Czy globalne ocieplenie skończyło się w 1998 roku?

ResearchBlogging.orgDenialiści klimatyczni od dawna tak twierdzą. Co ciekawsze, to samo mówił mi niedawno nawet jeden z polskich klimatologów. A w ostatnich dniach ukazały się dwa artykuły tłumaczące zmniejszenie trendu globalnego ocieplenia po 1998 roku. Tylko czy jest się z czego tłumaczyć?

Przedstawiam poniżej wykres temperatury globalnej w okresie satelitarnym (czyli od 1978 r.). Z kliku dostępnych serii globalnych średnich dla poszczególnych miesięcy wybrałem brytyjską HadCRUT3 (dane dostepne z tej strony), która jest bardziej konserwatywna niż amerykańska GISS, nie interpolując temperatur w obszarach, gdzie nie ma danych, przez co nie obejmuje na przykład większości bardzo szybko ocieplającej się Arktyki. Przez to nie narażam się na oskarżenie o alarmizm. Z drugiej strony nie używam serii UAH, ulubionej przez denialistów. Nawet nie dlatego, żeby pokazywała coś innego niż HadCRUT3, ale dlatego, że jej autor, Roy Spencer (link do jego blogu jest po prawej stronie), zmienia nieustannie wartości całej serii, nie bardzo tłumacząc dlaczego (przez co dane ściągnięte od niego dziś za miesiąc mogą być niezgodne nawet z jego stroną). Okres satelitarny wybrałem, bo wcześniej nie było dobrych danych dla większości oceanów (taki wybór zapewnia bardziej jednolitą serię danych niż rozpoczęcie np. od 1950 roku).

Na wykresie własnej produkcji przedstawiłem anomalię temperatury globalnej (względem okresu bazowego 1961-1990) z danych HadCRUT3 oraz jej trend (czarna przerywana linia). Na wykresie wyróżniono okres 1998-2008 oraz trend dla niego (czerwona przerywana linia). Dekada 1998-2007 r., albo bardziej prawidłowy [1] okres 11-letni 1998-2008 (wyróżniony na rysunku pionowymi szarymi liniami), zdaje się dowodzić jednoznacznie, że od roku 1998 nijakiego globalnego ocieplenia nie uświadczysz (dlatego takie właśnie okresy uwielbiają denialiści). Zamiast wzrostu temperatury o (średnio) 0.15 K na dekadę mamy po 1998 roku nawet niewielki spadek. Czy jednak sprawa jest zamknięta?

Nie jest i to z kilku powodów. Po pierwsze serie czasowe takie jak przedstawiona powyżej HadCRUT3 czy UAH, nie interpolujące wyników w rejonach bez pomiarów, nie pokrywają całej kuli ziemskiej, a akurat wśród tych 20%, których nie pokrywają są najszybciej ogrzewające się obszary arktyczne. Jeśli użyć serii GISS sytuacja nie będzie wyglądała tak optymistycznie (zakładam, że zgadzamy się, że globalne ocieplenie jest problemem), ale należy pamiętać, że wartości interpolowane to wartości mniej pewne niż mierzone. Poza tym wybór okresu tak jak powyżej pomija rekordowo ciepły rok 2010 [2] (denialiści pomijają go z lubością).

Przede wszystkim jednak wybór jest “tendencyjny” z prostego powodu: zaczyna się od lokalnego maksimum i kończy się na lokalnym minimum. Politycy uwielbiają ten trik w przypadku dowodzenia skuteczności (lub nie) rządu danego kraju w rozwijaniu gospodarki. Rozpoczęcie wykresu od dna najnowszej recesji zawsze daje wrażenie dynamicznego wzrostu, a rozpoczęcie od szczytu przed tą recesja wręcz odwrotnie. Na wykresie powyżej, jeśli obciąć okres “czerwony” z każdej strony o rok, pozbywając się lokalnego maksimum i minimum (czyli rozpoczynając od roku 1999 i kończąc w 2007), otrzyma efekcie średni wzrost (trend) nawet szybszy niż w całym okresie satelitarnym (+0.157 w porównaniu z +0.152 K/dekadę) podczas gdy zaznaczony na czerwono trend dla lat 1998-2008 to -0.015 K/dekadę. Czyli znowu z igły widły? Był zresztą o tym nie tak dawno artykuł Easterling i Wehner 2009 [3] pokazujący na danych historycznych i wynikach modelowania, że naturalna zmienność (głównie cykl El Niño – La Niña, ale nie tylko) musi powodować występowanie okresów rzędu dekady o trendzie odwrotnym niż wynikający ze zmiany wymuszeń radiacyjnych, nawet przy ich tak szybkim wzroście jak w ostatnich dekadach. Poprzednio takimi były okresy 1977-1985 i 1981-1989 (patrz rysunek poniżej).

