 131 135 133 137 136 136 141 140 142 139 141 140 146 147 142 149 150 149 145 148 147 154 152 155 152 158 157 158 160 164 165 165 165 165 165 165 168 169 170 175 174 175 174 177 173 175 180 178 183 180 184 179 184 186 185 188 192 189 186 190 195 190 192 193 198 200 195 200 198 199 200 208 208 203 207 212
Tutaj:
http://demonstrations.wolfram.com/ShortTermTemperatureTrendsWithinLongTermWarming/
Pokazano ładnie krótkotrwałe trendy dla zadanej wartości trendu długoterminowego.
Otóż zaprzecza Pan podstawowym powszechnie uznawanym faktom.
Wniosek o “winie człowieka” został wyciągnięty po zaledwie 10 latach wzrostu średniej temperatury który nastąpił po 40 latach braku wzrostu temperatury.
Stosując się do Pańskich postulatów należy stwierdzić że był to okres zdecydowanie zbyt krótki do wyciągania jakichkolwiek wniosków.
“Wniosek o „winie człowieka” został wyciągnięty po zaledwie 10 latach wzrostu ”
Kwestia o tym, że człowiek może być winny wzrostowi temperatur był podnoszony, zanim ten wzrost nastąpił. W 1956 Plass prognozował, że do 2000 temperatura wzrośnie o 0.85 stopnia, w 1963 Moller pisał o 0.35 a w 1967 Manabe pisał o 0.55.
Jakim to ja powszechnie uznawanym faktom zaprzeczam i na którym blogu je powszechnie uznano?
Ja nie tylko faktom uznanym przez świat naukowy nie zaprzeczam. Ja je popularyzuję. Przecież to czym ja rzekomo faktom zaprzeczam to w istocie streszczenie tego artykułu, omawianego w w/w wpisie: http://dx.doi.org/10.1029/2009GL037810
Proszę w końcu przeczytać wpis pod którym Pan umieszcza swoje komentarze.
@pdjakow.
Mnie naprawdę mało interesuje kto kiedy i jakie hipotezy stawiał i jak długo czekał żeby móc ogłosić alarm. Mnie interesuje rzetelność naukowa. Na podstawie jakich danych i zasad rozumowania ogłoszono to , co ogłoszono. Mamy dane, modele i wnioski. kryteria poprawności rozumowania powinny być stosowane jednakowo do wszelkich wniosków. Pan tymczasem lansuje tezę, że jeśli ktoś wyciąga wniosek Panu miły, wystarczy za dowód że ktoś już kiedyś o tym pisał (czyli wg Pana “przewidział”). jeśli wniosek jest Panu niemiły, stosuje Pan ostre kryteria dyskredytujące tak wniosek jak “wnioskodawcę”. Takie postępowanie jest godne fanatyka religijnego anie naukowca.
@gospodarz
Pan bezpodstawnie zakłada, że nie przeczytałem wpisu, bo nie zgadza się Pan z moim komentarzem.
Może jednak Pomówmy o faktach a nie o bajkach.
Fakty to są zapisy temperatury, reszta to pomieszanie naukowych opinii z bajkami.
Ale może ustalmy podstawowe fakty. Tak po prostu by można było stwierdzić czy ktoś im zaprzecza.
Średnie temperatury globu znamy ma podstawie danych satelitarnych od 1979 roku http://www.drroyspencer.com/wp-content/uploads/UAH_LT_1979_thru_July_2013_v5.6.png
Na podstawie pomiarów termometrycznych na ziemi od ok 1880 roku http://data.giss.nasa.gov/gistemp/graphs_v3/Fig.A.gif ,
oraz odtworzone różnymi metodami na przykład podstawie na przykład rdzeni lodowych
http://www.ncdc.noaa.gov/paleo/pubs/alley2000/alley2000.gif
Więc faktami są dane, można się spierać o ich wiarygodność i interpretacje.
Na podstawie danych widać, że klimat cyklicznie oziębia się i ociepla, na podstawie odtworzonej temperatury i wspomnień spisanych przez “zwykłych ludzi” można przyjąć, że w ubiegłym tysiącleciu mieliśmy okres ochłodzenia który skończył się około 200-300 lat temu i choć znów zaczęło się ocieplać to jeszcze nam daleko do średniej temperatury Grenlandii z danych na wykresie zaprezentowanym powyżej wykresie ze strony NOAA za ostatnie 10 000 lat.
Więc pierwszy fakt, dane zaprezentowane przez NOAA wskazują że po ochłodzeniu w początkach temperatura jeszcze nie wróciła do średnie w aktualnym 10 000 leciu.
Dane o bezpośrednich pomiarach od około 1880 roku – z konieczności głównie na półkuli północnej wskazują na ciągły trend ocieplania w którym mamy dwa okresy szybszego wzrostu średniej temperatury i trzy okresy gdy temperatura nie wzrastała. Można się spierać o interpretacje ale nie o fakty. Średnia 15 letnia (8 lat wstecz i 8 lat do przodu rosła (z malutkimi przerwami) do 1943 roku a potem nie rosła, od 1971 rośnie do dziś ale dane pozwalają na jej policzenie do 2006 roku,
Ale średnia 5 letnia na razie rosnąć przestała.
Przejdźmy do sedna czyli czego dotyczy mój komentarz i jak siema to do Pańskiego wpisu.
Jego wymowa jest taka, ze nie ma czego odwoływać.
Ale argumentacja jest taka sama jak dla tezy, że nie było czego OGŁASZAĆ.
Raport IPCC ogłoszono w 1990 roku po niecałych 15 latach “anomalii” gdy zaczęło się ocieplać, a teraz mamy “anomalie” że przez 15 lat temperatura nie rośnie. Gdy ogłaszano alarm, średnia temperatura nie przebiła nawet trendu wyznaczonego przez poprzedni okres, gdy w pierwszej połowie wieku temperatura rosła.
Aby był powód by coś odwołać, najpierw musi być powód by to ogłosić. Ja po prostu wasze argumenty przeciw odwołaniu testuje na okresie ogłaszania. I wychodzi mi na to, ze sami udowadniacie, że ogłoszenie antropomorficznego globalnego ocieplenia było bezpodstawne.
Wspomina Pan że ponoć panuje zgoda ze ocieplanie jest złe.
Nie dość że takiej zgody nie ma,nie dość, ze dane z rdzeni lodowców wskazują ze nadal jest stosunkowo chłodno jak na okres rozwoju ludzkiej cywilizacji, to jeszcze na dodatek nawet gdyby było troszkę cieplej, to i tak taniej byłoby się do tego dostosować niż z tym walczyć.
Ale Pan na te tematy dyskutować przecież nie chce, więc poprzestańmy na “testowaniu argumentacji”.
Stosujmy te same kryteria do tych co głoszą “zła nowinę” jak i do tych co te ogłoszenia chcą odwołać.
Proszę przestać trollować.
Podałem jeden przykład. Czy Pan ma jakiś kontrprzykład z literatury naukowej czy jedynie puszcza pan parę uszami? Bo dyskusja na tematy naukowe polega na podawaniu faktów i źródeł a nie na wygłaszaniu.
Pierwszy raport IPCC powstał bo zamówiły go rządy. Był streszczeniem wiedzy z tego okresu. Kolejne raporty streszczają coraz więcej wiedzy i w miarę przybywania danych wnioski o wpływie człowieka na klimat formułują coraz mocniejszym językiem. To chyba normalne, że teraz jesteśmy bardziej pewni że jest ocieplenie i co je może powodować niż dwadzieścia parę lat temu.
W ostatnim (dokładniej w streszczeniu) pisali tak:
“Most of the observed increase in global average temperatures since the mid-20th century is very likely due to the observed increase in anthropogenic greenhouse gas concentrations.[12] This is an advance since the TAR’s conclusion that “most of the observed warming over the last 50 years is likely to have been due to the increase in greenhouse gas concentrations”. Discernible human influences now extend to other aspects of climate, including ocean warming, continental-average temperatures, temperature extremes and wind patterns (see Figure SPM.4 and Table SPM.2). {9.4, 9.5} ”
https://www.ipcc.ch/publications_and_data/ar4/wg1/en/spmsspm-understanding-and.html
@Bogusław
Bardzo fajnie, że podnosi Pan temat rzetelności i tak dalej, ale jednocześnie bardzo smutne, że jest Pan przy tym także nierzetelny.
Otóż pokazuje Pan przebieg temperatury globalnej i zaraz odnosi Pan to do GISP2, czyli pomiaru punktowego z Grenlandii.
Dane te można obejrzeć też tutaj:
ftp://ftp.ncdc.noaa.gov/pub/data/paleo/icecore/greenland/summit/gisp2/isotopes/gisp2_temp_accum_alley2000.txt
Pierwsze co się rzuca w oczy, to fakt, że pierwszy punkt danych to “age = 0.0951409”, czyli “95 years BP”, co w tym konkretnym przypadku oznacza, że najświeższe dane na wykresie, który Pan zaprezentował pochodzą z okolic roku 1855.
Zarzuca mi Pan Gospodarz trolowanie. Ale to co opinii publicznej przedstawiają klimatolodzy “woła o pomstę do nieba”.