Wykres z pracy Easterling i Wehner 2009, pokazujący dwa okresy z ujemnym trendem zmian temperatury globalnej po 1975 roku.

Czy zatem dowodzi to czegoś poza tym, że okresy około 10-letnie są za krótkie aby wyznaczać długotrwałe trendy? Otóż nie są jeśli rozumie się procesy i wymuszenia jakie wpływają na globalna temperaturę (wspomniany na początku polski klimatolog był niestety dawniejszego typu “geograficzno-statystycznego”, który nie zaprząta sobie głowy procesami fizycznymi). Jeśli zauważyć, że prawie wszystkie lokalne maksima to okresy El Niño (okresy ocieplenia wschodniego tropikalnego Pacyfiku), a zimne La Niña (faza przeciwna tego samego cyklu o nieregularnej długości, zwanego też ENSO, jednak zwykle mieszczącej się w przedziale 2-7 lat) to sprawa stanie się mniej tajemnicza. Na przykład rok 1998  to najsilniejsze El Niño w okresie satelitarnym, a 2010 to inne mniejsze (oba te lata były rekordowo ciepłe), natomiast lata 1999, 2008 i 2010 to zimne lata La Niñi (zwyczajem amerykańskim numeruję te zjawiska rokiem, w których pierwszych miesiącach mają swoje maksimum i w którym się kończą; bo wykrywalne są już parę miesięcy wcześniej). Temperatury tropikalnego Pacyfiku wpływają, jak się wydaje, na ilość niskich chmur w całych tropikach (patrz np. Clement et al. 2009 czy Dessler 2010, oba w Science co może tłumaczyć częściowo odpowiada na pytania Trnenbetha, o których pisałem poprzednio), co powoduje, że ENSO jest największym źródłem różnic międzyrocznych temperatur na naszej planecie.  Dlatego zaczynanie i kończenie okresów trendów na tych zjawiskach generalnie nie jest najlepszym pomysłem, ale jak tego uniknąć gdy w ostatnich kilku latach zawsze albo El Niño albo La Niña?

W sumie do niedawna uważałem, że “anomalia” trendu ostatniej dekady to wyłącznie efekt ENSO i ewentualnie słońca. Obecność silnego El Niño w 1998 roku oraz słabszego w 2010 i w dodatku otoczonego dwoma dość silnymi (zimnymi) La Niñiami w oczywisty sposób musi powodować, że trendy między tymi datami powinny być znacznie niższe niż trend długoterminowy, a nawet ujemne. Nie widziałem zatem nawet potrzeby szukania innych przyczyn. Ot, poczekamy jeszcze trochę i trend dodatni, wynikający z rosnącego wymuszenia radiacyjnego gazów cieplarnianych będzie musiał wrócić.

I tak może być. Z tym, że (jak zwykle) sytuacja jest tym bardziej skomplikowana im bardziej jej się przyglądamy. Ukazały się ostatnio dwa niezależne artykuły tłumaczące przynajmniej część tego zmniejszenia trendu zmianami koncentracji aerozolu (za resztę przypominam odpowiada zmienność naturalna związana z cyklem ENSO). Nie jest to może takie dziwne biorąc pod uwagę, że aerozol (i chmury) to ciągle jedne z najsłabszych punktów naszej wiedzy o działaniu maszyny klimatycznej na naszej planecie.

Pierwszy z tych artykułów, Kaufmann i inni 2011 [4] (w “ulubionym” przeze mnie PNAS) zwraca uwagę na znane fakty takie jak słabsza niż zwykle aktywność Słońca w ostatnim 11-letnim cyklu oraz opisaną powyżej zmienność związaną z cyklem ENSO, co tłumaczy większą część spadku wartości trendu zmian temperatury po 1998 roku. Tu nie ma niespodzianki. Nowością jest jednak czynnik antropogeniczny, którego nie brano dotychczas pod uwagę: wzmożone spalanie węgla w Chinach. Konsumpcja węgla w Chinach podwoiła się w ciągu 4 lat (2003-2007), a poprzednie podwojenie wymagało 22 lat (1980-2002). Uważny czytelnik zakrzyknie tu “Zaraz, zaraz, przecież spalanie węgla to emisja dwutlenku węgla, najważniejszego antropogenicznego gazu cieplarnianego!”. Czyli powinno to raczej ogrzewać niż oziębiać planetę. I słusznie. Z tym, że na długą metę. Dwutlenek węgla pozostanie w systemie atmosfera-ocean przez tysiące lat grzejąc nas przez ten czas. Jednak jego emisja związana jest z produkcją dymu, czyli bardziej fachowo – aerozolu. A że Chińczycy są opóźnieniu w zakładaniu filtrów na kominy, produkują oni aerozol zawierający dużo siarki. Taki aerozol ma działanie ochładzające planetę (odbijając światło słoneczne z powrotem w kosmos), co wiadomo co najmniej od lat 1970-ch. Aerozol utrzymuje się w atmosferze krótko, zasadniczo do najbliższego deszczu (no chyba, że zostanie wyemitowany aż do stratosfery jak to umieją najsilniejsze wulkany i bomby atomowe – wtedy drobne cząstki mogą unosić się tam nawet parę lat, ale tej sztuki kominy elektrowni nie potrafią). Jednak w tym czasie jego efekt chłodzący może być nawet większy niż tej części dwutlenku węgla, jaka jest z nim wspólnie emitowana [5].

Rysunek z pracy Kaufmann i inni 2011 przedstawiający wymuszenia radiacyjne (lewa skala) i ich skutek w postaci zmian temperatury (prawa skala). Dokładniejszy opis w tekście poniżej.

Na rysunku powyżej zaznaczono wymuszenia radiacyjne (lewa oś) i spowodowane nimi zmiany temperatury [6] (prawa oś) dla poszczególnych wymuszeń i ich sum. Przypomnę, że wymuszenie w sensie używanym przez IPCC to różnica w stosunku do okresu przedprzemysłowego. Fioletowa linia to właśnie wymuszenie aerozolu “siarkowego” (ujemna wartość oznacza efekt chłodzący). Zwraca uwagę zwiększenie tego (ujemnego) wymuszenia w drugiej części okresu 1998-2008 (tego samego, o którym pisałem powyżej), zaznaczonego po prawej stronie wykresu przez błękitne tło. Błękitna linia to suma wymuszeń antropogenicznych (czyli gazów cieplarnianych i aerozolu), a prosta, kropkowana błękitna to jej liniowe przybliżenie, pomarańczowa linia to wymuszenie słoneczne, a zielona to wymuszenie ENSO (ponieważ szczegóły działania tego wymuszenia są słabo znane zastosowano po prostu indeks SOI podzielony przez 10, co wydaje się “graficznie” wyborem dość nieszczęśliwym, bo dodatni SOI oznacza wpływ oziębiający i na odwrót). W końcu czerwona linia to suma wszystkich wymuszeń, a czarna to obserwowane zmiany temperatury.

Widać, że zmiany ENSO dominują – proszę wyobrazić sobie zieloną linię ze zmienionym znakiem (odbitą poziomo w lustrze) i porównać ją z czarną kreską temperatury. W drugiej części okresu “błękitnego”, czyli od roku 2002, efekt zmian ENSO (zielony wykres z “odwróconym” znakiem), słońca (pomarańczowy) i aerozolów siarkowych (fioletowy) jest co do znaku jednakowy: wszystkie ciągną w dół. Autorzy oceniają ten ostatni jako najmniejszy, ale jest to efekt mierzalny. Zmiana wymuszenia związanego z aerozolem siarkowym po 2002 roku ma wynosić 0.03 W m-2. Tłumaczyłoby to spadek temperatury o około 0.01 K czyli 1/15 spadku trendu w tym okresie (efekt spadku aktywności słońca oceniają na 6 razy większy, resztę spadku przypisując ENSO).

Nawet ciekawszy wydał mi się drugi z omawianych artykułów z ostatnich tygodni, Solomon i inni 2011 [7] z Science. Ciekawszy, bo dotyczy aerozolu stratosferycznego, właśnie tego, który w wyniku braku opadów w górnych warstwach atmosfery jest w stanie unosić się nawet latami. Wiemy to z obserwacji grubości optycznej atmosfery (znowu to pojęcie!) po dużych wybuchach wulkanów, szczególnie po największym odkąd mierzymy tę wielkość, czyli Pinatubo na Filipinach w 1991 roku. Dotychczasowy stan wiedzy wskazywał, że taki wybuch, powodujący wstrzykniecie do stratosfery olbrzymich ilości związków siarki, powodował znaczące globalne oziębienie (w przypadku Pinatubo -0.3 K wkrótce po eksplozji), stopniowo wracające “do normy” w ciągu kilku lat. Uważano jednak, ze mniejsze wulkany nie są w stanie emitować pyłu do stratosfery, są zatem pomijalne w sensie klimatycznym. I tu pierwsza niespodzianka. Solomon i inni pokazują, na podstawie pomiarów lidarowych dokonywanych z satelity (lidar to optyczny odpowiednik radaru używający lasera jako źródła światła), wyraźny wzrost grubości optycznej (przynajmniej regionalny) po czterech “małych” wybuchach wulkanów z lat 2006-2010.