Może Pan jakoś sensownie uzasadnić dlaczego po 15 latach ocieplania się po okresie 30 lat nie ocieplania się naukowcy mogli napisać n zamówienie rządów że “is likely” że człowiek wywołał katastrofę klimatyczna, a po 25 latach wzrostu temperatury wzrost zatrzymał się na 15 lat okres 15 letni nagle okazuje się za krotki ?
Rzetelni naukowcy powinni w 1 raporcie IPCC zgodne z Pańskimi kryteriami napisać:
“There is absolutely no evidence” że człowiek ma coś wspólnego z obecnym (wtedy 15 letnim) okresem wzrostu średniej temperatury.
Podałem Panu fakty i źródła.Są to dane GiSS
Czy dane GISS to nie są rzetelne dane naukowe ?
Patrząc na dane GISS nie ma niczego nadzwyczajnego w 2 połowie XX wieku jeśli chodzi o wzrost temperatury. I Pan to doskonale uzasadnił. Tylko owo uzasadnienie stosował Pan do czegoś innego, ale ono stosuje się bez żadnych zmian do podanej przeze mnie tezy.
Odnośnie odtworzenia temperatury na podstawie rdzeni lodowych – niestety lepszych danych nie znalazłem, jeśli macie lepsze chętnie poczytam.
Prosiłem aby podał pan jakąkolwiek miarę statystycznie istotną, pokazującą że nie ma trendu rosnącego temperatury globalnej. Pan mi na to wrzuca linki do danych, których liczne wykresy są przecież wyżej w komentarzach i swoją opinię o nich uzyskaną “na oko”. Czyli nie ma Pan żadnych argumentów naukowych, a jedynie swoje przekonania, które pan w kółko wypisuje na cudzej stronie, mimo próśb o niezaśmiecanie mojego blogu.
To jest właśnie trollowanie. Proszę przestać.
A co mówi prawdziwa nauka o tym kiedy zaczęliśmy wpływać na klimat? Otóż wcześniej niż wielu sądzi. Pominę już wpływ wczesnego rolnictwa, które być może nawet powstrzymało epokę lodową kilka tysięcy lat temu (hipoteza Ruddimana http://www.nature.com/news/2011/110325/full/news.2011.184.html ) przez wypalanie lasów (emisja CO2) i uprawę ryżu (emisja metanu).
Zupełnie nowy artykuł z PNAS (Painter i inni 2013 http://www.pnas.org/content/early/2013/08/28/1302570110 ) dowodzi, że zakończyliśmy Małą Epokę Lodową, przynajmniej w Alpach, 50 lat przed rozpoczęciem ocieplenia wywołanego naszymi emisjami gazów cieplarnianych [1]. Lodowce w Alpach zaczęły się cofać około 1850 roku. Dotychczas nie rozumiano przyczyny tego zjawiska. Okazuje się jednak, że to też my. W tym wypadku winne są emisje sadzy, która opadając na lodowiec zmienia jego albedo ułatwiając topienie.
Oto co sami autorzy piszą w ramce na temat znaczenia swoich badań:
Significance
The end of the Little Ice Age in the European Alps has long been a paradox to glaciology and climatology. Glaciers in the Alps began to retreat abruptly in the mid-19th century, but reconstructions of temperature and precipitation indicate that glaciers should have instead advanced into the 20th century. We observe that industrial black carbon in snow began to increase markedly in the mid-19th century and show with simulations that the associated increases in absorbed sunlight by black carbon in snow and snowmelt were of sufficient magnitude to cause this scale of glacier retreat. This hypothesis offers a physically based explanation for the glacier retreat that maintains consistency with the temperature and precipitation reconstructions.
Oczywiście Painter i koledzy nie posługiwali się jedynie twórczym spoglądaniem na wykresy temperatury, a posłużyli się danymi pomiarowymi, tym wypadku koncentracjami sadzy w lodzie lodowców alpejskich, które opublikowane zostały w ostatnich latach. Z nich wyliczyli wymuszenia radiacyjne, a z nich masę stopionego lodu na metr kwadratowy. Te dane włożone do modelu dynamiki lodowca (asymilującego historyczne dane o temperaturach i opadach) dały w wyniku ich zmniejszenie się porównywalne z obserwowanymi. Tak działa nauka. Kolejna cegiełka w coraz bardziej imponującym i dobrze zbudowanym gmachu wiedzy ludzkiej.
[1] Panie Bogusławie, gdyby Pan uważnie przyjrzał się tym chwalonym przez Pana danym GISS to zauważyłby Pan, ze wzrost temperatury zaczął się na początku XX wieku.