Rozpraszanie na aerozolu stratosferycznym (17-21 km nad powierzchnia ziemi) w funkcji szerokości geograficznej i czasu

Na powyższym wykresie kolory oznaczają intensywność rozpraszania (właściwie tzw. “stosunek rozproszeń” czyli stosunek całkowitego rozpraszania wstecz do rozpraszania na samym powietrzu – czyli “rayleighowskiego” – którego wartość da się wyliczyć teoretycznie). Oś pionowa to szerokość geograficzna (dodatnie wartości to półkula północna), a pozioma to czas. Numerami zaznaczono czas i szerokość geograficzną czterech wybuchów wulkanów. Bez wątpienia wpływają one na wartość “tła” aerozolowego na dużej części planety przez całe miesiące (pięknie na przykład widać jak pył wulkanów 1 i 2 rozchodzi się od równika w obie strony na północ i południe). Czyli większa ilość takich słabych wulkanów w danej dekadzie musi prowadzić do jej ochłodzenia w stosunku do dekad sąsiednich, nawet gdy w żadnej z nich nie ma “dużego” wulkanu.

Jednak czy ilość aerozolu w stratosferze rzeczywiście zmienia się między dekadami? Otóż tak i są na to aż cztery niezależne dowody. Trzy z nich pochodzą z pomiarów górze Mauna Loa na Hawajach na wysokości tak dużej, że w przybliżeniu wszystko co powyżej można uznać za aerozol stratosferyczny (no może nie całkiem, ale wybierano dni o najniższych wartościach grubości optycznej dla zminimalizowania wpływu wyższych warstw troposfery). Te trzy to dwa różne instrumenty mierzące grubość optyczną atmosfery z jasności tarczy słonecznej i naziemny lidar. Czwartą serią pomiarową są globalne wartości stratosferycznej grubości optycznej mierzone “od góry” z lidaru satelitarnego. Poniższy rysunek z artykułu podsumowuje je wszystkie.

Transmisja przez atmosferę (a), grubość optyczna (b) na wulkanie Mauna Loa na Hawajach oraz globalna wartość stratosferycznej grubości optycznej mierzonej satelitarnie (c).

W wartościach najdłuższej z tych serii – pomiarów transmisji poprzez atmosferę – widać dwa najnowsze “wielkie” wybuchy wulkanów, El Chichon (Meksyk) z 1982 i Pinatubo z 1991 roku. Środkowy panel to pomiary grubości optycznej od 1994 roku (trzy przyrządy z Mauna Loa i pomiary satelitarne). Widać wzrost średniej wartości po roku 2000. To samo potwierdzają wyniki globalne (dolny panel). Jest to istotne, bo w modelowaniu klimatycznym stosuje się wartości stratosferycznej grubości optycznej osiągające zero już w kilka lat po wybuchu Pinatubo (linie oznaczone jako GISS i Ammann et al na dolnym panelu). Oznacza to (według autorów artykułu), że od końca lat 1990 nie bierzemy pod uwagę wymuszenia radiacyjnego odpowiadającego oziębieniu o -0.07 K. A to już nie są żarty. To połowa “brakującego” ocieplenia w ostatniej dekadzie. Czyli w sumie aż za dużo, bo jeśli uwzględnić wartości jakie Kaufmann i inni (2011) przypisują zmianom wymuszeń przez aerozol troposferyczny i aktywność słoneczną, to nie zostaje nic dla ENSO. A przecież widzieliśmy, że to najważniejszy czynnik zmian międzyletnich, od wartości którego, w latach rozpoczynających i kończących serie czasową o dekadalnej długości, zależy nawet czy obserwujemy trend ocieplenia czy nie. Częściowo da się to wytłumaczyć tym, że te wymuszenie “tła” aerozolowego, odpowiadające oziębieniu -0.07 K zdaniem autorów narastało od lat 1960-ch, ale w okresie dużych wybuch w wulkanów i kilka lat po nich było przez nie zamaskowane. Czyli nie jestem pewny jak je rozłożyć na te kilka dekad po drodze. Jak to się pisze w artykułach “wymaga to dalszych badań”.

Czyli znowu nie wszystko wiemy? No, właśnie. Nikt nie obiecywał, że nauka o klimacie to obserwacyjnie najłatwiejsza gałąź nauki. A na pewno nie jest to gałąź martwa (czyli taka gdzie już wszystko odkryto). Jednak dla mnie, nawet bardziej prawdopodobne niż błędy pomiarowe jest, że nadal nie uwzględniamy wszystkich czynników naturalnej zmienności. Mówiliśmy tu o międzyletniej zmienności związanej z ENSO, ale istnieje też międzydekadowa zmienność związana ze zmianami głębinowej (dokładniej termohalinowej) cyrkulacji oceanicznej. Zwykle mierzy się ją pośrednio przez temperaturę grzanego przez nią Północnego Atlantyku. A ta w latach 1990-ch była szczególnie wysoka, co musiało wpłynąć na temperaturę globalną z definicji (stanowiąc jej integralną część).

I w tym kontekście wróciłbym do rysunku z początku tego wpisu. Dla mnie najciekawszym naukowo pytaniem nie jest – dlaczego trend temperatury po roku 1998 był tak niski? Jest na to wiele powodów wyliczonych powyżej. Naprawdę ciekawe jest to, dlaczego pierwsza polowa lat 2000-ch była tak ciepła, wyraźnie wykraczając ponad trend wieloletni? Bo była. Jeśli z tych samych danych (HadCRUT3) policzyć różnice średnich wartości globalnych dla całych sąsiednich dekad (zdefiniowanych klasycznie jako kończące się na roku z zerem na ostatniej pozycji) to różnica pomiędzy latami 1980-mi i 1990-mi wynosi +0.144 K (prawie tyle ile wynika z trendu długoterminowego). Ile zatem wynosi różnica między latami 1990-mi a tymi “zimnymi” 2000-mi? Czy będzie to wartość ujemna? Absolutnie nie. Różnica ta to +0.192 K. Tak jest, różnica miedzy latami 1990-mi a 2000-mi była większa niż pomiędzy poprzednimi dwoma dekadami i większa niż trend długoterminowy. Proponuję zastanowić się nad zdaniem “Globalnego ocieplenia nie ma od 1998, ale lata 2000-ne były cieplejsze od poprzedniej dekady i to o większą wartość niż wynika z trendu”. Absurd? Tak, absurd. Czyli mamy odpowiedź na tytułowe pytanie. Nie dość, że globalne ocieplenie nie skończyło się w 1998 roku, ale następna po nim dekada była rekordowo ciepła, tak ciepła że właściwie nie wiemy dlaczego. I chociażby dlatego warto zajmować się klimatologią.

Przypisy:

[1] Wybór okresu 11-letniego dla średnich temperatur pozwala na usuniecie cyklu aktywności słonecznej o takiej w przybliżeniu długości.

[2] Na oko tego nie widać (dane są wartościami miesięcznymi i trzeba je “optycznie” uśrednić do całych lat) ale w żadnej znanej mi serii czasowej, łącznie z przedstawioną powyżej nie ma roku cieplejszego niż 2010. Co ciekawe 2010 wygrał lub zremisował (w granicach błędu pomiarowego) z rokiem 1998 w HadCRUT3 i UAH oraz z rokiem 2005 w GISS. Różnica zdania co do poprzednio najcieplejszego roku wynika właśnie z decyzji co do przestrzennej interpolacji danych.

[3] Easterling, D., & Wehner, M. (2009). Is the climate warming or cooling? Geophysical Research Letters, 36 (8) DOI: 10.1029/2009GL037810

[4] Kaufmann RK, Kauppi H, Mann ML, & Stock JH (2011). Reconciling anthropogenic climate change with observed temperature 1998-2008. Proceedings of the National Academy of Sciences of the United States of America, 108 (29), 11790-3 PMID: 21730180

[5] Można by się nawet cieszyć z tej chińskiej “geoinzynierii” chłodzącej naszą planetę gdyby nie tragiczne skutki tego dymu dla życia w Chinach, gdzie gęsto zaludniona wschodnia część kraju pokryta jest brązowym smogiem przez większość roku.

[6] Zwraca uwagę niska czułość klimatu na wymuszenie radiacyjne, 0.3 K W-1 m2, wynikająca z podzielenia przez siebie wartości na obu pionowych osiach, co oznaczać ma zapewne że autorzy mają na myśli zmiany w przeciągu zaledwie kilku lat. Przypominam, że ze względu na olbrzymią pojemność cieplną oceanów ogrzanie naszej planety (i o jedynie w sensie dolnych warstw atmosfery, które jednak mają styczność z oceanem) trwa dość długo, czyli im dłużej poczekamy tym większy efekt temperaturowy będzie miało to samo wymuszenie radiacyjne (o ile działa trwale).

[7] Solomon S, Daniel JS, Neely RR 3rd, Vernier JP, Dutton EG, & Thomason LW (2011). The persistently variable “background” stratospheric aerosol layer and global climate change. Science , 333 (6044), 866-70 PMID: 21778361

Hits: 2392

Subscribe
Notify of
guest

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.

507 Comments
Inline Feedbacks
View all comments
pdjakow
9 years ago

A UAH poleciał znów w dół. Marcowy będzie jednak zbliżony do lutego chyba.

pdjakow
9 years ago

No i sliczno 🙂 Widać pompa mrozu prosto do nas 🙂 Możesz mi jakoś podesłać skrypt?

Czy istnieje jakiś wygodny pakiet z pomocą którego mogę sobie wykreślić podobną mapę w oparciu o dane ze stacji? Np. podane w formacie

LAT LON DANE

Niestety w tym wypadku GrADS jest bardzo toporny…

pdjakow
9 years ago

Przy okazji przyglądania się RNCEP znalazłem coś takiego:

http://webs.ono.com/climatol/climatol.html

Może być interesujące 🙂

pdjakow
9 years ago

Na pierwszy rzut oka tylko w Zielonej Górze marzec pobił rekord średniej miesięcznej temperatury za marzec. Choć i z tym jest problem, bo homogeniczność serii zielonogórskiej była wielokrotnie zerwana – stację przenoszono chyba z 7 razy. A różnica pomiędzy rekordowym do tej pory rokiem 1883 a 2013 to zaledwie 0.1 stopnia. W 1917 było o 0.2 cieplej.

pdjakow
9 years ago

Dla okresu 1961-1990 w oparciu o dane pomiarowe wygląda to tak:
http://meteomodel.pl/BLOG/?p=5684

pdjakow
9 years ago

Przy okazji wrzuciłem gistempa tutaj:
http://meteomodel.pl/index.php/gis-art

Dane przerobione dla okresu bazowego 1981-2010.

pdjakow
9 years ago

A tutaj porównanie 37-miesięcznej ruchomej temperatury z czterech głównych serii:
http://meteomodel.pl/klimat/comp.png

Jak widać satelitarne pokazują nieco inaczej i się rozjeżdżają między sobą znacznie.

pdjakow
9 years ago

Tym bardziej bawi fakt, że jeszcze parę lat temu Watts i spółka zabawiali się w porównywanie różnych wersji GISTEMP-a i wykazywali różnice rzędu 0.05 stopnia, co w oczywisty sposób oznaczało spisek.

Boguslaw
Boguslaw
9 years ago

A z którą częścią słowa zatrzymanie maja kłopot alarmiści ?

Gdy ktoś zajedzie najdalej i zatrzyma się, będzie najdalej, aż nie zacznie wracać.

Więc chyba jest oczywiste, że jeśli ocieplenie się zatrzyma, będzie najcieplej aż się nie zacznie oziębiać. Czy jest to aż tak trudno zrozumieć tę oczywistość że alarmiści robią z tego sensację ?

Boguslaw
Boguslaw
9 years ago

Mówię o samej definicji zatrzymania.
Jeśli coś rośnie i zatrzyma wzrost, to ma największa wartość aż nie zacznie maleć.

Mówienie że coś nie zatrzymało wzrostu BO ma wartość największa i ta największa wartość utrzymuje się od 10 lat jest ośmieszaniem się tego, kto to mówi.

Proszę sobie narysować HIPOTETYCZNY prosty liniowy wzrost CZEGOKOLWIEK w tempie 0,01 na rok przez 100 lat, do 2000 roku a potem stała wartość od 20000 do 30000 roku. Zobaczy Pan dokładnie to samo co Pan narysował powyżej. Średnia za dziesięciolecie 2003 -2013 będzie wyższa niż za dziesięciolecia poprzednie.

Ja tu nie dyskutuje z tym czy trend się zatrzymał trwale czynie, tylko wskazuje na błąd rozumowania. Po okresie wzrostów średnie wieloletnie MUSZĄ być największe aż trend się nie ODWRÓCI. Zatrzymanie trendu nie spowoduje zmniejszenia średnich wieloletnich. Natomiast dane tego samego GISS wskazują iż średnia pięcioletnia już nie rośnie.

http://data.giss.nasa.gov/gistemp/graphs_v3/Fig.A2.gif

Fałszywe argumenty niestety sugerują zła wole, bo trudno o aż takie nieuctwo ludzi posądzać.

Owszem dane nie DOWODZĄ jeszcze zatrzymania, bo to jest za krótki okres.. Niemniej jednak powinniśmy stosować te same standardy do alarmistów jak i do ich krytyków.

Alarm był wszczęty po podobnym okresie ok 10 lat wzrostu następującym po paru dekadach nie wzrastania.

Anyway – zasięg pokrywy lodowej Antarktyki jakoś nie chce słuchać alarmistów.

pdjakow
9 years ago

Tutaj:
http://demonstrations.wolfram.com/ShortTermTemperatureTrendsWithinLongTermWarming/

Pokazano ładnie krótkotrwałe trendy dla zadanej wartości trendu długoterminowego.

Boguslaw
Boguslaw
9 years ago

Otóż zaprzecza Pan podstawowym powszechnie uznawanym faktom.

Wniosek o “winie człowieka” został wyciągnięty po zaledwie 10 latach wzrostu średniej temperatury który nastąpił po 40 latach braku wzrostu temperatury.

Stosując się do Pańskich postulatów należy stwierdzić że był to okres zdecydowanie zbyt krótki do wyciągania jakichkolwiek wniosków.

pdjakow
9 years ago

“Wniosek o „winie człowieka” został wyciągnięty po zaledwie 10 latach wzrostu ”

Kwestia o tym, że człowiek może być winny wzrostowi temperatur był podnoszony, zanim ten wzrost nastąpił. W 1956 Plass prognozował, że do 2000 temperatura wzrośnie o 0.85 stopnia, w 1963 Moller pisał o 0.35 a w 1967 Manabe pisał o 0.55.

Boguslaw
Boguslaw
9 years ago

@pdjakow.
Mnie naprawdę mało interesuje kto kiedy i jakie hipotezy stawiał i jak długo czekał żeby móc ogłosić alarm. Mnie interesuje rzetelność naukowa. Na podstawie jakich danych i zasad rozumowania ogłoszono to , co ogłoszono. Mamy dane, modele i wnioski. kryteria poprawności rozumowania powinny być stosowane jednakowo do wszelkich wniosków. Pan tymczasem lansuje tezę, że jeśli ktoś wyciąga wniosek Panu miły, wystarczy za dowód że ktoś już kiedyś o tym pisał (czyli wg Pana “przewidział”). jeśli wniosek jest Panu niemiły, stosuje Pan ostre kryteria dyskredytujące tak wniosek jak “wnioskodawcę”. Takie postępowanie jest godne fanatyka religijnego anie naukowca.

@gospodarz

Pan bezpodstawnie zakłada, że nie przeczytałem wpisu, bo nie zgadza się Pan z moim komentarzem.

Może jednak Pomówmy o faktach a nie o bajkach.

Fakty to są zapisy temperatury, reszta to pomieszanie naukowych opinii z bajkami.

Ale może ustalmy podstawowe fakty. Tak po prostu by można było stwierdzić czy ktoś im zaprzecza.

Średnie temperatury globu znamy ma podstawie danych satelitarnych od 1979 roku http://www.drroyspencer.com/wp-content/uploads/UAH_LT_1979_thru_July_2013_v5.6.png
Na podstawie pomiarów termometrycznych na ziemi od ok 1880 roku http://data.giss.nasa.gov/gistemp/graphs_v3/Fig.A.gif ,

oraz odtworzone różnymi metodami na przykład podstawie na przykład rdzeni lodowych
http://www.ncdc.noaa.gov/paleo/pubs/alley2000/alley2000.gif

Więc faktami są dane, można się spierać o ich wiarygodność i interpretacje.

Na podstawie danych widać, że klimat cyklicznie oziębia się i ociepla, na podstawie odtworzonej temperatury i wspomnień spisanych przez “zwykłych ludzi” można przyjąć, że w ubiegłym tysiącleciu mieliśmy okres ochłodzenia który skończył się około 200-300 lat temu i choć znów zaczęło się ocieplać to jeszcze nam daleko do średniej temperatury Grenlandii z danych na wykresie zaprezentowanym powyżej wykresie ze strony NOAA za ostatnie 10 000 lat.

Więc pierwszy fakt, dane zaprezentowane przez NOAA wskazują że po ochłodzeniu w początkach temperatura jeszcze nie wróciła do średnie w aktualnym 10 000 leciu.

Dane o bezpośrednich pomiarach od około 1880 roku – z konieczności głównie na półkuli północnej wskazują na ciągły trend ocieplania w którym mamy dwa okresy szybszego wzrostu średniej temperatury i trzy okresy gdy temperatura nie wzrastała. Można się spierać o interpretacje ale nie o fakty. Średnia 15 letnia (8 lat wstecz i 8 lat do przodu rosła (z malutkimi przerwami) do 1943 roku a potem nie rosła, od 1971 rośnie do dziś ale dane pozwalają na jej policzenie do 2006 roku,

Ale średnia 5 letnia na razie rosnąć przestała.

Przejdźmy do sedna czyli czego dotyczy mój komentarz i jak siema to do Pańskiego wpisu.

Jego wymowa jest taka, ze nie ma czego odwoływać.
Ale argumentacja jest taka sama jak dla tezy, że nie było czego OGŁASZAĆ.
Raport IPCC ogłoszono w 1990 roku po niecałych 15 latach “anomalii” gdy zaczęło się ocieplać, a teraz mamy “anomalie” że przez 15 lat temperatura nie rośnie. Gdy ogłaszano alarm, średnia temperatura nie przebiła nawet trendu wyznaczonego przez poprzedni okres, gdy w pierwszej połowie wieku temperatura rosła.
Aby był powód by coś odwołać, najpierw musi być powód by to ogłosić. Ja po prostu wasze argumenty przeciw odwołaniu testuje na okresie ogłaszania. I wychodzi mi na to, ze sami udowadniacie, że ogłoszenie antropomorficznego globalnego ocieplenia było bezpodstawne.
Wspomina Pan że ponoć panuje zgoda ze ocieplanie jest złe.
Nie dość że takiej zgody nie ma,nie dość, ze dane z rdzeni lodowców wskazują ze nadal jest stosunkowo chłodno jak na okres rozwoju ludzkiej cywilizacji, to jeszcze na dodatek nawet gdyby było troszkę cieplej, to i tak taniej byłoby się do tego dostosować niż z tym walczyć.
Ale Pan na te tematy dyskutować przecież nie chce, więc poprzestańmy na “testowaniu argumentacji”.
Stosujmy te same kryteria do tych co głoszą “zła nowinę” jak i do tych co te ogłoszenia chcą odwołać.

pdjakow
9 years ago

@Bogusław

Bardzo fajnie, że podnosi Pan temat rzetelności i tak dalej, ale jednocześnie bardzo smutne, że jest Pan przy tym także nierzetelny.

Otóż pokazuje Pan przebieg temperatury globalnej i zaraz odnosi Pan to do GISP2, czyli pomiaru punktowego z Grenlandii.

Dane te można obejrzeć też tutaj:
ftp://ftp.ncdc.noaa.gov/pub/data/paleo/icecore/greenland/summit/gisp2/isotopes/gisp2_temp_accum_alley2000.txt

Pierwsze co się rzuca w oczy, to fakt, że pierwszy punkt danych to “age = 0.0951409”, czyli “95 years BP”, co w tym konkretnym przypadku oznacza, że najświeższe dane na wykresie, który Pan zaprezentował pochodzą z okolic roku 1855.

Boguslaw
Boguslaw
9 years ago

Zarzuca mi Pan Gospodarz trolowanie. Ale to co opinii publicznej przedstawiają klimatolodzy “woła o pomstę do nieba”.
Może Pan jakoś sensownie uzasadnić dlaczego po 15 latach ocieplania się po okresie 30 lat nie ocieplania się naukowcy mogli napisać n zamówienie rządów że “is likely” że człowiek wywołał katastrofę klimatyczna, a po 25 latach wzrostu temperatury wzrost zatrzymał się na 15 lat okres 15 letni nagle okazuje się za krotki ?

Rzetelni naukowcy powinni w 1 raporcie IPCC zgodne z Pańskimi kryteriami napisać:

“There is absolutely no evidence” że człowiek ma coś wspólnego z obecnym (wtedy 15 letnim) okresem wzrostu średniej temperatury.

Podałem Panu fakty i źródła.Są to dane GiSS

Czy dane GISS to nie są rzetelne dane naukowe ?

Patrząc na dane GISS nie ma niczego nadzwyczajnego w 2 połowie XX wieku jeśli chodzi o wzrost temperatury. I Pan to doskonale uzasadnił. Tylko owo uzasadnienie stosował Pan do czegoś innego, ale ono stosuje się bez żadnych zmian do podanej przeze mnie tezy.

Odnośnie odtworzenia temperatury na podstawie rdzeni lodowych – niestety lepszych danych nie znalazłem, jeśli macie lepsze chętnie poczytam.

1 3 4 5 6 7 11